Po prostu kocham to robić
Rozmowa z Wiesławem HołdysemW 2024 roku Teatr Mumerus rozpoczął obchody 25-lecia działalności. Krakowski teatr zajmuje ważne miejsce na artystycznej mapie, gromadząc wokół siebie widzów, których fascynuje awangardowa wizja twórców. O powstaniu teatru, inspiracjach, kondycji teatrów nieinstytucjonalnych i planach na kolejne lata rozmawiam z twórcą – Wiesławem Hołdysem.
Maria Piękoś-Konopnicka: To może zaczynając od początku – w jakich okolicznościach powstał Teatr Mumerus?
Wiesław Hołdys: W 1988 roku skończyłem Wydział Reżyserii Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie (gdzie miałem fantastycznych nauczycieli, a to, co mi przekazali, jest dla mnie bezcenną wartością – ale to temat na oddzielną opowieść), a Teatr Mumerus powstał w 1999 roku. Przez te jedenaście lat – od ukończenia szkoły teatralnej do założenia Mumerusa – pracowałem w różnych teatrach instytucjonalnych w Polsce. Już po paru latach zacząłem się nosić z myślą o założeniu autorskiego teatru – dlatego że odczuwałem pewne kłopoty w realizacji własnych pomysłów w strukturach teatrów instytucjonalnych. Wtedy zaczęto raczej oczekiwać wpisywania się w jakieś istniejące mody, trendy, co akurat mi nie odpowiadało, gdyż kiedy zauważam, że coś jest modne w sztuce, instynktownie od tego uciekam.
W 1998 roku byłem etatowym reżyserem w teatrze w Tarnowie i tam realizowałem przedstawienie „Sanatorium pod Klepsydrą" według Bruno Schulza. Zebrała się w tym przestawieniu grupa aktorów, którym przedstawiłem pomysł na własny, nieinstytucjonalny teatr autorski. Oni go podchwycili (wydawało mi się, że nawet z pewnym entuzjazmem) i na bazie tej grupy założyliśmy formalne stowarzyszenie, a w listopadzie 1999 roku daliśmy pierwszą premierę. Spektakl nosił tytuł „Mumerus". Była to adaptacja pierwszej polskiej encyklopedii, „Nowych Aten" księdza Benedykta Chmielowskiego [„Nowe Ateny Albo Akademia Wszelkiey Scyencyi Pełna: Na Rozne Tytuły, iak na Classes Podzielona, Mądrym dla Memoryału, Idiotom dla Nauki, Politykom dla praktyki, Melancholikom dla rozrywki Erigowana: Alias O Bogu [...] O Zwierzu [...] O Językach [...]." – przyp. MPK]. To jest encyklopedia, która co prawda napisana została w XVIII wieku, ale przedstawia pewien stan wiedzy średniowiecznej, przekazanej pięknym, barokowym językiem. W dodatku bardzo zabawna.
A sam Mumerus to jedno ze zwierząt opisanych przez Benedykta Chmielowskiego: „Mumerus jest Zwierz osobliwy w Lybii, który łup swój, albo pożywienie, zawsze na jedenaście dzieli części, dziesięć zjada, jedenastą na dalszy czas rezerwuje".
MPK: 25 lat to całe pokolenie. Czy i jak zmieniła się państwa publiczność?
WH: Trudno powiedzieć. Ludzie się po prostu zmieniają: jedni dorastają, inni przestają chodzić do teatru, jeszcze inni w ogóle znikają, publiczność zmienia się jak wszystko wkoło. Ale ten rodzaj publiczności, który przychodzi do Mumerusa, coś łączy. Po prostu są to ludzie zainteresowani autorskim, niezależnym teatrem. Nie ma co ukrywać – jesteśmy teatrem niszowym, średnio na spektakle przychodzi kilkadziesiąt osób, ale są to ludzie, którzy wiedzą, gdzie i po co przychodzą. Nie organizujemy widowni, nie przywiązujemy też nadmiernej wagi do promocji. Podam przykład: odbywał się w Krakowie zjazd chirurgów. Chcieli przyjść do nas po całodziennych obradach całą grupą na wieczorny spektakl. Delikatnie zniechęciłem ich organizatora, bo byłem przekonany, że oczekują czegoś innego, wypoczynku i odprężenia po konferencjach, może komedii albo spektaklu muzycznego, i „Niewyczerpany transformista" będzie ostatnią rzeczą, jakiej akurat potrzebują. Więc na siłę nie ściągamy widzów, ale już ci, którzy przychodzą, wiedzą, po co. I to niezmiernie cieszy. A jeszcze bardziej cieszy to, że – przyznam trochę nieskromnie – dorobiliśmy się w Krakowie grupy co najmniej kilkudziesięciu osób, które przychodzą po kilka razy na ten sam spektakl.
