Po premierze w Horzycy: Pogrom miłości

"Eine kleine Nachtmusik" - reż. Paweł Szkotak - Teatr im. Horzycy w Toruniu

"Eine kleine Nachtmusik" to kolejna, po "Ślubuję ci miłość i wierność", ciekawa tegoroczna propozycja Teatru Horzycy. Przedstawienie jest historią o współczesnym społeczeństwie i jego miłosnych dylematach.

W spektaklu Pawła Szkotaka tragedie przeplatają się z humorem, ludzie z wyżyn mieszają się z plebsem, a intymność z pierwotnym popędem. Głównym motorem akcji jest jednak zagubienie - wszechobecne poczucie samotności i niewiedzy o otaczającej nas rzeczywistości. "Eine kleine Nachtmusik" to przede wszystkim opowieść o bezpieczeństwie - największym deficycie współczesności. Lekiem na tę bolączkę wcale nie okazuje się uczucie i namiętność, a wiedza, że świat jest taki, jaki musi być, i że nic tego nie zmieni.

Pierwsza w Polsce inscenizacja dramatu Silke Hassler zaczyna się od rozstania. Trywialna scena. On - zapatrzony w telewizor, Ona, czyli skrzypaczka Anna (Matylda Podfilipska) - chce zwrócić na siebie uwagę: najpierw pluje popcornem, później wkłada rękę w rozporek partnera oglądającego film o agencie 007. On w końcu odchodzi zdenerwowany, a Ona wyrusza w podróż. Szuka straconej miłości. Chce znać powód, dla którego uczucie w miarę upływu czasu przygasa zjadane przez codzienność. Chce poznać odpowiedź na pytanie, które człowiek powtarza od wieków: "Dlaczego?".

Na wpół magiczna wędrówka głównej bohaterki jest podobna do eskapady Małego Księcia. O ile jednak postać z książki Saint-Exupery\'ego pielęgnuje w nas to, co wewnętrzne, idealistyczne i sentymentalne, tak Anna z dramatu Austriaczki opiera się na logicznej i pozbawionej uniesień krytyce rzeczywistości. Ujmujący symbolizm francuskiego pisarza, Hassler zastąpiła realnymi problemami konsumpcyjnego i postmodernistycznego społeczeństwa.

Podróż Anny to spotkania z kilkunastoma postaciami. To przekrój społeczeństwa: od księdza do prostytutki. Każdy z bohaterów ma swoją historię i problemy, każdy przedstawia inne dowody na nieistnienie lub głupotę miłości. Anna jest na straconej pozycji. Nikt nie chce dać jej choć namiastki uczucia, jakiego pragnie. Ludzie nie potrafią lub nie chcą kochać. Wszyscy mają na to sensowne argumenty. Dla księdza będzie to zepsucie moralne społeczeństwa, dla kolejarza - śmierć, która pięć lat wcześniej zabrała mu chorą na raka żonę. Jedni się boją miłości, a drudzy zamiast niej wybierają fizyczność lub mamonę. Wśród takiego zestawu postaci szukająca uczucia Anna wygląda jak dziwak.

Potrzeba bliskości z drugim człowiekiem skonfrontowana jest z wieloma odmianami materializmu. Różnicę między duchowością i fizycznością podkreśla wyśmienita scenografia (Agnieszka Zawadowska). Składa się na nią kilka przezroczystych konstrukcji. Szyby odbijają i deformują to, co dzieje się na scenie. Widzowie nie oglądają, ale podglądają bohaterów. Występują oni przed publicznością jak prostytutki w witrynach w amsterdamskim De Wallen. W "Eine kleine Nachtmusik" roznegliżowane są jednak i ciała, i dusze.

Tekst Hassler naszpikowany jest humorem. Szkotakowi zależy, by grubiańskie teksty brzmiały głośno i dosadnie. Tragedia o jałowych poszukiwaniach uczucia rozgrywa się przy akompaniamencie żartu. A może to pustka współczesnej miłości jest tylko przygrywką dla rozrywki?

Eskapada Anny kończy się. Nie ma łez i smutku. Dziewczyna, podobnie jak na początku przedstawienia, gra na skrzypcach. Nie jest to zapowiedziana w tytule frywolna nocna serenada Mozarta, ale Chopinowski nokturn. Utwór polskiego kompozytora też nawiązuje do nocy, ale więcej w nim gorzkiej prawdy. Bohaterka nie rozpacza, bo w końcu wie, jaka jest natura miłości. Okazuje się, że nie można jej rozpatrywać przez pryzmat sukcesu. W "Eine kleine Nachtmusik" uczucie jest tajemnicą odartą ze sportowej rywalizacji. Nie o osobiste zwycięstwo w nim chodzi.(mi)

Marceli Sulecki
Gazeta Wyborcza Toruń
22 kwietnia 2009
Portrety
Paweł Szkotak

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia