Po raz pierwszy w Polsce

"Maria Stuarda" - reż. Dieter Kaegi - Teatr Wielki w Poznaniu

O ile dramat "Maria Stuart" Fryderyka Schillera nie jeden raz gościł na polskich scenach (po II wojnie światowej grano go m.in. w Teatrze Polskim w Warszawie, gdzie w głównych rolach wielkie kreacje stworzyły Nina Andrycz i Elżbieta Barszczewska), to oparta na nim opera Gaetano Donizettiego dotychczas na nasze sceny nie trafiła

Trudno zgadnąć czemu: wiele innych dzieł włoskiego mistrza od dawna już przecież pojawia się regularnie w repertuarze polskich oper, zaś powstała w 1843 roku "Maria Stuarda" walorami muzycznymi bynajmniej im nie ustępuje; daje równie wdzięczne pole do wokalnego popisu wykonawczyniom ról głównych bohaterek, by wspomnieć ich wielkie arie lub dramatyczną scenę spotkania rywalek do brytyjskiej korony oraz... serca młodego Leicestera (do czego w rzeczywistości nigdy nie doszło). Może libretto Giuseppe Bardariego w pewnych scenach nie zachwyca klasą, ale ileż oper z jeszcze słabszym tekstem cieszy się niesłabnącym powodzeniem w naszych teatrach...

Polską premierę tego interesującego z wielu względów dzieła przygotował Teatr Wielki w Poznaniu, a przedstawienie okazało się bardzo udane. Kolejne sceny inscenizacji, w reżyserii Austriaka Dietera Kaegi i ze scenografią Brunona Schwengla, miały klimat odpowiadający ich treści (choć symbolizujące stare angielskie zamczyska dekoracje mogłyby być odrobinę mniej ascetyczne). Nie robiły przy tym wrażenia staroświeckich - przeciwnie: realizatorzy w niejednym momencie potrafili dyskretnie pokazać, iż tragiczne wydarzenia z historii XVI-wiecznej Anglii mają wiele elementów aktualnych również dla współczesnego odbiorcy. Nie było to zresztą zbyt trudne: walka o władzę, nawet bez użycia katowskiego topora, zawsze wyzwala namiętności i siać może podobne spustoszenie; walka o czyjeś względy - podobnie, manipulowanie sympatiami ludu także nie jest wszak niczym nowym. Zbiorowe podpisywanie jakiejś listy - zapewne petycji o ułaskawienie Marii, przedstawionej tutaj nader szlachetnie - to już pomysł całkiem współczesny (w epoce elżbietańskiej lud był wszak raczej niepiśmienny...). Z kolei wołanie o "hańbie dla zdradzieckiej Anglii" (gdzie uwięziono i skazano królową Szkotów) brzmią całkiem znajomo w uszach tych, którzy czytali głośną nie tak dawno temu pracę pary amerykańskich dziennikarzy Sprawa honoru, opisującą historię zdrady naszego kraju przez jego sojuszników w ostatniej wojnie. Dodajmy, że zakończenie spektaklu, kiedy krocząca odważnie na miejsce kaźni Maria idzie powoli z ciemności ku jasnemu światłu, wywiera zaiste przejmujące wrażenie.

Największą zaletą przedstawienia w Poznaniu jest jednak jego strona muzyczna. Ceniony amerykański kapelmistrz Will Crutchfield, który od 2006 roku nie raz dał się poznać polskiej publiczności jako specjalista od włoskiego bel canta, poprowadził operę Donizettiego z zachwycającą finezją, dbając o plastyczność szczegółów oraz należyte proporcje między brzmieniem orkiestry i głosów na scenie. Na szczere pochwały z pewnością zasłużyła włoska sopranistka Antonia Cifrone, która z imponującą swobodą i temperamentem pokonywała trudności koloraturowych pasaży w partii królowej Elżbiety Tudor. Niemniej szlachetnością brzmienia górowała nad nią wykonawczyni roli tytułowej, Joanna Woś - nie tylko pokazała, że nadal zachowuje doskonałą formę wokalną (najwyższe nuty sopranowej skali brzmiały w jej wykonaniu imponująco!), ale nadto jej sztuka zyskała w ostatnich latach głębię wyrazu. Pełna ekspresji scena spowiedzi, a także wielki finał opery, dzięki Woś były doprawdy wzruszające.

Dobrze spisał się amerykański tenor Joseph Wolverton w roli zakochanego w Marii lorda Leicestera; słabiej niestety wypadli Tomasz Mazur obsadzony w partii złowrogiego Cecila oraz Rafał Korpik jako sprzyjający uwięzionej królowej Talbot. Pięknie śpiewały chóry przygotowane przez Mariusza Otto. Otrzymaliśmy w sumie przedstawienie, które jak najdłużej powinno pozostać na afiszu. Chodzą nawet słuchy, że zamierza je w drodze koprodukcji przejąć Opera Śląska.

Józef Kanski
Ruch Muzyczny
11 marca 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...