MPK: A kto pana inspiruje w pracy? Skąd czerpie pan pomysły na spektakle? Czy może pan wskazać twórców, którzy wpłynęli na pana wizję teatru?
WH: U mnie inspiracje są różne. Są to na przykład teksty, które chodzą za mną od lat. Takim przykładem jest część trzecia „Podróży Guliwera", która utkwiła mi w pamięci, jak byłem dzieckiem, i po latach w Mumerusie zrobiłem spektakl „Laputa & Lagado" inspirowany tym tekstem [„Laputa & Lagado według Jonathana Swifta, czyli trzecia podróż Gullivera", premiera 6 listopada 2005 roku – przyp. MPK]. Ale co ciekawe, jeżeli chodzi o inspiracje, nie są to na ogół dramaty – może tylko ze dwa razy wystawiliśmy coś, co można nazwać tekstem dramatycznym. Materiały wyjściowe są różne: z zakresu literatury pięknej, czyli np. adaptacja opowiadań, powieści, ale nie tylko. Na przykład realizowaliśmy spektakl, którego osnową była książka z pogranicza medycyny: „Posiew boga wojny", czy, jak mówiłem, ta barokowo-średniowieczna encyklopedia. A nawet nie musi to być literatura – mnie jako reżysera inspirują też obrazy.
Doświadczyłem czegoś dziwnego i bardzo inspirującego w Brukseli, gdzie w Królewskim Muzeum Sztuk Pięknych wisi obraz Petera Bruegela „Walka karnawału z postem". Wpatrywałem się w niego i czułem, jakby akcja na wychodziła z ram. Zacząłem słyszeć dźwięki, słowa wypowiadane przez namalowanych ludzi. Po – jak mi się wydawało – chwili spojrzałem na zegarek i zorientowałem się, że to zapatrzenie trwało godzinę, spędzoną jakby w innym wymiarze czasu. Na podstawie tego doświadczenia powstało „Święto głupców" [„Święto głupców, czyli Walka karnawału z postem", premiera 25 lipca 2009 roku – przyp. MPK].
Ale inspiracją jest też muzyka. Niedawnym wydarzeniem był „Mumerus. Koncert": zafascynowało mnie to, jak się muzycy zachowują na scenie, to jest cały oddzielny teatr. Inspiracje biorą się także z prostego aktu patrzenia – na przykład zerkam przez okno, gdy siedzę w kawiarni, i zdarza mi się zobaczyć takie sytuacje – niektóre proste i wręcz banalne otwierają jakąś klapkę w mózgu i pojawia się naraz, w oka mgnieniu potencjalny spektakl.
Odpowiadając zaś na pierwszą część pani pytania: jeżeli chodzi o twórców, którzy wpłynęli na moją wizję teatru, to od razu zaznaczę, że dziedziną, którą się nie inspiruję, jest właśnie teatr. Chyba że chodzi o teatr średniowieczny czy barokowy, który znamy z zapisu czy ilustracji, czy też jakieś strzępy teatru Meyerholda, które można znaleźć na YouTubie. Moja edukacja teatralna przypada na lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte ubiegłego stulecia, kiedy mieliśmy wspaniały teatr, jeden z najlepszych w Europie: np. teatr Kantora, Stary Teatr w Krakowie ze spektaklami Wajdy i Swinarskiego, Teatr Dramatyczny i Powszechny w Warszawie, Teatr Ósmego Dnia, Akademia Ruchu – i tak można długo wymieniać. Ja wiele z tych cudów widziałem, ale się staram o nich zapominać, albo nawet od wspomnień uwolnić, gdyż chcę robić własny, niepowtarzalny teatr. I teraz będzie anegdotka.
