Piotr Cieplak: jestem oszalałym dendrologiem
rozmowa z Piotrem CieplakiemZ reżyserem Piotrem Cieplakiem o najnowszej premierze Teatru Miejskiego - "Fantazym", o karierze teatralnej i Kubusiu Puchatku rozmawia Łukasz Rudziński.
"Fantazy" to jeden z najbardziej ironicznych dramatów Słowackiego. Bohaterowie dramatu mają rozdane określone role do odegrania tuż przed rozpoczęciem akcji, dzięki czemu mamy tu do czynienia z dramatem konwenansów i grą pozorów.
- Od początku zakładam, że ten utwór jest kompletnie nieznany. Nie robię z tego dramatu - ja również nie zasypiam ze Słowackim przy poduszce. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie dość, że "Fantazy" napisany jest nieużywanym dzisiaj językiem, to jeszcze jest niesłychanie skomplikowany wewnętrznie. Przystępując do czytania Słowackiego, nie tyle próbuję go interpretować, co go po prostu odsłaniam - chcę pokazać jego piękno i wszelkie możliwe tonacje tam zawarte: wzniosłość, komizm, farsę, żenadę, hipokryzję czy fałsz. Jeśli spojrzy się na "Fantazego" dokładniej, okaże się, że obecne jest tam bardzo współczesne myślenie, z poczuciem humoru niemal z Monty Pythona. Słowacki po prostu łamie klisze i stereotypy. To uniwersalny utwór.
W jaki sposób wydobędzie Pan humor Słowackiego w swojej realizacji?
- Cały mój pomysł inscenizacyjny polega na tym, że widzowie przychodzą do teatru, który okazuje się być studiem radiowym. Widzimy aktorów w dżinsach, ubranych współcześnie. Radio transmituje na żywo słuchowisko pod tytułem "Fantazy" Juliusza Słowackiego. W ten sposób zachowuję język Słowackiego, średniówkę, krynoliny, dorożki, pływające łódki, kury, gęsi, kaczki... cały świat sztuki dworku Respektów na Ukrainie. Poza tym mamy ludzi, którzy nagrywają to słuchowisko - jedni w nabożnym skupieniu, inni żując gumę i rozwiązując krzyżówki. Mam nadzieję, że te dwa plany będą się coraz bardziej przeplatać, dopełniać i nasycać.
Kolejne spektakle Piotra Cieplaka są swego rodzaju zagadką. W "Opowiadaniach dla dzieci" w Teatrze Narodowym uruchomił Pan pełną maszynerię sceny w spektaklu dla młodego widza, zrobił Pan spektakl "Król umiera, czyli ceremonie" o umieraniu starego teatru i Starego Teatru w Krakowie jednocześnie, z kolei w "Albośmy to jacy, tacy" w Teatrze Powszechnym skonfrontował Pan "Wesele" Wyspiańskiego z kontrowersyjną sprawą poprowadzenia obwodnicy przez Dolinę Rospudy. Skąd taka łatwość w zmienianiu konwencji, tematów, form teatralnych?
- Staram się pielęgnować w sobie przeświadczenie, że wszystkie przedstawienia dla dorosłych są dla dużych dzieci. Chcę podsycać w sobie pewną otwartość i zdziwienie. Nie oznacza to, że jestem Kubusiem Puchatkiem, który udaje, że świat jest stumilowym lasem. Nie jest nim, choć nim bywa. Życzyłbym sobie, aby wszyscy byli w takim stopniu, jak Kubuś, otwarci na rzeczywistość. Robiąc przedstawienia, ciągle śpiewam jedną piosenkę, ale nie ma jednego sposobu, aby ją wykonać. Po zagraniu jej na grzebieniu nachodzi mnie ochota, aby ją rozpisać na orkiestrę symfoniczną, a potem na sztachety w płocie. To poszukiwanie coraz to innych teatralnych sposobów wyrazu nie ma końca.
Jakiś czas temu Piotr Gruszczyński przypiął Panu łatkę "młodszego zdolniejszego" (obok m.in. Krzysztofa Warlikowskiego i Grzegorza Jarzyny), dla jednego z najciekawszych reżyserów pokolenia. Pańskie realizacje w środowisku cieszą się uznaniem, ale nie ma takiego zainteresowania, jak wymienionych... Czy to określenie miało dla Pana jakiekolwiek znaczenie?
- Z uśmiechem to komentuję. Każdy ma swoją drogę, swój sposób myślenia. Życzę wszystkim, aby próbowali się nie porównywać, tylko pielęgnować swoją drogę. Czasami przedsięwzięcia, które realizuję, są nagradzane i otrzymuję przejawy potwierdzenia wartości swojej pracy. Zawsze jednak krzywiłem się na tę klasyfikację, a najbardziej na tytuł książki Piotra Gruszczyńskiego, w której to opisał - "Ojcobójcy". Ja ojca nie zabiłem, ja ojca szukam. Zawsze mi go brakowało. Szukam pionu i poziomu - ojca z małej i wielkiej litery. Ten mój szlak na tej mapie teatralnej czasami, na głównych skrzyżowaniach, spotyka się z innymi, ale idę własną drogą. Teatr to mój żywioł - jestem teatroholikiem. Ale mam też życie znacznie szersze i bogatsze, nie zamknięte tylko w teatrze. Mam rodzinę, dwa koty, ogród. Jestem oszalałym dendrologiem. Mam 200 drzew różnych gatunków i 60 krzewów różanych, a to dopiero początek... Proszę mi wierzyć, że jak się przycina róże, to kwestia, czy ta klasyfikacja, czy inna i co z tego wynika, trochę tracą na znaczeniu...