Pocałunek kobiety z brodą

"Pastrana" - reż. Maria Żynel - Teatr Animacji w Poznaniu

Z powodu swojego niezwykle bujnego owłosienia stała się jednym z cyrkowych dziwów XIX-wiecznej Ameryki, a potem Europy. Inteligentna, lubiąca śpiew i taniec, wyszła za mąż za Teodora Lenta, który zarabiał na publicznych pokazach z jej udziałem. Historia Julii Pastrany nie traci na aktualności i ważności. W Teatrze Animacji oglądamy "Pastranę" autorstwa Maliny Prześlugi.

Urodzona w 1834 roku w Meksyku, Julia Pastrana stała się, z powodu swojego niezwykle bujnego owłosienia, jednym z cyrkowych dziwów XIX-wiecznej Ameryki, a potem Europy. Inteligentna, lubiąca śpiew i taniec, wyszła za mąż za Teodora Lenta, który zarabiał na publicznych pokazach z jej udziałem. Lent opisywał ją jako dziecko kobiety i małpy. W 1860 r. urodziła syna, także mocno owłosionego, który zmarł wkrótce po porodzie. Ona sama zmarła w wyniku powikłań poporodowych (w 1860 w Moskwie). Teodor kazał wypchać jej ciało i kontynuował tournée. Potem wypchane ciało Pastrany wystawiane było w różnych gabinetach osobliwości. Pochowano Pastranę dopiero w 2013 roku w Meksyku.

Tekst Maliny Prześlugi znakomicie pokazuje nieuchronną przemianę głównych bohaterów. Pastrana (dobra rola Julianny Dorosz) dostrzega jak wielką iluzją było jej normalne i dobre życie z Teodorem. Traci nadzieję - znakomita scena, gdy w cyrku, zamiast jak zwykle prezentować się jako kobieta z brodą, która mimo swojej brzydoty, umie tańczyć i śpiewać, odgrywa małpę. Teodor (bardzo przekonujący Artur Romański) zrzuca maskę dobrotliwego męża, podtrzymującego zręcznie iluzje Pastrany i otwarcie pokazuje twarz bezdusznego i cynicznego egoisty. Pudel (doskonały Marcek Górnicki) - pozbawiony złudzeń komentator - wtóruje tym przemianom. Autorce udało się też pokazać niejednoznaczność uczuć, jakie budzi kobieta z brodą - od obrzydzenia, chorobliwej fascynacji, nienawiści, drwiny, po pełną wyższości litość.

Prócz aktorów w "Pastranie" pojawiają się na scenie lalki. Lalka-Teodor jest mocnym symbolem zależności Teodora od społeczności - publiczności. "Słowo normalny () wpędza ludzi w zależność od wspólnoty" - pisze Hertha Mueller w znakomitym eseju "Tykanie normy"*. Teodor, proponując swoje spektakle pełne "wynaturzeń" natury, nienormalności, pozwala społeczności na przeżycie wspólnoty. I pozwala jej bezkarnie nakarmić się i upoić "zimną litością". To społeczność utrzymuje Teodora przy życiu: "We wszystkich tonacjach, w żartach i na poważnie "normalny" pozostaje słowem kontroli". A Pastrana bierze "() na siebie całe nieczyste sumienie tej anormalnej normalności". Społeczność - publiczność zamiast rozpoznać siebie w Pastranie, widzi tylko "wielką różnicę" (wszystkie cytaty z eseju Mueller).

Lalka-pies zdaje się symbolizować przywiązanie Pastrany do Teodora, które czyni jej życie pozbawione wolności, możliwości wyboru, oparte na służeniu, znośniejszym we własnych oczach. Choć nadal pozostaje ona własnością Teodora, staje się to jej wyborem, daje pozór uczucia, normalności.

Trzy lata temu, przed wejściem na wystawę francuskiego malarza Théodore´a Géricault we Frankfurcie nad Menem, ustawiono dwa XVIII-wieczne posągi osób chorych psychicznie, czyli "nienormalnych": melancholika (jak określano osoby ze skłonnością do depresji) i "szaleńca". Na wprost wejścia zawieszono portret francuskiego generała z czasów napoleońskich, osoby o wysokim społecznym statucie, w którego oczach, przywykłych do oglądania największych okrucieństw i cierpienia, czaiła się zimna pustka i szaleństwo. Nikt nie nazwałby go nigdy osobą nienormalną, nikt by się na to nie odważył. Co innego taki melancholik... W ten prosty sposób autorzy wystawy na wejściu prowokowali pytanie: Co jest normą? Kto jest normalny? Kto ustanawia normy? Czy norma świadczy o nas? O naszej zdolności odczuwania, empatii, wrażliwości? O naszej chęci ukrycia, wyparcia, zatuszowania?

Pastranie i wykorzystywanej przez Teodora kobiecie, o trzech piersiach, odmówiono odniesienia do normy, wykluczono je, wymieniając etykietkę "nienormalne" na "potwory". Coś poza normą. Coś strasznego. Nie mającego z nic wspólnego z widzami cyrku Teodora. Dobrze być kimś, prowadzącym mieszczańskie życie, wolne od potworności. Bo przecież w momencie, gdy Teodor nazywa Pastranę potworem, życie społeczności staje się nieskazitelne, czyste. To Pastranie "oddane" zostaje wszystko, co w człowieku mroczne, inne. Co nie zostanie dopuszczone do świadomości w przebłysku intuicji, która podpowiada, że wtedy czyste życie runie. Pastrana jest potrzebna, Teodor także.

W jednej z ostatnich scen spektaklu wszystkie "potwory" cyrku Teodora i on sam wchodzą do paszczy Shreka, którego wielka głowa stoi na scenie. Twórcy filmu "Shrek" obłaskawili temat inności, normalności, "potworów". Bo przecież wszyscy (lub prawie wszyscy) kochają Shreka, uznają jego prawo do miłości i życia takiego, o jakim marzy. Nie ma zatem o czym dyskutować, "potwory", "nienormalni" zniknęli w paszczy Shreka. Za jednym zamachem pozbyto się wszystkich niewygodnych pytań. Chociaż, w natłoku silnych wrażeń - pulsujących świateł, ogłuszającej muzyki, kompulsywnego ruchu w finale spektaklu - nie ma na nie miejsca, czasu, wystarczającego namysłu.

Daina Kolbuszewska
www.kulturaupodstaw.pl
8 marca 2016

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...