Skorzystałem trochę ze swoich uwarunkowań rodzinnych: mój teść, nieżyjący już profesor Jerzy Wroński, wybitny artysta malarz, był prezesem Grupy Krakowskiej i umówił mnie na spotkanie z samym Tadeuszem Kantorem. Pracowałem wtedy nad adaptacją „Ameryki" Kafki i bardzo chciałem z Kantorem porozmawiać o Franzu Kafce. Kantor zaprosił nas do Krzysztoforów, postawił koniak i podczas rozmowy rozwinął fantastyczną interpretację „Przemiany", przedstawiając struktury, jedno- i dwuosobowe, wzajemne odbicia, polifoniczne, oparte na planie trójkąta kompozycje – ale w pewnym momencie przerwał i mówi: „Niech pan pieprzy (w rzeczywistości użył mocniejszego słowa) Kafkę, niech pan robi własny teatr". I to jest najtrudniejsze, proszę mi wierzyć: robić własny teatr, wyrastający gdzieś z wewnątrz, z własnej fantazji, z wyobraźni, która twórcy wydaje się czasami słaba, jakby niepotrzebna, wyrzucając z pamięci teatralne fascynacje, często pozbawiając się podparcia w teatralnych tekstach. Nie bać się głupich pomysłów, bo to, co na początku wydaje się głupie, zdarza się, że okazuje się mądre. To jest naprawdę trudne i wymaga jednak pewnej odwagi. Ale jest to fascynujące. Jestem prostym teatralnym rzemieślnikiem, jednak zawsze mam silny impuls, by zrobić coś zupełnie nowego.
MPK: Teatr Mumerus jest jednym z krakowskich teatrów nieinstytucjonalnych. Z jakiego wsparcia państwo korzystają? Czy utrzymanie teatru niezależnego w dzisiejszych czasach jest możliwe?
WH: Utrzymanie teatru niezależnego w dzisiejszych czasach jest możliwe, czego jesteśmy chodzącym i żywym (jeszcze) przykładem. W tej chwili to wygląda tak: dwa lata temu gmina Kraków przyznała nam wsparcie w wysokości 40 tysięcy złotych rocznie, a od 2025 do 2027 roku będzie to po 50 tysięcy rocznie, w ramach programu wsparcia grup nieinstytucjonalnych prowadzących stałą działalność. I to wsparcie jest chyba jednym z najniższych dla grup prowadzących działalność tego typu, co my. To nam pozwala na zagranie 12, góra 15 spektakli rocznie, plus dwa koncerty i jeden tak zwany teatr faktu. I tę dotację mamy zagwarantowaną na podstawie umowy z gminą do 2027 roku. Co będzie dalej – nie wiem.
Dotacja, o której mówię, jest przeznaczona tylko na scenę repertuarową, czyli na granie tego, co już mamy (a mamy w tej chwili w repertuarze 7 spektakli, czyli nie tak mało). Ale przecież chcemy robić nowe rzeczy. Przez 25 lat naszej działalności zwracaliśmy się do różnych instytucji: Województwa Małopolskiego, Ministerstwa Kultury, Narodowego Centrum Kultury, programów europejskich i współpracy międzynarodowej itd. I przypominało to koło fortuny – ale statystycznie na 3–4 złożone wnioski jeden otrzymywał wsparcie. Jednak w 2024 roku złożyliśmy 6 wniosków i tylko jeden został rozpatrzony pozytywnie, tzn. Województwo Małopolskie przyznało nam 20 tysięcy złotych na organizację cyklu spotkań, spektakli i koncertu związanych z naszym jubileuszem 25-lecia.
Zapewne dalej będę składał wnioski, bo chcąc zrobić nowy spektakl nie mam innego wyjścia. Kiedyś zapytałem pewnej członkini komisji, która latami, taśmowo, by tak rzec, odrzucała wszystkie nasze wnioski, czy kiedykolwiek widziała jakiś nasz spektakl. Na co ona odpowiedziała mi, że nie ogląda spektakli, bo ona jest od oceny wniosków, a nie od oceny działalności teatru. Taka jest rzeczywistość i nie ma co liczyć, że wyraźnie się zmieni.
MPK: Czym jest dla pana teatr po 25 latach? Co uważa pan za swój największy sukces w ciągu tylu lat działalności Teatru?
WH: Myślę, że największym sukcesem jest stworzenie zespołu aktorów i muzyków, z których każdy wnosi swoje bezcenne indywidualne cechy, a jednocześnie działa doskonały mechanizm współpracy. I chociaż sam jestem twórcą wszystkich scenariuszy i reżyserem, współtwórcami są także oni. To, że się tak dobrze rozumiemy, traktuję jako dar od losu.
Wielkim źródłem satysfakcji jest ponad 40 bardzo różnych realizacji, bo i spektakli, i projektów międzynarodowych – także różnorodnych. Zagraliśmy przez 25 lat zapewne około dwóch tysięcy spektakli i innych projektów. To nie jest tak mało, graliśmy nie tylko w Krakowie, ale także w wielu miejscach Polsce i za granicą. Dla mnie osobiście, skromnego chłopaka z Cieszyna, dla którego Kraków był zawsze miejscem odniesienia jako jedno z najważniejszych centrów kultury europejskiej, to jest wielka satysfakcja, że mam tu autorski teatr. I lepiej pod tym względem być nie może.
MPK: Który spektakl Teatru Mumerus uważa pan za największe lub najtrudniejsze wyzwanie?
WH: Na to pytanie nie umiem odpowiedzieć, gdyż nie potrafię tego w ten sposób ocenić, bo właściwie każdy z nich był moim największym wyzwaniem. Ale ja bym nie użył słowa „najtrudniejszym", bo praca w teatrze sprawia mi przyjemność i nie licząc tej administracyjnej strony, o której mówiłem przed chwilą, ta praca przychodzi mi dość łatwo. Ja to po prostu kocham robić.
MPK: A czy jest taki projekt artystyczny, którego realizacja jest pana marzeniem?
WH: Może jako realista opowiem o swoich planach na najbliższy czas, chociaż rzeczywiście na razie lepiej je zostawić na półce z marzeniami, dopóki nie ma rozstrzygnięcia urzędniczych wniosków, o których już była mowa.
Chciałbym zrobić spektakl oparty na poezji Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, ściślej – cyklu wierszy w formie nawiązującej do japońskiego haiku. Nazywa się ten cykl po prostu „Dancing", gdyż każdy wiersz opisuje inny taniec z lat międzywojennych: charlestona, fokstrota, tango itd. Przywołane i ułożone w precyzyjną strukturę przez Pawlikowską-Jasnorzewską tańce, ich dynamika, budują dość dramatyczny scenariusz. Poezję można przedstawiać na różne sposoby, jednak my nie chcemy jej ani mówić, ani śpiewać. Pierwowzorem tego był nasz pokaz podczas Krakowskiej Nocy Poezji [„excentrycy czyli wierszowany dancing według Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, prezentacja odbyła się 12 października 2024 roku – przyp. MPK], podczas którego wytworzyła się dość niesamowita energia pomiędzy publicznością a muzykami i aktorami, i postanowiliśmy to kontynuować w postaci spektaklu repertuarowego. Podczas realizacji tego wydarzenia odkryliśmy sporo różnych sposobów przekazywania wierszowanych tekstów – innych niż mówienie bądź śpiewanie.
Jest też ciągle obecny Franz Kafka. Tym razem opowiadanie „Kolonia karna", o maszynie do wymierzania wyroków. Fascynuje mnie ta maszyna, a konkretnie jak sprawić, aby była obecna na scenie bez pokazywania jej, tak, by powstawała w wyobraźni widza. Jest to bezcenny materiał dla aktorów.
Chciałbym także zrobić spektakl, którego pierwowzór reżyserowałem przed laty w Kielcach – „Małe Mahagonny" Bertolta Brechta z muzyką Kurta Weilla [premiera 16 stycznia 1993, Teatr im. Stefana Żeromskiego – przyp. MPK]. Akcja, opowiedziana słowami i muzyką, odbywa się na ringu bokserskim, a dzieje się w Mahagonny, mieście, gdzie można zrealizować wszystkie marzenia, dopóki nie wyda się wszystkich pieniędzy. Z tego spektaklu pochodzi chyba najbardziej znany song spółki Brecht/Weill „The Moon of Alabama". To wymaga oczywiście – jak na nasze możliwości – sporych środków, bo muzyka musi być w żywym planie.
I na koniec: zastanawiamy się z zespołem, czy nie zrobić „Zemsty" Aleksandra Fredry. I to bez żadnych uwspółcześnień, tak jak jest, bo jest genialnie napisany i równie genialnie wymyślony teatralnie tekst. I może uda mi się w końcu zrealizować małe marzenie, żeby samemu zagrać Rejenta.
MPK: Bardzo dziękuję za rozmowę.
__
Wiesław Hołdys (ur. 1958) – polski reżyser teatralny, teatrolog, założyciel krakowskiego Teatru Mumerus.
Pochodzi z Cieszyna. Jest absolwentem teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim (1984) oraz Wydziału Reżyserii Dramatu Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie (1988). W trakcie studiów działał w studenckim ruchu teatralnym, gdzie zrealizował między innymi spektakle „Trzema krzyżykami" według Helmuta Kajzara (Teatr tarcie, 1979) oraz „Moskwa – Pietuszki" według Wieniedikta Jerofiejewa (Teatr pham, 1984). W teatrze instytucjonalnym zadebiutował 6 lutego 1988, reżyserią Pluskwy Włodzimierza Majakowskiego na deskach Teatru im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim.