Pod płaszczykiem superbohaterki

"Skłodowska. Radium Girl" - reż. Agata Biziuk - Teatr Papahema w Białymstoku

„Jesteśmy Radium Girls, jesteśmy cool i świecimy w ciemności" chwalą się dziewczyny narażone w codziennej pracy na kontakt z radioaktywnym pierwiastkiem. Cieszą się z takiej supermocy i tańczą w stylu disco albo techno. Kiedy już promieniowanie poczyni spustoszenia w ich organizmach (tak, że wyglądają jak zwidy po narkotykowych szaleństwach albo przerażające stwory), dalej piszczą i cieszą się świeceniem w ciemności. I nie dadzą o sobie zapomnieć również wtedy, gdy są już szkieletami. Przychodzą do Skłodowskiej, żeby porwać ją w makabryczny taniec śmierci. W końcu ona też jest Radową Dziewczyną.

Skłodowska. Radium Girl to nie pomnik stawiany noblistce, a wielowymiarowa i rewelacyjnie opowiedziana na różne sposoby relacja o szczęściu i życiowych wyborach, czasem niezależnych od nas. Maria Skłodowska-Curie przestaje tu być obiektem chłodnych i wyważonych analiz, nie funkcjonuje jako niedostępna uczona. To kobieta, która odważa się marzyć, pragnie i czuje. Mniej na pracy skupiają się twórcy spektaklu, bardziej na życiu osobistym i niełatwych wyborach. Jednocześnie spektakl jest satyrą na różne konwencje okołoteatralne i popkulturowe. Skłodowska zostanie zaprezentowana przez delegację stremowanych uczniów ze szkoły podstawowej (mistrzostwo), jak Marilyn Monroe w ujęciu Warhola (na projekcji) czy jako komiksowa superbohaterka w pelerynie z folii (jeden z wielu malowniczych sposobów gry światłem). Pojawi się w piosenkach, w języku migowym, w rzeczywistości alternatywnej, relacjach z dziennikarzami, w chwilach największego szczęścia i gigantycznego smutku. Bywa jednym z czwórki aktorów Teatru Papahema, albo wszystkimi naraz. Albo tylko charakterystyczną suknią, odpowiednio animowaną. Stale w centrum uwagi, stale w ruchu. Chyba że akurat zdominuje ją Polska, bo Polska jest ważna. Polska doprowadza do dyskusji, ile Maryi jest w Marii: w końcu Polska to tradycje i świętości, których szargać nie należy. Polska u psychoanalityka leczy swoje kompleksy. Jeśli nie wyleczy, uniemożliwi rozwój tym z potencjałem, będzie hamować ambicje i nadzieje na sukces.

Fabuła to życiorys ze zmienionymi w stosunku do encyklopedycznej wersji środkami ciężkości (trochę pobrzmiewają tu echa powieści na bazie biografii Skłodowskiej autorstwa Magdaleny Niedźwiedzkiej). Sporo życia prywatnego: romans Marii z Kazimierzem Żórawskim, małżeństwo z Piotrem Curie, narodziny dzieci (Maria nie płakała przy porodzie!) i ostatnia miłość, już zakazana przez społeczeństwo: romans z żonatym mężczyzną. Zmiany: Radium Girls i wpływ Skłodowskiej na rozwój turystyki. Postawy uczonych („Emila rozerwało w słusznej sprawie"). Smaczek za smaczkiem. Na moment spektakl zwalnia po śmierci Piotra i po tym, jak Mateusz Trzmiel zamieni się w lalkę; po wcześniejszym szalonym tempie chcą aktorzy zapewnić też trochę refleksji i oddechu widzom. Kolejne sekwencje przetykane są multimediami i tu beznamiętny głos lektorki stoi w opozycji do wstrząsającego przekazu. A i tak wciąż jest zabawnie, a zawsze też pomysłowo. Język teatru miesza się tu z językiem nowych mediów, pojawi się streaming, sztuka przeplecie z prozą życia. Absurdalny humor objawia się nie tylko w dialogach: przede wszystkim wzbogaca sceniczne rozwiązania (dialog zakochanych z rodzicami Kazimierza i... powrót do tej rozmowy). Znajdzie się coś dla koneserów teatru i dla tych, którzy od teatru stronią.

