Po co komu Festiwal FETA?

XXV Międzynarodowy Festiwal Teatrów Plenerowych i Ulicznych FETA - 7-9 lipca 2023 r. - Gdańsk

Relacja* z XXV Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Plenerowych i Ulicznych FETA 2023.

Skromniej i krócej, ale i tak najwięcej

Mimo że tegoroczna FETA trwała trzy dni, a właściwie prawie trzy dni, to i tak była najprawdopodobniej największym festiwalem/przeglądem plenerowym w Polsce. Ilościowa przewaga nad innymi tego typu wydarzeniami, jak np. 40. już Festiwalem w Jeleniej Górze nie była ogromna, ale jednak. Powszechne problemy finansowe w kulturze samorządowej i ogromny skok kosztów transportu spowodowały przejście FETY na zdecydowanie mniej kaloryczną dietę. Fani teatru na otwartym powietrzu z rozrzewnieniem wspominali złote czasy, ale mimo obiektywnych trudności i braku wielkich widowisk, tegoroczny przegląd przyciągnął tłumy widzów i... fanów, bo FETA dorobiła się przez lata sporej grupy wyznawców.

Na całość złożyło się 17 spektakli 16 zespołów z Włoch, Hiszpanii, Szwajcarii, Danii, Niemiec, Portugalii, Ukrainy i Polski, akcja teatralna i mikrohappeningi lalkowe oraz wystawa Foto FETA. Pogoda była fantastyczna, atmosfera za dnia piknikowa, poziom zadowolenia widzów najwyższy w całej okolicy.

Lokalizacja

Po raz kolejny głównym miejscem wydarzeń był park Reagana. Oficjalne otwarcie odbyło się na placu Zebrań Ludowych, jedno wydarzenie rozegrało się na Głównym Mieście. Park jest miejscem trudnym, teatr współzawodniczy z mistrzostwami w zakrapianym grillowaniu i deziluzja tworzy się momentalnie. Nie można wyłączyć biesiadowania i zabrać spragnionym tej rozrywki unikalnej w całym Trójmieście miejscówki, więc albo teatr, albo grill. Czekam na powrót na Dolne Miasto.

Teatr plenerowy jako sztuka

Teatr plenerowy nie jest pieszczochem krytyków, którzy najczęściej uważają go za gatunek podrzędny. Szkoda, bo oprócz przeważającej w swej masie produkcji jarmarcznych i lekkich, zdarzają się perły. Środki wykorzystywane przez świadomych i poszukujących twórców działających w otwartych przestrzeniach składają się na oryginalną estetykę pobudzającą zupełnie inne receptory niż teatr salowy. Na tegorocznej FECIE były z pewnością co najmniej dwa ujawnienia, które szybowały ponad innymi.

„Kaspar" Teatru Biuro Podróży to klasyczna perła teatru widowiskowego. Prosta opowieść zamknięta w ramy malarskie z towarzyszeniem ponadczasowej muzyki Jana Sebastiana Bacha. Malarskość wysmakowana, niczym rodzajowość sceniczna malarstwa holenderskiego, „zalana" światłem, dopracowana, zatrzymywana w kadrze, z widocznym sceptycyzmem religijnym. To przykład precyzyjnego, spójnego i wyrafinowanego widowiska plenerowego. (Więcej w naszej recenzji Obcy jest potrzebny)

„Noe" wg scenariusza, w reżyserii i wykonaniu Adama Walnego pokazany na tegorocznej FECIE to na przemian artystyczna i artystowska szarża. Przez trzy kwadranse jesteśmy świadkami wyrafinowanego popisu, w którym ścigają się ze sobą dygresje, skojarzenia, humor i cieplutka szyderka. To po trosze monodram i crazy stand up, który rozgrywa się na kilku poziomach sensów. (Więcej w naszej recenzji Niech rozejdą się po ziemi i rozmnażają, czyli piękne szaleństwo Adama Walnego).

Szybkie i powszechne standing ovation nagrodziło wykonawców spektaklu „Diaspora. współczesna tragedia" niemiecko-włoskiej produkcji antagon theaterAKTion & Ondadurto Teatro. Aktualne treści parafrazy „Trojanek" Eurypidesa były z pewnością najlepszą egzemplifikacją dominującego na tegorocznej FECIE idiomu złożonego ze współczesnego odczytania problemów związanych z przekraczaniem granic i wykluczeniem społecznym. Oba zespoły należą do najczęściej zapraszanych do Gdańska formacji, to profesjonalne teatry plenerowe, ale po spotkaniu roztańczonych Włochów (niezapomniane C'era una volta!) z wodno-ognistymi Teutonami spodziewałem się czegoś więcej, czegoś wyjątkowego.

