Piotr Łazarkiewicz nie żyje

Producent, aktor, scenarzysta, reżyser filmowy, radiowy i teatralny, wykładowca Warszawskiej Szkoły Filmowej. Miał 54 lata. Zmarł w piątek. Poprzedniego dnia w ramach "Teatru w Gazeta Café" odbyło się czytanie najnowszej sztuki Vaclava Havla "Odejścia" w jego reżyserii.
Piotr Łazarkiewicz w ostatnich latach zajmował się głównie reżyserią teatralną. Wystawił m.in. cieszącą się ogromną popularnością sztukę Anny Burzyńskiej "Mężczyźni na skraju załamania nerwowego" (Teatr Bajka w Warszawie), dramat o rzeczywistości korporacyjnej "Metoda" (Teatr Komedia w Warszawie), "Czarny punkt" (Teatr im. Witkiewicza w Zakopanem) o przemyśle żerującym na ofiarach wypadków drogowych, dokumentalno-wizyjny dramat "Pokropek" (Teatr Kruczkowskiego w Zielonej Górze), dotyczący starć ulicznych z milicją z maja 1960 r. Jedną z najciekawszych realizacji Łazarkiewicza były "Sytuacje rodzinne" Biljany Srbljanović (Teatr Studio w Warszawie) - zaskakujący i tragiczny obraz wojny w Jugosławii ukazany przez zabawy skażonych przemocą dzieci. Był szczególnie wyczulony na współczesną dramaturgię. Sięgał po teksty zachodnich brutalistów - "Ogień w głowie", "Pasożyty" - i polskich dramaturgów spod znaku tzw. pokolenia porno. To jemu właśnie Tadeusz Różewicz powierzył realizację w Teatrze Telewizji swojej ostatniej sztuki "Trelemorele" (ze świetnymi rolami Marii i Jana Peszków) - paszkwilu na medialny bełkot i kulturę "surfingu po kanałach". W teatrze interesowały go przede wszystkim czarne komedie i psychodramy, czyli najciemniejsze i najbardziej groteskowe strony banalnej z pozoru codzienności. 4 i 5 lipca w Centralnym Basenie Artystycznym w Warszawie miała odbyć się premiera "Prawa McGoverna", debiutu dramaturgicznego Zbigniewa Hołdysa w wykonaniu teatru Niewinni Chłopcy w reżyserii Piotra Łazarkiewicza. Reżyserię filmowo-telewizyjną skończył na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach (był już wtedy absolwentem filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim). O swoim powołaniu mówił: "Częścią zawodu - ale także kondycji - reżysera jest kontakt z drugim człowiekiem. Stała gotowość do wchłaniania tego, co dookoła nas. Do słuchania innych. To też wielkie zobowiązanie moralne". Był autorem wielu filmów fabularnych: "Kocham kino" (1986), "W środku Europy" (1990), "Odjazd" (1991) i "Pora na czarownice" (1995), a także filmów dokumentalnych - "Mantra" (1983), "Improwizacja" (1985), "Soc" (1989), "Wielka woda" (1996), "Samo niebo" (2001), "0 1 0" (2007). Najchętniej zajmował się polską prowincją geograficzna i mentalną, ruchami alternatywnymi, odmieńcami i buntownikami. Właśnie do tego nurtu należy jego najgłośniejszy film "Fala - Jarocin '85" - jeden z najlepszych dokumentów muzycznych w historii polskiego kina i znakomity portret Polski połowy lat 80. Z jednej strony pogrążonej w szarości i beznadziei po wstrząsie stanu wojennego. Z drugiej - pełnej nadziei, której emisariuszami są grające w Jarocinie kapele. Zderzenie ponurych obrazów polskich ulic i urzędowego bełkotu z kolorowym światem ówczesnego rock'n'rolla wciąż robi niesamowite wrażenie. Obraz i muzyka mówią same za siebie. To karnawał wolności, namiastka prawdziwego życia, ale i zawoalowana zapowiedź upadku systemu. "Fala" stała się manifestem inności, jedną z pierwszych wypowiedzi o rodzącej się kulturze "tygla tożsamościowego". Kulturze przemawiającej przez emocje, ciało, strój, fryzurę, muzykę, silne zaznaczenie przynależności do konkretnej grupy. Łazarkiewicz wraz z operatorem Andrzejem Wolfem zmagał się nie tylko z cenzurą, ale i z niechęcią uczestników festiwalu. Mimo to uchwycił moment, gdy pesymizm i marazm poprzedniej epoki zaczeły być wypierane przez nademocjonalność i wypalenie epoki wstępującej. Piotr Łazarkiewicz realizował również telewizyjne reportaże i programy artystyczne (m.in. relacje z Warszawskiej Jesieni), tworzył audycje radiowe. Jesienią zamierzał przygotować dla Radia Tok Fm słuchowisko na podstawie "Tequili" Krzysztofa Vargi. Przyjaciel młodych Poznaliśmy się przy okazji konkursu dla młodych krytyków filmowych im. Krzysztofa Mętraka. To właśnie Piotr ten konkurs wymyślił. Zamiast narzekać na poziom krytyki filmowej, chciał szukać młodych talentów i przekornych piór. Wierzył, że można o kinie pisać - i dyskutować - inaczej. Miał rację. Bartosz Żurawiecki, Mateusz Werner, Anita Piotrowska, Wojciech Kuczok, Darek Arest, Jakub Socha, Michał Oleszczyk: wszyscy oni wiele konkursowi zawdzięczają. Ja również. Był człowiekiem - a w środowisku filmowym to rzadkość - bezinteresownej serdeczności. I działania. To on wspierał np. ostatnio pomysł internetowego pisma o filmie, podsuwał pomysły. Za kilka tygodni mógłby zobaczyć w "Gazecie" pierwszy efekt. Lgnął do młodych, naturalnie przechodził na "ty". Chyba stąd się wziął jego ostatni, zrealizowany po długiej przerwie film "0_1_0". Znakomity. Pomysł wydawał się szalony - to siedem pozornie niezwiązanych ze sobą historii o trudnych relacjach między młodymi ludźmi. Wyostrzonych, ale nie epatujących patologią, przerysowanych, ale zaskakująco jasnych. Oglądałem "0_1_0" z narastającym zdziwieniem: można jednak robić w Polsce światowe kino! To film magnetyczny, bolesny i uwodzicielski. Koncertowo zagrany przez plejadę młodych aktorów - od Marysi Peszek i Marysi Seweryn po Rafała Maćkowiaka i Rafała Mohra. Przenikliwie, bez banałów o "samotności w sieci" Łazarkiewicz mówi o pokoleniu, które przeraźliwie boi się nudy i wszystkiego, co przewidywalne. Które uzależnia się od adrenaliny i zwłaszcza w damsko-męskich relacjach ucieka w codzienny teatr na granicy emocjonalnej histerii. Lubię mylić widza Piotr Łazarkiewicz: Szukałem prostego hasła, znaku, który wyrażałby opozycję: tak - nie, dobro - zło, czarne - białe. Krzysztof Bizio, autor sztuki, a właściwie paru luźnych scen, z których wziął się scenariusz, wpadł na pomysł, żeby nawiązać do systemu zero-jedynkowego - ten kod jest przecież obecny wszędzie, od kodu paskowego poczynając. Można więc "0_1_0" rozumieć jako: nie ma - jest - nie ma, minus - plus - minus, zło - dobro - zło. Albo zupełnie inaczej. Twój film mówi o tym, że związek bywa wyzwaniem ponad nasze siły. I że w każdym przychodzi moment, gdy zaczynamy pytać: jak wiele możemy znieść? - Osoby z mojego pokolenia często mówią o dzisiejszych 20-, 30-latkach, że są przyhamowani, mają problem w określeniu swoich relacji albo w ogóle nie chcą w nie wchodzić. Mam wrażenie, że problem jest głębszy. Wraz z telewizją, kinem, całą cywilizacją obrazkową mamy coraz większą świadomość, że świat to zbiór konwencji, powtarzalnych zachowań, określonych ról. Coraz częściej patrzymy więc na to, co wokół nas, jak na rodzaj filmu, serialu albo jeszcze gorzej - telenoweli czy sitcomu nawet. Buntujemy się przed tym, by wejść w rolę osoby zakochanej lub zranionej, męża - żony, kobiety - mężczyzny. I zaczynamy grać. - W pewnym sensie gubi nas nadświadomość. Druga rzecz to strach przed odsłonięciem się. Coraz więcej ludzi nie pokazuje swojej własnej twarzy w pracy, nawet wobec partnera czy partnerki. Gdy się odsłonisz, narażasz się na strzał. Jak w takim razie zbudować relację? Łatwych recept nie ma, połowa dzisiejszej sztuki się tym karmi. Nie od dziś zresztą - wystarczy wrócić do starych filmów Antonioniego, które uwielbiam. W filmach twórców twojego pokolenia młodość pokazywana jest dziś często w sposób groteskowy, z perspektywy mentora, zewnętrznego obserwatora. Zaskoczyłeś mnie, bo w "0_1_0" widać, że świetnie młodych ludzi rozumiesz. - Dużo pracuję z młodymi aktorami w szkole filmowej i lubię z nimi przebywać. Znam dobrze kolegów mojego syna. To nie jest dla mnie świat wirtualny - w pewnym sensie żyję w nim na co dzień. Syn, Antoni Łazarkiewicz, napisał do "0_1_0" kapitalną muzykę, uwodzicielską, ale przekorną. Chciałoby się powiedzieć: jak nie z polskiego filmu. Pracował według twoich wskazówek? - Ja byłem bardziej tradycyjny - chciałem mieć jeden motyw, który będzie przechodził przez kolejny sceny. Antek przekonywał mnie, żeby w ogóle nie stosować ilustracji. Żeby za każdym razem, gdy wchodzi muzyka, widz miał wrażenie, że film pójdzie odtąd w inną stronę. Z czterech piosenek trzy powstały właściwie tuż przed zdjęciami. Antek posłał mi je prosto na plan empetrójką. Bałem się trochę, że ta nieoczywistość może zostać odebrana jako przypadkowość. Ale zobaczyłem, że Antek ma rację - to działa. Ta muzyka świetnie oddaje charakter filmu, w którym ciągle zbijasz widza z tropu. - Rzeczywiście, chciałem mylić widza. Żeby nie mógł powiedzieć w połowie filmu: wszystko już wiem. Chciałem pokazać świat, który faluje i wciąga. Najbardziej w kinie denerwuje mnie, kiedy czuję, że ktoś bardzo chce mi coś udowodnić. Wolę czyste dzianie się. Nasze życie nie jest przecież uporządkowane. Sam często nie wiesz, dlaczego patrzysz w lewo, a nie w prawo. I jakie to będzie miało skutki. Maria Zmarz-Koczanowicz: Wciąż wydawał się młody Jestem wstrząśnięta. Niedawno spotkałam Piotrka, mówił, że napisał doktorat u Filipa Bajona, że będzie go bronił, i że zrobił nową fabułę. Gdy narzekałam na problemy z filmami, na brak pieniędzy, mówił mi: "Marysia, wyluzuj, nie ma co". On się dobrze czuł w każdym środowisku, lubił poznawać nowych ludzi. Wciąż wydawał się młody - nosił długie włosy, skórzane ubrania. Ale nie było w tym jakiejś fałszywej ostentacji. Poznałam go szkole filmowej w Katowicach - był o rok wyżej. Zrobił tam film o swojej matce. Ten film był w szkole krytykowany. Ale gdy do Katowic przyjechał Kieślowski, zachwycił się, że to coś tak osobistego, że Piotrek się tym filmem otworzył. Piotrek dużo pracował - ostatnio robił spektakle teatralne. Przysyłał mi SMS-y, żeby wpaść, obejrzeć, byłam pod wrażeniem jego aktywności. Miał opinię kogoś, kto świetnie doradza ludziom. Przyjaźnił się z młodymi aktorami, umiał ich odkrywać - w "Polowaniu na czarownice" obsadził Jolę Fraszyńską i Andrzeja Mastalerza. Lubię jego dokument o naszym wspólnym koledze reżyserze Jacku Skalskim, który zmarł tragicznie. Piotrek zebrał jego filmy, zadbał o to, żeby o Jacku nie zapomniano. Mariusz Szczygieł: "Żeby było jeszcze bardziej miło" W czwartek, dzień przed śmiercią, w naszej redakcji przygotował publiczną próbę czytaną nowej sztuki Havla. Mówił, że jest zadowolony, bo wreszcie zebrał swoich ulubionych aktorów. Udało mu się namówić znanych i zajętych artystów, żeby przyszli i odczytali kilka zdań. Adam Woronowicz dał się Piotrowi namówić na poświęcenie kilku godzin, żeby przeczytać jedno zdanie; Piotr mówił: "Bo muszą być wszyscy, na których mi zależy". Był zadowolony i tryskał energią. Piotr był zaprzyjaźniony z nami i jak tylko jakiś reportaż w "Gazecie" szczególnie mu się podobał, przychodził do redakcji i mówił to autorowi. Ale na tym nie kończył: ile razy potem spotykał tego autora na ulicy, tyle razy powtarzał komplementy. Namówił mnie, żebym czytał rozbudowane didaskalia sztuki Havla, i robił wszystko, żeby amator czuł się dobrze z profesjonalistami. Aktorzy się znali, ale kiedy we wtorek przychodzili na próbę, postanowił każdemu wchodzącemu przedstawiać wszystkich, którzy już są. - Piotrek, daj spokój - mówili aktorzy. - Przecież się znamy. - Nie zaszkodzi, żeby było jeszcze bardziej miło - odparł. Kiedy przed rozpoczęciem próby z publicznością Izabella Cywińska powiedziała mu, że nie wysłucha całej sztuki i będzie tylko na rozpoczęciu, a potem musi wracać do swojego teatru, powiedział: "Tylko nie zapomnij mnie uściskać przed wyjściem". Piotr Łazarkiewicz (ur. 13 marca 1954 w Cieplicach Śląskich, zm. 20 czerwca 2008 w Warszawie) - polski reżyser, scenarzysta, aktor oraz producent filmowy. W 1977 ukończył filologię polską na Uniwersytecie Wrocławskim a 4 lata później uzyskał dyplom na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego. Laureat nagrody specjalnej XVII Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Wieloletni reżyser programu Bezludna Wyspa w TVP2. Był mężem Magdaleny Łazarkiewicz i ojcem Antoniego Łazarkiewicza. Zmarł 20 czerwca 2008 r. na zawał serca.
Paweł T. Felis
Gazeta Wyborcza
21 czerwca 2008

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia