Po pierwsze – uwierzyć w widzów

Rozmowa z Karoliną Rozwód

Uważam, że nie przez przypadek zaczynamy rezygnować z telewizji, która robi się coraz bardziej do siebie podobna, byle jaka, kolorowa i mrugająca. Mam wrażenie, iż nam się wmawia, że oglądający tego oczekuje. Nie wierzę w to, że współczesny widz jest mniej inteligentny, niż ten, który oglądał Kabaret Starszych Panów, Teatr Telewizji, kino Krzysztofa Kieślowskiego, czy Agnieszki Holland. Pozostaje jedynie wiara w kanały tematyczne.

Z Karoliną Rozwód, dyrektorką Teatru Starego w Lublinie rozmawia Magdalena Mąka.

Magdalena Mąka: Historia Teatru Starego w Lublinie jest niezwykle burzliwa i barwna. Budynek powstał w 1822 roku, co daje mu drugie miejsce, tuż po Starym Teatrze w Krakowie, wśród najstarszych zabytków teatralnych w Polsce. To prawdziwie magiczne miejsce, powstałe na styku dwóch kultur i religii – polskiej oraz żydowskiej. Jednakże, co ważne, to nigdy nie był stały teatr, zazwyczaj przejeżdżali tu artyści z innych miast, zatem scena charakteryzowała się dużą różnorodnością prezentowanych spektakli. Odbywały się w nim także niezwykle popularne projekcje kinowe oraz występy kabaretowe. Obejmując posadę dyrektora Teatru Starego chciała Pani nawiązać do tradycji teatru, czy pomysł powstał niezależnie?

Karolina Rozwód: Początek pomysłu wziął się w mieście, bo już w warunkach konkursu zostało napisane, iż w założeniu ma to być interdyscyplinarna instytucja kultury: teatr, muzyka, estrada. Moim pomysłem było, by pole działania poszerzyć o kino, co stanowiło świadome nawiązanie do tradycji oraz o debatę o kulturze, bo cały czas mam wrażenie, że trochę za mało o tym rozmawiamy z publicznością. Zależało mi również na wprowadzeniu regularnego programu dla dzieci, tak by rodzice mogli w sposób twórczy spędzać czas ze swymi pociechami. Zatem inicjatywa i pomysł leży po obu stronach.

Któraś z tych dziedzin jest pani szczególnie bliska?

Nie, tego dziś nie mogę powiedzieć. Zawsze najbliżej było mi do teatru, zwłaszcza, że Konfrontacje Teatralne były pierwszym miejscem, gdzie mogłam zawodowo nauczyć się wielu rzeczy. Z festiwalem tym byłam związana przez dziesięć lat. Następnie miałam przyjemność pracować przy Roku Gombrowicza, w związku z tym ważna wówczas była literatura, ale też i pochodne tej inicjatywy, a więc organizowanie wystaw i elementy filmowe. Później pracowałam w TVP Kultura, gdzie nauczyłam się tego, jak funkcjonuje telewizja. Ta praca zaowocowała pomysłem, by wtorkowe debaty o literaturze były transmitowane on-line, natomiast współpraca z Polskim Instytutem Filmowym uwrażliwiła mnie na film. Zatem, gdyby pani zadała mi to pytanie dziesięć lat temu, to z pewnością odpowiedziałabym, że teatr, dziś trudno byłoby mi wskazać którąś z dziedzin. Podobnie rzecz wygląda z wyborem konkretnego punktu programu, który omawiamy niezwykle szczegółowo, zaś za każdym wyborem stoi istotne uzasadnienie.

Jaki jest wobec tego klucz, jakie czynniki decydują o zaproszeniu tych, a nie innych spektakli?

W przypadku każdej dziedziny znaczący głos mają kuratorzy. Po to zaprosiłam do współpracy specjalistów z danej dziedziny, by mieć pewność, że to, co prezentujemy jest na możliwie najwyższym poziomie, zadowalającym zarówno nas, jak i widzów. Mamy oczywiście świadomość miejsca, w którym jesteśmy, z jednej strony stałego, tradycyjnego układu przestrzennego, to wyklucza możliwość prezentowania niektórych spektakli. Z drugiej strony nasza scena jest bardzo kameralna, co dodatkowo eliminuje część tytułów, czasami takich które bardzo chcielibyśmy pokazać. Pomimo tych ograniczeń jest wiele fantastycznych inscenizacji, które mieszczą się, także dzięki przychylności reżyserów i scenografów – ci nierzadko adaptują swoje przedstawienia do wymogów naszej sceny. Nie bez znaczenia pozostaje także kryterium finansowe, ponieważ możemy zabiegać jedynie o to, co mieści się w granicach budżetu teatru. Mimo wszystko kluczowym kryterium zawsze pozostaje jakość, jak mawiał Wojciech Majcherek, „Nie ma teatru bez gwiazd", więc staramy się zapraszać wybitnych aktorów, ale także młodych twórców, czy studentów szkół teatralnych.

Chciałabym jeszcze na moment wrócić do początków przygody z teatrem, a więc do pracy przy Konfrontacjach Teatralnych. Powiedziała pani, iż dużo zawdzięcza tej współpracy, a dokładnie?

To był bardzo ważny czas. Miałam to szczęście, że brałam udział w narodzinach festiwalu. Kiedy patrzę na to z perspektywy czasu, myślę, że najbardziej fascynujące było to, jak grupa kilku osób, dysponując jednym telefonem i faksem była w stanie zorganizować imprezę, na której gościło kilkanaście grup oraz krytycy teatralni z kraju i zagranicy. To doświadczenie dało nam poczucie, iż nie ma rzeczy niemożliwych. Był to także niezwykły czas zawiązywania ważnych przyjaźni z osobami, które wtedy pracowały w biurze festiwalu i z Januszem Opryńskim, bo należy pamiętać, że festiwal był napędzany poprzez jego energię. Te więzi przetrwały do dzisiaj. Jest kilka takich rzeczy, które Janusz nam wpoił, wciąż mam je gdzieś z tyłu głowy.

Na przykład?

Chociażby, że najważniejszy jest widz i należy o niego dbać. Wielokrotnie zdarzało się, że widzów było więcej, niż miejsc na widowni, to były stresujące sytuacje, on zaś uczył nas jak sobie z nimi radzić.

Sukces „Ferdydurke" zapoczątkował nowe pole doświadczeń?

Tak, Janusz zaprezentował ten spektakl na III edycji festiwalu, wtedy też rozpoczęła się moja przygoda z Teatrem Provisorium i Kompanią Teatr. Miałam to szczęście, że pracowałam przy promocji tego spektaklu za granicą i mogłam poobserwować, jak takie imprezy robi się poza krajem. Nawiązałam wówczas liczne kontakty, które wciąż procentują.

W czasie tego procesu musiała pani przełamywać granice własnej odwagi, czy wiary w posiadane możliwości?

Tak, ponieważ nieustannie się czegoś uczyłam. Przełomowym dla mnie momentem był Rok Gombrowicza, ponieważ to wtedy musiałam wyjechać do Warszawy, czyli do miasta, w którym absolutnie zawodowo nie umiałam się poruszać. Nie znałam tamtejszych urzędów, ani zasad, jakimi kierują się media, radio, czy telewizja. I nagle musiałam z tymi wszystkimi podmiotami realizować projekty, wtedy faktycznie przyszedł taki moment kryzysu i bałam się, że sobie z tym nie poradzę. Wówczas ta pomoc przyszła z zewnątrz, a wsparcie bardziej doświadczonych kolegów było nie do przecenienia.

Studiowała pani Zarzadzanie Instytucjami Kultury. Można się tego nauczyć z książek, czy ta wiedza przychodzi wraz z praktyką?

Myślę, że najlepiej jest połączyć obie te rzeczy. Na pewno, gdybym nie miała doświadczenia Konfrontacji Teatralnych, czy współpracy przy spektaklach Teatru Provisorium i Kompanii Teatr, to studia te byłby dla mnie trudniejsze. Właściwie jakakolwiek rozmowa o finansach, przy planowaniu wydarzeń kulturalnych, musi zawierać świadomość, jak dalece jest to delikatna materia. Zajęcia z ekonomii kultury bez tej praktyki byłby dla mnie jedynie suchą teorią, zatem doświadczenia teatralne pozwoliły na pełniejsze skorzystanie ze studiów. Bardzo dużo dały mi zajęcia z francuskimi praktykami, między innymi z dyrektorem teatru, który podobnie jak Teatr Stary, ożywiany był po długiej przerwie. W kontekście pracy w teatrze chyba najbardziej skorzystałam z jego zajęć na temat budowania widowni. Cały czas czerpię z wiedzy zdobytej na zajęciach z prawa autorskiego, komunikacji, czy budowania biznesplanów.

Zastanawiam się, czy lubelska publiczność jest głodna wielkich nazwisk, czy uważa to wszystko, co się dzieje, dajmy na to w Warszawie, czy w Krakowie za bardziej wartościowe od tego, co w Lublinie?

Na pewno spotkanie z niekwestionowanymi gwiazdami w teatrze i to nie z powodów medialnych, ale dzięki ich znakomitemu warsztatowi oraz możliwość obejrzenia ich pracy z bliska jest dużym przeżyciem, również dla mnie.

Tak, w to nie wątpię, szczególnie, że pozyskanie wejściówek na jakikolwiek spektakl w Teatrze Starym wymaga dużej czujności, bilety wyprzedają się z dużym wyprzedzeniem czasowym. Zdaje się, że problem frekwencji widzów tego teatru nie dotyczy?

Mamy to szczęście, że publiczność faktycznie nam zaufała. Jestem świadoma, że Teatr Stary jest z jednej strony miejscem szczególnym na mapie teatralnej Lublina, bo jednak mówimy o historycznym budynku,na którego remont publiczność długo czekała, więc już od początku byliśmy w tej szczęśliwej sytuacji, że towarzyszyło nam duże zainteresowanie. Z drugiej strony oferta kulturalna w mieście jest tak bogata, że trzeba było widzom dać czas, by ci mogli dowiedzieć się o naszej ofercie, dlatego też od początku staraliśmy się prezentować repertuar z dużym wyprzedzeniem. Przyjęliśmy taką zasadę, iż jest on ogłaszany trzy razy do roku: w czerwcu, listopadzie i w lutym. To spowodowało, iż publiczność przyzwyczaiła się do rezerwowania miejsc z dużym wyprzedzeniem. Jeżeli ktokolwiek z widzów chce zostawić u nas swój adres mailowy, wówczas osobie takiej wysyłamy repertuar w chwili wstawiania go na stronę, zatem nie muszą oni codziennie sprawdzać informacji na stronie i polować na spektakle. Staramy się, by ten system był przejrzysty.

Największym dotychczasowym sukcesem Teatru Starego jest...

Myślę, że frekwencja widzów. Ku naszej radości, koncepcja wypracowana z kuratorami sprawdziła się. Zawsze chciałam tworzyć takie miejsce, do którego chciałabym chodzić. Zależało mi, by było ono ważne nie tylko dla publiczności, ale także rozpoznawalne w środowisku. I to się udało. Początkowo, zapraszając artystów musiałam im tłumaczyć, jaką instytucję chcemy stworzyć oraz dlaczego prosimy, by nam zaufali. Cieszę się, że dziś nie musimy już tego nikomu wyjaśniać, a artyści niejednokrotnie sami sygnalizują nam, że pracują nad nowym projektem.

Najtrudniejszy moment?

Zawsze jest mi trudno, kiedy musimy odmawiać widowni, z powodu braku biletów, bo wciąż pamiętam, jak sama wiele razy wracałam rozczarowana z teatrów, ponieważ nie udawało mi się zdobyć wejściówki. Zdarza się, że spektakl, na którym bardzo mi zależy nie mieści się i choć byśmy nie wiem jak chcieli, to nie uda się go zrealizować na deskach Teatru Starego.

Odważyłaby się pani na postawienie własnej diagnozy lubelskiej widowni?

Myślę, że to, co jest cudowne w naszej publiczności, to fakt, że jest ona ciekawa nowych rzeczy, uczestnicząca i aktywizująca się. Dla mnie takim najlepszym przykładem jest to, że nasi widzowie, co wtorek wracają do nas na debaty. Jeżeli widzę, że regularnie mamy setkę osób na spotkaniu dotyczącym literatury, teatru, kina, ale też gier komputerowych, komiksu, podróży, czy kuchni, to odczytuję to jako sygnał, iż te spotkania są dla nich ważne. Jak zaczynaliśmy ten cykl, wielokrotnie słyszałam: „ w jakim celu organizować spotkania, co tydzień, wystarczyłoby raz w miesiącu", ale ja wtedy uznałam, że nie możemy bawić się z publicznością w polowanie na debatę. To nie widz ma nas szukać, ale my musimy przyzwyczaić publiczność do tego, co i kiedy jest w teatrze, stąd ten podział na dni tygodnia i regularność spotkań.

Być może sytuacja ta dowodzi, iż społeczeństwo polskie jest zdolne i chętne do podejmowania wysiłku intelektualnego. Jest rzeczą prawdopodobną, że jedynie nam się wmawia, iż współcześni widzowie są nieoczytani, bierni i nastawieni na pospolitość oraz rozrywkę. Mam wrażenie, że coraz więcej ludzi jest znużonych, a nawet rozdrażnionych poziomem programów prezentowanych w radio, czy telewizji i zaczynają poszukiwać ciekawszych propozycji.

Uważam, że nie przez przypadek zaczynamy rezygnować z telewizji, która w ogromnej większości robi się coraz bardziej do siebie podobna, byle jaka, kolorowa i mrugająca. Ja również mam wrażenie, iż nam się wmawia, że oglądający tego oczekuje. Nie wierzę w to, że współczesny widz jest mniej inteligentny, niż ten, który oglądał Kabaret Starszych Panów, Teatr Telewizji, kino Krzysztofa Kieślowskiego czy Agnieszki Holland. Natomiast, jeżeli tego typu pozycje pojawiają się o godzinie 23.00 czy 24.00, to trudno o jakieś zadowalające wyniki oglądalności. Ja absolutnie w naszych widzów wierzę. I dlatego cieszę się ogromnie, że istnieje choćby TVP Kultura, czy doskonałe kanały filmowe i że dzięki nimi do kultury na najwyższym poziomie możemy sięgać o każdej porze.

Dziękuję za rozmowę.

I ja dziękuję.

Karolina Rozwód - menadżerka kultury, związaną niegdyś z Konfrontacjami Teatralnymi, TVP Kultura i Polskim Instytutem Sztuki Filmowej, aktualnie pełniącej funkcję dyrektora Teatru Starego w Lublinie.

Magdalena Mąka
Dziennik Teatralny Lublin
25 czerwca 2015
Portrety
Karolina Rozwód

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...