Pod opieką Jerzego Gruzy, ale...
"Król Lear po polsku" - reż. Krystian Nehrebecki - Scena SAM - Centrum KulturySztuka Pawła Binke "Król Lear po polsku", którą w miniony weekend premierowo wystawiono w Centrum Kultury Gdynia, w podtytule nazwana jest "czarną komedią". Rzecz ma być więc i śmieszna, i poważna, Krystian Nehrebecki, który sztukę wyreżyserował, poszedł nawet dalej - pożenił farsę z elementami Szekspirowskiej tragedii. Ten teatralny szpagat okazał się jednak karkołomny.
Sitcomową komedię, przechodzącą w farsę, oglądamy w pierwszej części. Małżeństwo niespełnionego aktora i nadętego pierdoły (w tej roli monotonny Andrzej Baranowski) oraz pełnej wigoru lewicowej aktywistki (dopasowana do naturalnego temperamentu rola Izabelli Olejnik) dialoguje przed publicznością jak w klasycznym sitcomie. Farsowo robi się wtedy, gdy do ich małżeńskiego mieszkanka przybywają przedstawiciele otaczającego ich drapieżnego świata - cwany reklamowy akwizytor i seksowna przedstawicielka agencji towarzyskiej.
W szekspirowskie tony uderza zaś początek drugiej części, gdy Mąż trafia na casting do reklamy, promującej oszukańcze emerytury. W tym jednym momencie w przedstawieniu w CK Gdynia powiało teatrem. Pozostałe sceny - jak właściwie oceniać?
Według jakiej taryfy pisać o przedstawieniach produkowanych przez CK Gdynia? Nie według tej, jaką się stosuje wobec profesjonalnych teatrów - tego nikt nie wymaga. Ale i półzawodowe przedsięwzięcia powinny celować wysoko. Sztuki CK Gdynia, owszem, tak celują, ale rzadko trafiają. "Królowi Learowi po polsku" nie pomogła nawet artystyczna opieka Jerzego Gruzy. To przedstawienie, które się rozpada na słabo zespolone elementy.
Publiczność się śmiała, mnie nie było wesoło na premierze. Czy angażowani do spektakli CK Gdynia słuchacze gdyńskiego studium wokalno-aktorskiego nauczą się przy tej okazji sceny? Czy publiczność będzie się uczyć przyzwoitego teatru? Zaczynam w to powątpiewać.