Po drugiej stronie

"Garderoba" - reż: Miro Prohozka - Teatr BARAKAH w Krakowie

Jak ciężkie może być życie aktora? Miro Prohazka, na Szerokiej, pokazuje krótkie wzloty i bolesne upadki scenicznych gwiazd już z samych kulis. Tak naprawdę to tam zaczyna się prawdziwe aktorstwo.

Na maleńkiej scenie przy Szerokiej spotykają się podczas próby spektaklu dwie aktorki. Już na pierwszy rzut oka widać, że panie znają się od podszewki, na wspólnym czytaniu tekstów spędziły niejedną godzinę. Tym razem w teatralnej garderobie, przychodzi im się zmagać z humorami reżysera, który co chwila zmienia termin próby. W przerwie między jednym, a drugim komunikatem płynącym z interkomu mają czas na wspominanie dawnych dziejów i refleksję nad zawodem aktorki. A takich refleksji jest dość sporo: a to dotyczących stosunków z reżyserem i współpracownikami, a to fatalnych scenariuszy, a to ciągłego zabiegania o rolę, nie wspominając o dużo bardziej intymnych historiach porażek czy upokorzeń. Opowieści co jakiś czas przeplatane są wątkiem finansowym, bo aktorom (szczególnie teatralnym) specjalnie się nie przelewa, dlatego niektórym zdesperowanym nie przeszkadza nawet odrobina „chałtury” w najdziwniejszych miejscach. Ostatecznie „obrywa” całe środowisko teatralne –, za małostkowość, chciwość, zazdrość, absurdalne wymagania, słabe płace i niski poziom artystyczny.

„Garderoba” to teatr widziany oczami Miro Prohazka, który spędził dzieciństwo w pobliżu sceny. Reżyser w bardzo przewrotny sposób pokazuje współczesną pozycję aktorów – już nie wielkich gwiazd, porywających serca publiczności i szerzących górnolotne idee, ale zwykłych rzemieślników, walczących o odrobinę uznania i środków do stabilnego życia. W dobie celebrytów i wszechobecnych mediów jedynie dobra rola, o którą zresztą bardzo trudno, potrafi przypomnieć o dawno zapomnianej „misji”. Całość pokazana jest z dużą dozą humoru, niewpadającą w grubiaństwo, albo, w co bardziej nostalgicznych scenach, z intymnością pozbawioną zbędnego patosu. Dzięki temu, mimo wszystko, spektakl pozostaje neutralny i co najważniejsze – wiarygodny.

Wielkie barwa należą się Beacie Wojciechowskiej i Lidii Bogaczównie, za stworzenie niebanalnych postaci i przede wszystkim za brawurowe oscylowanie na granicy śmiechu i melancholii. Obie panie idealnie wpisują się w role, skądinąd raczej dobrze znane, kobiet z dużym dystansem do świata, ale i odrobiną goryczy w sobie.

„Garderoba” to bardzo udane przedsięwzięcie. Zdecydowanie warto udać się na wycieczkę na krakowski Kazimierz, aby zobaczyć, jak może wyglądać teatr, gdy wszyscy aktorzy, po burzy oklasków zejdą ze sceny. Czy jest czego pozazdrościć? Chyba niekoniecznie.

Sonia Kaczmarczyk
Dziennik Teatralny Kraków
25 maja 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...