Multiplikują aktorzy postacie, równocześnie wcielają się w kilka, potrafią jednym zdaniem naszkicować charakter. Każdy może zagrać każdego, bez względu na wiek i płeć. A kolejne wcielenia, w pełni przekonujące, oddzielane bywają sekundami (siostra Marii, Bronisława, zaistnieje dzięki jednemu słowu). Dynamika spektaklu zaskakuje, bardzo cieszy fakt, że aktorzy sami doskonale się bawią i sporo energii mogą przekazać publiczności. Ogrywają bezbłędnie konieczne elementy scenografii (kabel od mikrofonu i krzesło obrotowe!), wcielą się w pierwiastek i w narratora, który wybitnie przeszkadza w skonsumowaniu związku. Każdy może rozbawić albo zmusić do niewesołych przemyśleń, ale na scenie nie będzie rywalizacji, a działanie wspólne dla jasno określonego celu: trzeba Skłodowską odbrązowić, ocieplić jej wizerunek i sprawić, by stała się bliska odbiorcom. By stała się bliska mimo wykraczania poza konwenanse, przełamywania tabu i mimo niechęci do podporządkowywania się opinii publicznej. By poruszała za sprawą konieczności dokonywania wyborów między karierą a szczęściem osobistym. By nie dawała o sobie zapomnieć. Żeby było sprawiedliwie, Skłodowską zagra w spektaklu każdy z członków Papahemy. I każdy poradzi sobie z wyzwaniem znakomicie, prezentując zupełnie odrębną, „własną" wersję uczonej, mimo różnic w temperamencie spójną z poprzednim wizerunkiem. Skłodowska to romantyczna idealistka, stateczna uczona, matrona lub guwernantka, matka albo całkowicie oddana karierze badaczka. Radium Girl lub wdowa. Tych wcieleń jest bez liku, każde trafne. Każde też rzuca nowe światło na postać zestereotypizowaną przez dekady.

A propos nowego światła, to rozwiązania techniczne także zostały świetnie przemyślane i dobrze wkomponowane w spektakl: udaje się całkowicie zmieniać klimat, uwypuklać to, co ważne i żonglować przestrzeniami. Aktorzy ani na moment nie schodzą ze sceny, nie chowają się przed widzami, a wiedzą, jak zniknąć. Technika pomaga w sygnalizowaniu zmian gatunkowych, jest uzupełnieniem między scenami (w projekcjach). Podsyca tempo przedstawienia. Skłodowska. Radium Girl to spektakl, który skrzy się humorem: są tu absurdy i put-down, czarny humor i gry z konwencjami, dowcipy sytuacyjne i doskonale wygrywane puenty. Śmiech przełamuje czułość, z jaką mówi się o Skłodowskiej: oprócz sentymentów są tu przecież trafne diagnozy społeczeństwa i przemian obyczajowych. Pod przykrywką świetnej zabawy mówią aktorzy rzeczy ważne. Jedno maleńkie zastrzeżenie: chociaż trzyma się to stylizacji, Agata Biziuk nie powinna brać się za rymowanie.

Mateusz Trzmiel, Paulina Moś, Helena Radzikowska i Paweł Rutkowski udowodnili, że na scenie czują się świetnie. Z takimi pomysłami zajdą bardzo daleko.

tekst pochodzi z gazety festiwalowej Chorzowskiego Teatru Ogrodowego „Sztajgerowy Cajtung"

Iza Mikrut
Sztajgerowy Cajtung
30 sierpnia 2018
Portrety
Agata Biziuk

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...