Pod kątem do...

"Weekend na wsi" - reż. J. Staniek, J. J. Połoński - Teatr Powszechny w Łodzi

... normalnego układu ustawiona jest platforma sceny, na której grają aktorzy w farsie Marca Camolettiego "Weekend na wsi", wyreżyserowanej w Teatrze Powszechnym przez duet Jarosław Staniek - Jerzy Jan Połoński. W świecie zakłamanych mieszczan, w którym nikt już nie wie, kto jest czyją kochanką - to skrzywienie przestrzeni staje się znaczącą metaforą. Realizatorzy bawią widzów nie tylko komplikacjami fabuły, bawią też teatralną formą

Fabuła oparta jest na klasycznym w komedii pomyśle qui pro quo. Bernard (Artur Zawadzki) musi spędzić weekend z żoną (Marta Górecka) w ich wiejskiej posiadłości, choć wolałby go spędzić z kochanką (Olga Omeljaniec). Tak łatwo jednak nie rezygnuje - zaprasza piękną Brigitte jako partnerkę swego przyjaciela Roberta (Janusz German). Pech, a może reguła farsowej układanki, chce, że Robert jest kochankiem jego żony, a Brigitte to także imię mającej się pojawić w wiejskim domu gosposi. O zabawne nieporozumienia w takiej sytuacji nietrudno. Chcąc z nich wybrnąć, bohaterowie dodają kolejne piętra kłamstewek, pomyłek i niezręczności. Niby dobrze to znamy, ale Camoletti nie nudzi, jest sprawny i dowcipny. Pointa niesie nawet mądre, choć może banalne przesłanie: w wiecznym kłamstwie żyje się trudno. Zupełnie jak w domu o pochyłej podłodze. 

Duet reżyserów, znany już łódzkiej publiczności z przedstawienia "39 stopni", szuka pomysłów na niekonwencjonalne realizacje mocno skonwencjonalizowanego gatunku. W tych poszukiwaniach czerpie z dorobku teatru otwartego, kina, a nawet tańca (Jarosław Staniek był mistrzem Polski w breakdance). Niektóre z tych pomysłów są po prostu świetne, np. sposób szybkiego przerobienia skromnej kreacji w wieczorową suknię, jaki Bernard z Robertem stosują wobec Brigiitte. 

Ciekawa jest też scenografia Krzysztofa Kelma. Umowność jej elementów koresponduje z umownością wchodzenia i wychodzenia z roli przy zejściu z pola gry. Pantomimiczna scena kolacji wiąże się z pomysłem, by w pokoju nie było stołu (cala zastawa zwisa z sufitu na sznurkach). 

Szósty bohater - jak się później okazuje: hydraulik o imieniu Bertrand (Jakub Firewicz) - w pierwszym akcie kręci się wokół sceny i odbiera od aktorów niepotrzebne w danej chwili rekwizyty. Uaktywnienie się go jako postaci dramatu mogłoby być zaskoczeniem dla widza, gdyby nie... oryginalny tytuł sztuki: Pyjama pour six. Kto czyta program, ten może się spodziewać rozwiązania. To lekki minus, gdyż na początku wydaje się, że Firewicz jest kimś w rodzaju obecnego na scenie reżysera - niczym Tadeusz Kantor daje ze sceny znak do rozpoczęcia gry. Kim więc jest? Asystentem reżysera (tak głosi program) czy postacią sztuki? 

Oczywiście pojawia się pytanie, na ile takie eksperymenty formalne są w przypadku fars uzasadnione? Czy ludyczne dowcipy i przebieranki jakoś się łączą z grą teatralnymi formami? Akurat w tym przypadku uzasadnienie można znaleźć - życie bohaterów samo w sobie jest groteskowym teatrem. Ujawnienie szwów w przedstawieniu obnaża także te życiowe fastrygi.

(-)
reymont.pl
21 kwietnia 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...