Trudno ocenić jedynie wartość artystyczną spektaklu „Ukraina. Testament Szewczenko" Lwowskiego Teatru Woskresinnia. To było spotkanie przeszywających, nagromadzonych emocji zakończone wzruszającą pieśnią „Podaj rękę Ukrainie", która połączyła zebranych. Dobrze, że Woskresinnia w ramach polskiego tournée odwiedziła także Gdańsk.

Dla dzieci

Propozycje teatru dla dzieci jak zawsze cieszyły się rodzinnym powodzeniem frekwencyjnym i żywym odbiorem. Wśród wykonawców znalazły się m.in. lokalne Teatr Czwarte Miasto oraz Teatr w Blokowisku. Pierwszy w spektaklu „Mały gotyk" w reż. Piotra Srebrowskiego zachęcał do uruchomienia wyobraźni przestrzennej i zabaw konstrukcyjnych w środowisku zanimizowanych cegieł. W zabawną historię wpleciono wątki edukacyjne i ekologiczne, a w finale wszyscy chętni pomagali skonstruować budowlę nawiązującą stylem do gotyckiej architektury. Teatr w Blokowisku przedstawieniem „Hop w kosmos" Zuzanny Łuczak-Wiśniewskiej otworzył przed widzami kosmiczne planetarium, odnotowując wszystkich widzów we wszechświecie. W prosty i szybki sposób odbiorcy aktywizowani byli w kreacyjne zabawy słowne i ruchowe, mogąc przy okazji wykazać się wiedzą z zakresu układów, planet i zjawisk galaktycznych. Widać było jednak, że prezentacja innych planet w pełnym Słońcu nieco straciła na sile. Teatr Głowa Mała ze Szczecina pokazał dwie propozycje dla najnajów, „Cała naprzód" i „Kapu kap", wykorzystując proste przedmioty do codziennego użytku, aby zilustrować różne koncepcje kreacji i zabaw dla najmłodszych.

Śmiejmy się

Akcenty komediowe pojawiały się w większości spektakli, publiczność reagowała żywiołowo na najbardziej „oklepane", pamiętające czasy Chaplina czy Flipa i Flapa gagi oraz klaunadę w czystej postaci, potwierdzając, że najlepsze numery to te, które znamy. Obserwacja reakcji entuzjastycznej widowni stanowiła dodatkową przyjemność. Absolutnie „pozamiatała" Cristina Solé z katalońskiej formacji Cia Cris Clown, której należy się nagroda za najlepszą rolę pierwszoplanową w komedii.

Bezpretensjonalnie i zabawnie wypadli tancerze szwajcarskiej formacji Joshua Monten Dance Company, udowadniając, że wystarczy taniec z kartkami papieru, by sprawić radość odbiorcom. Bezsprzecznie pierwsza nagroda w kategorii taniec i napisy w języku polskim (uśmiech)

Hiszpański Leandre Clown w spektaklu „Fly me to the moon" dał cyrkowy popis sprawności grawitacyjnej, „zawieszając" prawie połowę przedstawienia na kilkumetrowej wysokości. Dwoje aktorów, korzystając z prostych gagów, ale wciąż chwytających śmiechem widzów, z pomocą „akompaniatora" pokazało, jak niezgranie, niedopasowanie, brak pewnych umiejętności mogą wywoływać uśmiech. Klaunada jest nadal w cenie, tym bardziej, że akurat hiszpańska – wystrzeliła widzów na Księżyc.

Na granicy

Spektakle „na serio" koncentrowały się wokół problematyki imigracyjnej. Granice, traktowane dosłownie i metaforycznie, dawno już tak nie dzieliły jak w ostatnich latach. Najpełniej i najbardziej spektakularnie temat został ukazany w „Diasporze". Do tego rozdziału można zaliczyć też „Echa" krakowskiego Teatru Migro. Spektakl w kilkunastu efektownych scenach pokazuje piękną i tragiczną historię polskich Kresów, jest przepełniony smutkiem i nostalgią za czasem minionym, który został za wschodnią granicą. Do tej grupy spektakli można też zaliczyć, ale tylko tematycznie, duńsko-hiszpańsko-włoską tragikomedię „Granica" formacji Dansk Rakkerpak, która, choć zaliczona do spektakli dla widzów w wieku 5+, jest utworem wyłamującym się łatwym przynależnościom. Jest za trudna dla dzieci, za mało śmieszna na komedię i wreszcie, co najważniejsze, sprowadza temat uchodźstwa do mało wyszukanego żartu. To z jednej strony wieloznaczeniowość, ale z drugiej i to bardziej, przestrzelenie, niedopasowanie do dzisiejszych czasów. Szkoda, że tak mało można było zobaczyć podczas kontaktu z „Bezimiennym/Nieznanym" Fundacji Gra/Nice.

Włoski Teatro Due Mondi w spektaklu „Wall Cracks" („Pęknięcia") zilustrował w bardzo uproszczony, niestety, mało czytelny i nieciekawy sposób zagadnienia migracji i końca cywilizowanego świata opartego na zrozumieniu innego człowieka. Mankamenty koncepcyjne dobitnie podkreślali także performerzy swoją mało wyszukaną i przekonującą grą.

Portugalski Teatro Só, obecny nie po raz pierwszy na tym festiwalu, zaprezentował tym razem oszczędny w środki wyrazu spektakl „Sombras" (reż. Sergio Fernandes) mierzący się z problemem przemocy. Widzowie w skupieniu podążali za ilustracjami bólu, samotności i separacji społecznej bohaterki, która w sugestywny, aktywny sposób zapraszała widzów do swojego świata. Część widzów na stojąco nagrodziła ten występ, dając upust wzruszeniu, jakie również towarzyszyło performerce.

Okoliczności towarzyszące i uwagi organizacyjne

FETA ma urok szczególny i niewymuszony. Nie dziwi na przykład, że na otwarciu pojawiła się Elwira Twardowska – matka założycielka, osoba, która wymyśliła FETĘ i ma ogromny szacunek wśród wszystkich nas i której zasług nikt nie podważa ani nie ma na to ochoty. Rzecz w tym, że pojawiła się niczym inny, wielki gdańszczanin, który ostatnio wchodził cały na biało. Oto pani Elwira weszła po oficjałkach, została oprowadzona po scenie i właściwie mniej zorientowani widzowie mogli pomyśleć, że to fragment spektaklu. W sumie to nieświadomie pewnie wpisała się w „ceremonię" otwarcia. Przecierałem oczy ze zdumienia, słuchając radnych, no ale idą wybory, jak mi uświadomiono i radny Przemysław Ryś chciał koniecznie zaistnieć. Czułem się przeniesiony przez wehikuł czasu do okresu dawno minionego, ale w sumie to radny wpisał się nieświadomie w największy nurt festiwalowy, jakim była komedia i tak należy odebrać jego epicką wypowiedź.

Park Reagana był dla części widzów nieplanowaną areną zawodów w biegach na orientację. To zdrowa i rozwijająca rozrywka, ale jeśli w przyszłym roku również będziemy „fetować się" w parku jednego z bohaterów „Zabójców" i teledysku do „Land of Confusion" przydałoby się więcej drogowskazów, choć zauważyłem postęp w tej sprawie. Wątek ukraiński miał różne rozwinięcia, był też przykry rozdział w agresywnym wykonaniu pijanego Ukraińca, co w okresie rocznicy rzezi wołyńskiej dobudowało niepotrzebną symbolikę.

Trudno powiedzieć, na ile był to pomysł organizatorów, a na ile teatru, ale umiejscowienie spektaklu „Bezimienny/Nieznany" zabiło go dla widzów, którzy gremialnie opuszczali widownię, bo po prostu z większości punktów odbioru nic nie było widać.

Co dalej z FETĄ?

Dziesięć lat temu wypowiedziałem się wszechstronnie na temat FETY i właściwie większość uwag, po korekcie, jest aktualna (czytaj: Czy FETA powinna być dalej FETĄ?). Po latach wydarzenia w naszej rzeczywistości wyostrzają pewne kontury. FETA ostała się i jest w tej chwili z kilku powodów potencjalnie najważniejszym spotkaniem teatralnym w Trójmieście. To najbardziej przyjazny, inkluzywny, włączający, partycypacyjny fest, choć na razie tylko przegląd, który może przynieść dużo korzyści lokalnej społeczności. Przez FETĘ można dotrzeć do nie tylko dużo większej grupy odbiorców niż np. poprzez Festiwal Szekspirowski, ale przede wszystkim do innej. Przy dopracowanej selekcji i formatowaniu FETA może być z jednej strony kapitalną sposobnością dla edukacji teatralnej i kulturowej a z drugiej artystycznej (m.in. poprzez master classy wybitnych twórców teatru plenerowego). Warto wykorzystać tę szansę dla dobra nas wszystkich i mocniej wesprzeć przede wszystkim finansowo (z różnych źródeł, także spoza funduszu kultury), ale nie tylko. FETA to ciągle nieoszlifowany diament, czas najwyższy na brylant. (pw)

*relacja oparta na oglądzie 15 tytułów (bez spektakl: „Księżyc" Das Welte Theater i Teatru Animacji oraz „Kapu kap" Głowy małej)

Katarzyna Wysocka, Piotr Wyszomirski
Gazeta Świętojańska
22 lipca 2023

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia