PKP jako mafia

"Firma" - reż. Monika Strzępka - Teatr Nowy im. Tadeusza Łomnickiego Poznań

W "Firmie" Demirskiego i Strzępki włodarze PKP reprezentują to, co mają reprezentować zgodnie z oczekiwaniami: żądzę władzy, kasy, bezwzględność, cynizm, pogardę dla tych, co niżej na społecznej drabinie.

PKP jakie jest, każdy widzi. Ale nie każdy ma chęć i czas na zajmowanie się dociekaniem przyczyn tego stanu. Owszem, słyszymy i czytamy o rozmaitych aferach - i tu Paweł Demirski ma rację, pisząc w programie: "Polskie afery żyją tyle, ile gazety codzienne. Emocjonują przez kilka dni i odchodzą w zapomnienie". Co pamiętamy choćby z afery FOZZ, afery Rywina, afery z tajnymi więzieniami CIA? Ciągnące się miesiącami przesłuchania, fakty i fakty prasowe, domysły, błyskotliwe komentarze i dziennikarskie śledztwa zbiły się w jedną nużącą masę, którą usuwamy z pola widzenia i myślenia, bo mamy poczucie, że nie ogarniamy, że nigdy nie dotrzemy do prawdy, która być może (choć nie na pewno) gdzieś tam jest. 

Bo - i tu znów Demirski - "Bezsilność polskiej demokracji względem tych wydarzeń to słabość, a może istota obecnego systemu. Uwaga ludzi skupia się wokół przejawów, a nie powodów. Ile zakulisowych, korupcyjnych rozmów i niezgodnych z prawem zachowań nie ujrzało nigdy światła dziennego? Z iloma stenogramami nigdy się nie zapoznamy? Zresztą po co nam one, jeżeli nic z nich nie wyniknie?".

Przypominając sobie doświadczenia z PKP (każdy z widzów ma zapewne własne historie do opowiedzenia) i czytając jakże słuszne słowa Demirskiego w programie, a także rzucając okiem na scenę, na której widnieje baraczek z napisem "Port Lotniczy Szymany" (to ten, na którym lądowały tajne samoloty z tajnymi więźniami CIA), oczekiwałam wiele. Ale "Firma" nie jest spektaklem pobudzającym do myślenia, bezczelnie podważającym dobre samopoczucie widzów (jak choćby "W imię Jakuba S." czy "Sztuka dla dziecka"). Tu raczej gra się do jednej bramki - jak w "Tęczowej Trybunie".

Demirski i Strzępka pokazują bowiem grupę ludzi władających koleją jako mafijną rodzinę, składającą się z wujka (Aleksander Machalica), dziarskiego wąsatego starca, spadkobiercy PRL-u, cioci zwanej Kobietą Dwudziestolecia (Antonina Choroszy), efektownej cynicznej bizneswoman, pani prezes-prezydent (Małgorzata Łodej-Stachowiak), która wszystko załatwi, jej córki (Marta Szumieł), pragnącej zrobić karierę u boku cioci, oraz młodych wilczków: Posła (Radosław Elis), Dyrektora (Grzegorz Gołaszewski) i Palacza (Mateusz Ławrynowicz).

Familia reprezentuje to, co ma reprezentować zgodnie z oczekiwaniami - żądzę władzy, kasy, bezwzględność, cynizm, pogardę dla tych, co niżej na społecznej drabinie. Ruchy wewnątrz rodziny są niemrawe, co prawda od czasu do czasu ktoś się wyłamuje, jakby nawet zmienia tożsamość (w tym teatrze nie jest to dziwne), ale szybko wszystko powraca w stare koleiny. Oglądamy więc coś w rodzaju komedii obyczajowej, cóż z tego, że chwilami czarnej, z licznymi trafnymi i inteligentnymi kwestiami i obserwacjami. I aktorzy też grają komedię obyczajową, rozwleczoną i pozbawioną zaskoczeń. Wiemy, czego się spodziewać po takich bohaterach, a oni te przewidywania wypełniają. 

Wypełnia je też postać nazwana Mężczyzną Doświadczonym (Michał Opaliński), który uparcie tropi kolejowe przekręty, zyskując miano oszołoma. Strzępka i Demirski dwa lata temu w felietonie dla Krytyki Politycznej wyznali, że kochają teorie spiskowe, choć - jak pisali z właściwą sobie ironią - naraża ich to na towarzyski ostracyzm. Sceniczny oszołom wyrzucony drzwiami wraca oknem, jest gadatliwy, chorobliwie męczący i namolny w swoim dochodzeniu do prawdy. Żeby nie było czarno-biało. Żeby złej rodzinie-firmie nie przeciwstawić kogoś jednoznacznie dobrego i wyższego moralnie.

To zestawienie jednak wydaje się wykalkulowane; Demirski i Strzępka jakby stracili pazur. Potoki błyskotliwych słów płynące ze sceny niczego nie otwierają, nie prowokują, potwierdzają raczej powszechne przekonanie, że ci u góry są podejrzani. Większe wrażenie robią wyświetlane na horyzoncie sceny dane - choćby takie, że PKP liczy obecnie ponad 160 spółek, po prywatyzacji wybudowano zaledwie dwa kilometry torów, a po różnych trasach jeździ się obecnie znacznie dłużej niż przed prywatyzacją. Ktoś na tym zarabia - kto? No ta firma, która plącze się po scenie, złożona z modelowych przedstawicieli mafijnej rodziny, trzymająca w garści polityków (co uzmysławia długa scena policzkowania posła) i media. 

W spektaklu panują lubiane przez Demirskiego i Strzępkę klimaty, które nazwać można czyśćcowymi - jesteśmy w miejscu, gdzie czas biegnie w przód i w tył (mówi się na przykład o katastrofie kolejowej w 2013 roku), gdzie realne przeplata się z nierealnym, ale za to przypominającym bohaterom o ich grzechach. Z góry co i rusz spadają kilogramy akt (to te, z którymi - jak pisał Demirski - nigdy się nie zapoznamy, a gdyby nawet, to i tak nic nam z tego nie przyjdzie), chlusta krew ofiar katastrof kolejowych, powieszeni mafiozi dyndają znacząco, a za chwilę przeglądają gazety, wisząc na jawnie teatralnych stryczkach.

Te czyśćcowe zapętlenia są jednak jedynie ozdobnikiem, brak tutaj zajadłego wczepienia się postaci w siebie, które tak świetnie grało w co lepszych produkcjach duetu. Pojawia się też typowy dla Strzępki i Demirskiego akcent sentymentalny. Starsza pani (Sława Kwaśniewska), która lubi chodzić na nieczynną stację i wspominać dawne podróże. I akcent autoironiczny: rodzina wychodzi na scenę, komentując spektakl o sobie, który właśnie obejrzeli (czyli "Firmę"), wyrażając zdegustowanie prymitywizmem twórców ("oni myślą że my myślimy tak prostacko!"). Pada też zdanie asekuracyjne: "podsumowując, nie jest to moim zdaniem temat na sztukę, nie zuniwersalizował problemów transformacji w kryzysie". Otóż zuniwersalizował. Oboje - i dramaturg, i reżyserka - zuniwersalizowali. Odsunęli temat w bezpieczne rejony konwencji znanej skądinąd (nieprzypadkowo chyba tytuł nawiązuje do amerykańskiego filmu "Firma"), a sceniczna forma to katalog chwytów znanych z innych ich przedstawień. Tyle że w tym wydaniu mało drapieżnych i niezbyt skutecznych.

Joanna Targoń
dwutygodnik.com
23 listopada 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia