Piszczyk i Wokulski. Takich ich nie znaliście

"Lalka" - reż. Aneta Groszyńska i "Sześć wcieleń Jana Piszczyka" - reż. Wojciech Kościelniak - Teatr Polski w Bielsku-Białej

Dwa nowe tytuły na afiszu Teatru Polskiego w Bielsku-Białej nie odżegnują się od literackiego rodowodu. Ani od tego, że "Sześć wcieleń Jana Piszczyka" Jerzego Stefana Stawińskiego i "Lalka" Bolesława Prusa istnieją w powszechnej świadomości widzów w kształcie, jaki nadały im, skądinąd świetne, wersje filmowe. Sceniczna adaptacja prozy to wyjątkowo ryzykowne zajęcie. Ale w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej wiedzą, jak to zrobić z sukcesem.

Nie potwierdziły się jednak obawy, że to będą kalki, że teatr coś tam przy tych pozycjach pomajstruje, czymś je ozdobi i wypuści kolejne wariacje "na temat". Obydwa przedstawienia okazały się oryginalnymi, świeżymi interpretacjami; nie odwołują się do utartych schematów i niczego nie naśladują. Każde też, choć reżyserzy posługują się odmiennymi konwencjami, ma przemyślaną, nowoczesną formę.

Nie potwierdziły się jednak obawy, że to będą kalki, że teatr coś tam przy tych pozycjach pomajstruje, czymś je ozdobi i wypuści kolejne wariacje "na temat". Obydwa przedstawienia okazały się oryginalnymi, świeżymi interpretacjami; nie odwołują się do utartych schematów i niczego nie naśladują. Każde też, choć reżyserzy posługują się odmiennymi konwencjami, ma przemyślaną, nowoczesną formę.

O doskonałym aktorstwie nie wspominam - w Teatrze Polskim to ostatnio norma.

Pechowiec i manekiny

"Sześć wcieleń Jana Piszczyka" zrealizował na bielskiej scenie Wojciech Kościelniak. W wersji, którą ostrożnie można nazwać musicalową. Ostrożnie, bo muzyka Piotra Dziubka nie jest w pełni samodzielnym elementem spektaklu; raczej dopełnia akcję, komentując ją lub ilustrując. Jednym z walorów spektaklu jest jednak harmonijna i konsekwentna współzależność wszystkich fragmentów wykreowanego świata.

Muzyka implikuje więc choreografię Jarosława Stańka, szalenie zresztą adekwatną do nastroju widowiska. Z kolei układy taneczne wykorzystują rekwizyty i scenografię, którą Damian Styrna zamknął w płaskich, drewnianych ramach, wypełnionych symbolicznymi wycinankami. Jeśli ktoś wybierze się na spektakl, a zachęcam, niech nie bagatelizuje zawartości tych ram. Mieści się w nich wiele celnych skrótów myślowych... Świetny pomysł.

Wszystkie te elementy spektaklu tworzą odrealnioną przestrzeń, w jakiej funkcjonuje bielski Piszczyk. Bo przedstawienie Wojciecha Kościelniaka pozostaje w tej mierze w opozycji#do książki i do ekranizacji Andrzeja Munka, które - choć groteskowe - oscylowały w granicach realizmu.

W Teatrze Polskim jest inaczej. Postacie są karykaturalnie nierzeczywiste. Ruchome manekiny, o twarzach wykrzywionych złośliwą satysfakcją po kolejnym upadku Piszczyka. Zmechanizowane ruchy, dziwne peruki, ostra charakteryzacja odczłowieczają bohaterów, zlatujących się jak sępy nad nieszczęsną ofiarą. Szybko rodzi się zresztą pytanie: ofiarą prawdziwą czy wykreowaną przez samego Piszczyka, dla wzbudzenia naszej litości? Czy ten biedny Piszczyk - w wyrazistej interpretacji Sebastiana Jasnocha - szczebiocący do widzów jękliwym głosem, na pewno ma czyste ręce? Gdy raz tylko odzywa się normalnym, męskim głosem, natychmiast wydaje się kimś zupełnie innym... Wyłazi jego koniunkturalizm i naiwna może, ale jednak, przebiegłość. Nie jest kreaturą. Jest człowiekiem, szukającym akceptacji przez upodobnienie się do otoczenia. Ale metody, jakie wybiera, to strzelanie kulą w płot - lizusostwo, intrygowanie, umniejszanie cudzych zasług. Może więc to jest tak, że jak wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one? A może człowiek tak zakompleksiony rozgrzesza się z niemoralnych zachowań, jeśli choć trochę czuje się potrzebny? A może z wiekiem rezygnujemy z ideałów, nabierając przekonania, że do celu prościej dojść bezczelnością? Reżyser tego nie rozstrzyga. Drapieżny, niejednoznaczny, ekspresyjny spektakl pobudza do refleksji

Prus - wizjoner? To możliwe

Zdecydowanie bardziej swobodną impresją na temat pierwowzoru literackiego jest inscenizacja "Lalki" Bolesława Prusa, w reżyserii Anety Groszyńskiej i adaptacji Artura Pałygi, choć spektakl zachowuje większość wątków powieści. Na pewno nie jest to jednak zalecający się licealistom bryk z lektury. Raczej ciekawa próba odnalezienia w dziele Prusa wartości uniwersalnych. W opisie brzmi banalnie, na scenie zmienia się w intrygującą opowieść o bezwzględnej żądzy pieniądza, który może człowieka awansować społecznie, jak Wokulskiego, ale może też próbować odebrać mu godność, jak Łęckiej. Uciec od zwierzęcej pokusy nieustannego zdobywania potrafią tylko najsilniejsi psychicznie lub niepoprawni idealiści. Płacąc za ten wybór samotnością i wykluczeniem.

Z ogromnego materiału literackiego Artur Pałyga wybrał, głównie filozoficzne i społeczne, rozważania autora. Zabieg ryzykowny. Na scenie układa się jednak w niespokojnie nerwową i mocno pesymistyczną, ale spójną całość. Akcja toczy się w dziwnym teatrum, w którym postacie odgrywają narzucone sobie (przez innych lub przez siebie) role. A gdzieś z tyłu towarzyskich rytuałów i konwencjonalnych pogawędek toczą się wojny. Te prawdziwe, budujące kapitał bogaczy, także dobrego pana Stacha. Wojny bezwzględne, lecz dochodowe; za czasów Prusa, i dziś przecież też. Na scenie - nic dosłownego, żaden manifest. Tylko w połowie przedstawienia łamie się konwencja. Znika salon bogatych marionetek i teatralna scenografia "w stylu epoki". Rozlega się współczesna muzyka, a Kazimierz Czapla - dla którego rola Wokulskiego będzie jedną z ważniejszych w karierze - zmienia się w zupełnie innego człowieka. Pozostaje jednak niepewność, dokąd zmierza.

Henryka Wach-Malicka
Dziennik Zachodni
10 października 2015

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia