Podsumowanie festiwalu w Gdańsku
15. Międzynarodowy Festiwal Teatrów Plenerowych i Ulicznych FetaFETA dobiegła końca, jednak aby opisać, jak przebiegła w tym roku, trzeba zacząć od początku. A początek był niezwykle widowiskowy
Pierwszego dnia XV Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Plenerowych i Ulicznych wystąpił niemiecki teatr Titanick ze spektaklem "Odyssee". Jeden z niewielu, który oprócz niezwykłych efektów miał też ideę, i to ideę sięgającą do źródeł teatru. Świat homeryckiej epopei przenika do świata rzeczywistego, powaga starożytnej opowieści miesza się ze współczesnym konsumpcyjnym światem. Teatr Titanick stworzył teatr w teatrze. Reżyserem spektaklu jest Odyseusz, który próbuje stoczyć walkę ze sprzedawcą kebabów. Budka ze znamienną nazwą "Posejdon" stoi bowiem na samym środku sceny, gdzie ma rozegrać się sztuka. Grecki bóg zabija kolejno aktorów, w ostatecznej rozgrywce z Odyseuszem trudno jednak stwierdzić, który ostatecznie wygrał. Od strony wizualnej spektakl był niezwykłym teatralnym widowiskiem, w którym mogliśmy podziwiać ogromny dźwig unoszący bohaterów, sztukę pirotechniki i muzykę wykonywaną na żywo.
Równie spektakularny, choć osadzony w konwencji baśniowej, był sobotni spektakl belgijskiego teatru Tol "Corazon de Angeles", który zgromadził największą publiczność. Latające nad jej głowami anioły, sypiące złote konfetti przy dźwiękach arii operowych wprawiły wszystkich w magiczny nastrój. I choć spektakl bazował wyłącznie na efektach, przedstawiał je tak, że nie brakowało tu ani treści, ani popisów gry aktorskiej.
Oba spektakle wieńczyły, kolejno, czwartkowy i sobotni dzień. W piątek trzeba było wybrać jeden z dwóch, bowiem o tej samej godzinie wystąpił szwajcarski teatr Loutop ze sztuką "Attache" oraz hiszpański Senza Tempo z "A+ cosas que nunca te conte". I mimo że publiczność podzieliła się na dwie grupy, oba spektakle zgromadziły setki osób, a przedstawienia zostały nagrodzone wielkimi oklaskami.
Pierwszy, w skromnym widowisku, bez przepychu i bez pompy zaprezentował sztukę akrobacji, wykonaną w pełni profesjonalnie. Pokazy chodzenia na szczudłach, wspinania się po drabinie i taniec z kołem wplecione zostały do historii o kobiecie i mężczyźnie, a odgłosy kroków czy poruszających się po scenie rzeczy wykonane zostały przy użyciu bębnów, cymbałków i talerzy.
Hiszpański spektakl inspirowany był teatrem tańca i musicalem, łączył klasyczny taniec z tańcem współczesnym. Wizualizacje prezentowane na przyczepie kempingowej stanowiły metaforę współczesnego świata, świata na kółkach, w drodze, podróży do nowej utopijnej, bezpiecznej rzeczywistości bądź też ucieczki od przeszłości. Świata, w którym nawet anioł potrzebuje swego anioła.
Z zagranicznych spektakli warto wymienić jeszcze "Nieprawdopodobne wizje w głowie Dona K" teatru Plasticine Rain, znakomitą klaunadę, którą rozbawili publiczność do łez. Było to jednocześnie jedno z najbardziej kolorowych i efektownych widowisk tegorocznej FETY.
Wzruszającą opowieść "Until now" o trzech przyjaciółkach, które nie potrafią się rozstać, mimo że drogowskazy wskazują każdej z nich inny kierunek, przedstawił z kolei angielski teatr Mimbre. To czarująca historia przedstawiona za pomocą akrobatycznych sztuczek.
Na tle zagranicznych teatrów polskie wypadły raczej słabo. Najlepsze okazały się te, które nie siliły się na oryginalność i zaprezentowały sztukę akrobacji i tańca - czyli teatry dla dzieci. "Stary Klaun i morze, czyli Błękitna Rapsodia" teatru Pinezka to pełna dobrego humoru, i przede wszystkim smaku, historia przygód Starego Klauna, której towarzyszyły niezwykłe rekwizyty i kostiumy.
Parada "Zmysły" teatru A3, w której królowały wielkie oczy, uszy, nos i dłonie to z kolei żartobliwa opowieść o ludzkich zmysłach, przeplatana pięknymi miłosnymi piosenkami.
Dużym zaskoczeniem był gospodarz festiwalu - teatr FETA. I tak jak "Nić Ariadny", choć od ubiegłorocznego występu dzieliła ją spora różnica, wypadła całkiem nieźle, tak premierowy spektakl "Garkotłuki. Odyseja gastryczna 2011" nie zachwyciła. Przedstawienie, mimo że z pomysłem - walka o klienta między tradycyjną kuchnią a współczesnym fast-foodowym menu, nie przekonywało - ani grą aktorską, ani realizacją. Przedstawienie zgromadziło jednak sporą publiczność, bo trzeba przyznać, że zachęcało lekką formą i ciekawym doborem tematu, który w metaforyczny sposób pokazał kondycję współczesnego świata.
Sprzyjała pogoda, ale nie tylko jej można zawdzięczać wielką frekwencję tegorocznej FETY. Tłumy prawie na każdym spektaklu, bo też prawie każdy spektakl warto było obejrzeć. Największą widownię zgromadziło przestawienie "Water fools", zwieńczające cały festiwal, które odbyło się w niedzielę w nocy przy akwenie między Redutą Wilk i Redutą Wyskok.
Podsumowując - były momenty wesołe, wzruszające, szokujące, był taniec, śpiew, akrobatyka, wspaniałe efekty, przepiękne kostiumy i niezwykła atmosfera, czyli wszystko to, co powinno się znaleźć w menu najlepszych europejskich festiwali plenerowych.