Piotr Łazarkiewicz miał wykładać w Katowicach

Był jak iskra. Może po prostu robił za dużo - wspomina zmarłego w piątek reżysera dziekan Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego Krystyna Doktorowicz. Jego śmierć to wielka strata także dla Śląska, w którym nauczył się filmu i gdzie miał wykładać.
- Miesiąc temu Piotr zadzwonił do mnie z informacją o śmierci naszego kolegi. W życiu nie przypuszczałabym, że po miesiącu ja otrzymam telefon o śmierci Piotra - mówi Doktorowicz, która z Łazarkiewiczem znała się od 30 lat. Poznali się, gdy przyszły reżyser rozpoczął naukę w katowickiej "filmówce". Łazarkiewicz był jednym z pierwszych studentów na nowo powstałym Wydziale Radia i Telewizji UŚ. Często wspominał lata spędzone w Katowicach. Trafił na kiepski okres - w Polsce trwał stan wojenny, dlatego debiut jego oraz jego żony Magdaleny (którą poznał zresztą na uczelni) opóźnił się. - Były miesiące, że młodzi reżyserzy bez możliwości pracy tylko o filmach dyskutowali - wspominał. A jednak katowicka szkoła dała mu wiele, głównie za sprawą Krzysztofa Kieślowskiego. - Mój pierwszy film został niezbyt dobrze przyjęty. Jednak to, co na jego temat powiedział Krzysztof, zmieniło moje podejście do kina. I nie chodzi o to, że film mu się podobał, ale raczej o to, że dostałem od niego potwierdzenie, że warto poważnie myśleć o tym zawodzie. Że warto pytać nie tylko o to, co robię, ale i po co to robię - mówił dwa lata temu w Katowicach. Łazarkiewicz - student Kieślowskiego - miał niedługo zacząć wykładać w katowickiej szkole jego imienia. Pracował już nad swoją rozprawą doktorską. - To byłaby piękna klamra. Piotr od lat był w świetnych kontaktach ze szkołą. Gdy brał udział w festiwalach, gdzie nagradzano naszych studentów, od razu dzwonił i gratulował. Starał się, jak tylko mógł, pomagać młodym. Chciał ich zupełnie bezinteresownie promować - mówi Doktorowicz. Dobrze wie o tym Magdalena Piekorz, którą śmierć Łazarkiewicza mocno poruszyła. - Do dziś nie potrafię się otrząsnąć. Piotra poznałam kilkanaście lat temu na korytarzach telewizyjnych przy ul. Woronicza. I choć nie znałam go dobrze, zwracał uwagę życzliwością i niezwykle pogodnym usposobieniem. Przy każdym spotkaniu starał się mnie wspierać, dawał ogromną wiarę w polskie kino, bo podejmując społeczne tematy, bardzo wiele mówił o człowieku - opowiada katowicka reżyserka. Dobrym znajomym Łazarkiewicza był też operator Adam Sikora. - Piotrek na planie miał takie powiedzenie: "wrzucamy szósty bieg". W pracy zawsze jechaliśmy na "szóstce". Czasami mówiłem mu: "Piotrek, zwolnij, nie nadążam!", a on dalej gnał do przodu - wspomina Sikora, który z Łazarkiewiczem współpracował przy realizacjach spektakli Teatru Telewizji i filmów dokumentalnych. Myśleli też o filmie fabularnym. - Piotrek był energetycznym człowiekiem, pracoholikiem. Film to była jego podstawowa sprawa w życiu. Niedawno się spotkaliśmy, miał wiele planów na przyszłość. Był strasznie nakręcony na życie.
Marcin Mońka
Gazeta Wyborcza Katowice
27 czerwca 2008

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia