Podsumowanie Gdańskiego Festiwalu Tańca

1. Gdański Festiwal Tańca

Pierwsza edycja Gdańskiego Festiwalu Tańca wypadła średnio - głównie przez nazbyt rozbudowany, a nie do końca "treściwy" program i niedociągnięcia organizacyjne.

Na tle swoich poprzedników, takich jak Gdańska Korporacja Tańca, GFT wzbudził podziw rozmachem i różnorodnością spektakli. Wymaga on jednak zmian w strukturze, aby nie stał się workiem, do którego można wrzucić wszystko, co jest pod ręką. Pomysł prezentacji zwycięskich projektów konkursu "rezydencja/premiera 2009" miał dobre strony - młodzi twórcy mogli pokazać się pod szyldem festiwalu z doborowym towarzystwem z kraju i ze świata. Jednak niski poziom tegorocznej edycji konkursu zaniżył poziom festiwalu. Organizatorzy podzielili festiwal na bloki, mające uporządkować rozbudowany program, jednak podział ten odbył się jedynie na papierze. Poszczególne spektakle, mające korespondować ze sobą w ramach jednego bloku (np. Trójmiejska Korporacja Tańca) przetykane były występami innych, np. zagranicznych, co w połączeniu długimi, nieustalonymi wcześniej przerwami między spektaklami, wprowadzało chaos. "Wpadką" był też kontrowersyjny werdykt zagranicznego jury w towarzyszącym GFT konkursie Baltic Movement Contest (pisaliśmy o nim w zeszłym tygodniu), który wzburzył środowisko taneczne. Nie przyznano dwóch pierwszych nagród, przekazując przeznaczone na nie 3 tys. euro klubowi Żak na rozwój tańca. Kierownictwo klubu, mimo złożonych deklaracji, nie podjęło decyzji co do przeznaczenia tej sumy. Nieoficjalnie wiadomo, że ma ona zasilić nowy projekt będący częścią konkursu "rezydencja/premiera". 

Przez technikę do treści

"Gwiazdy" powinni rozpoznawać wszyscy. Inaczej bywa z mistrzami, których często docenią jedynie tzw. wtajemniczeni. Susanne Linke - dla jednych występowała na festiwalu jako gwiazda, dla innych zaś jako mistrzyni. Jest ona twórczynią oryginalnej techniki tanecznej. Próbkę jej słynnego stylu zobaczyliśmy podczas spektaklu "Schritte verfolgen" z 1985 r., którego rekonstrukcji dokonała dwa lata temu. Swoje solo podzieliła między siebie i trzy tancerki w wieku odpowiednio około 25, 35 i 45 lat, nadając mu tym samym zupełnie nową jakość. Spektakl operował pięknymi, poetyckimi obrazami i wzniosłą muzyką m.in. Berlioza, Chopina, Mahlera, ale nie pozostawiał widza z wygodną konstatacją. Zauważenie wszelkich subtelności wyrafinowanej techniki tanecznej i podążanie za filozoficznym przesłaniem wymagało nie lada skupienia (a tego dnia mieliśmy za sobą dwa spektakle). 

Na tle swoich poprzedników, takich jak Gdańska Korporacja Tańca, GFT wzbudził podziw rozmachem i różnorodnością spektakli. Wymaga on jednak zmian w strukturze, aby nie stał się workiem, do którego można wrzucić wszystko, co jest pod ręką. Pomysł prezentacji zwycięskich projektów konkursu "rezydencja/premiera 2009" miał dobre strony - młodzi twórcy mogli pokazać się pod szyldem festiwalu z doborowym towarzystwem z kraju i ze świata. Jednak niski poziom tegorocznej edycji konkursu zaniżył poziom festiwalu. Organizatorzy podzielili festiwal na bloki, mające uporządkować rozbudowany program, jednak podział ten odbył się jedynie na papierze. Poszczególne spektakle, mające korespondować ze sobą w ramach jednego bloku (np. Trójmiejska Korporacja Tańca) przetykane były występami innych, np. zagranicznych, co w połączeniu długimi, nieustalonymi wcześniej przerwami między spektaklami, wprowadzało chaos. "Wpadką" był też kontrowersyjny werdykt zagranicznego jury w towarzyszącym GFT konkursie Baltic Movement Contest (pisaliśmy o nim w zeszłym tygodniu), który wzburzył środowisko taneczne. Nie przyznano dwóch pierwszych nagród, przekazując przeznaczone na nie 3 tys. euro klubowi Żak na rozwój tańca. Kierownictwo klubu, mimo złożonych deklaracji, nie podjęło decyzji co do przeznaczenia tej sumy. Nieoficjalnie wiadomo, że ma ona zasilić nowy projekt będący częścią konkursu "rezydencja/premiera". 

Przez technikę do treści

"Gwiazdy" powinni rozpoznawać wszyscy. Inaczej bywa z mistrzami, których często docenią jedynie tzw. wtajemniczeni. Susanne Linke - dla jednych występowała na festiwalu jako gwiazda, dla innych zaś jako mistrzyni. Jest ona twórczynią oryginalnej techniki tanecznej. Próbkę jej słynnego stylu zobaczyliśmy podczas spektaklu "Schritte verfolgen" z 1985 r., którego rekonstrukcji dokonała dwa lata temu. Swoje solo podzieliła między siebie i trzy tancerki w wieku odpowiednio około 25, 35 i 45 lat, nadając mu tym samym zupełnie nową jakość. Spektakl operował pięknymi, poetyckimi obrazami i wzniosłą muzyką m.in. Berlioza, Chopina, Mahlera, ale nie pozostawiał widza z wygodną konstatacją. Zauważenie wszelkich subtelności wyrafinowanej techniki tanecznej i podążanie za filozoficznym przesłaniem wymagało nie lada skupienia (a tego dnia mieliśmy za sobą dwa spektakle). 

Projekty zagraniczne

Wśród artystów zagranicznych jedną z najciekawszych osobowości była Mikami Kayo - tancerka, choreograf, uczennica samego Hijikaty Tatsumiego. Kayo była gwiazdą festiwalu w zupełnie innym sensie niż Linke. Jej sztuka, jaką jest taniec buto, mimo rosnącej popularności, podobnie jak haiku jest wciąż hermetyczna. Miłośnicy dawnego Gdańskiego Teatru Tańca mogli nacieszyć oczy niezłym spektaklem W&M Physical Theatre Wojciecha Mochnieja i Melissy Monteros pt. "Just po prostu", w niebanalny sposób mówiącym o relacjach międzyludzkich, w szczególności damsko-męskich. Z trójki tancerzy najlepiej oglądało się świetną tanecznie i aktorsko Basię Czajkowską, za to zupełnie nie tłumaczyła się na scenie obecność Lisy Hering. Portugalski spektakl "Entre a necessidade e o medo" w choreografii Nuno Gomesa okazał się miłą dla oka produkcją niemal na pograniczu musicalu, bez głębszego przesłania, z ciekawą grą świateł i "ładną" choreografią. Ostatnie dwa dni festiwalu opanowali Węgrzy, w ramach projektu Poza Granice - Visegrad Now pokazali dwa bardzo dobre spektakle. "I\'m fine, please don\'t call!" ze znakomitą choreografią Klári Pataky jest wśród projektów zagranicznych, wyłączając "Schritte verfolgen", moim zdecydowanym faworytem. Spektakl, w precyzyjnym technicznie i wizualnie tańcu pięciu młodych tancerek, zawarł treści o oczekiwaniach, marzeniach i konieczności wewnętrznego rozwoju. Rzadko można oglądać tak dobrze wykonane elementy synchroniczne i ani razu niezgubiony podczas niemal godzinnego spektaklu rytm poszczególnych układów. Drugi z węgierskich spektakli (sceniczna adaptacja utworu Ravela, od którego zaczerpnął swój tytuł - "Gaspard de la nuit") stawiał na skomplikowane rozwiązania techniczne (np. tancerze zawieszeni byli na linach) oraz muzykę graną na żywo na Steinwayowskim fortepianie, dla której kontrapunkt stanowiła, bazująca na kompozycjach Ravela, muzyka nowoczesna. Mimo niezbyt porywającej choreografii był to ciekawy i zupełnie inny od naszych rodzimych teatr tańca.

Korporacja Tańca

Jak wypadły trójmiejskie teatry tańca? Znakomicie prezentowały się spektakle Teatru Amareya "Faceless" i "Tribute to J.S.", zataczające szerokie kręgi poszukiwań zarówno w tematyce, jak i technice. Najciekawsze twórcze poszukiwania powstały z kooperacji twórców z różnych teatrów - konkursowy "D-KOD-R" Teatru Okazjonalnego z Moniką Grzelak i Przemkiem Wereszczyńskim czy premierowa "Delia" Good Girl Killer w wykonaniu Anny Steller i Jacka Krawczyka. Zaliczyć tu też trzeba jedną z najciekawszych zeszłorocznych realizacji - "Dziewczęta z Zajęczego Wzgórza" Teatru Patrz Mi Na Usta. Wyliczać można by dalej: solowe "Powiększenie" Joanny Czajkowskiej, spektakl osobisty i niezwykle spójny. "Kobieta, która zamiata las" Anny Haracz, oszczędny w formie, operujący niedającym się podrobić stylem tej tancerki. W programie TKT znalazły się też taneczne performance, niestety, na niskim poziomie - "Zapis tańca" Grupy Twórczej PLAJ, "7 linijek - improwizacja" Barbary Szamotulskiej i Marii Miotk były jedynie dobrą zabawą i eksperymentowaniem z tańcem. Na uwagę zasługuje jedynie "Ból trzeba przeboleć" Beaty Sosnowskiej z udziałem tancerzy Magdy Jędry i Filipa Szatarskiego, dotyczący zagadnienia manipulacji drugim człowiekiem przy zastosowaniu technologii. 

Projekty z Polski


Teatr Dada von Bzdülöw, będący od niedawna "na placówce" w Teatrze Nowym w Łodzi, zaprezentował "Przed południem, przed zmierzchem". Spektakl ten, podporządkowany zmiennemu, ale precyzyjnie ustalonemu rytmowi i budowanym z każdej sceny plastycznym obrazom nie jest arcydziełem, nie ma też ambicji nieść jakiegoś głębszego przesłania. Jest miłą dla oka (ciekawe układy choreograficzne, świetni tancerze) i ucha (kapitalna muzyka duetu SzaZa) propozycją teatralno-taneczną. Podobnie nieskomplikowaną, jeśli chodzi o treść, była jedna z propozycji drugiego z polskich gości festiwalu - Polskiego Teatru Tańca. "Wo-man w pomidorach" w okrojonej ze względu na warunki sceniczne wersji zatańczyło czterech przystojnych tancerzy, którzy musieli udźwignąć także kilka damskich wstawek i zrobili to z wdziękiem. Tancerze Wycichowskiej pokazali też spektakl "Short-cuts", jedną z ciekawszych wizualnie propozycji festiwalowych, z choreografią Istvana Juhosa-Putto, w której w kilku niezwiązanych ze sobą ujęciach - stopklatkach - pokazał różne międzyludzkie relacje. W ramach bloku Solo Act, który, pokazany jednego dnia, jako jedyny zrealizował ideę wymiany myśli, stylów i środków, ze swoimi solowymi spektaklami wystąpiły cztery tancerki. Związana z Trójmiastem Austriaczka Julia Mach z ambitnym "the fishinyou". Dominika Knapik w "Jak wam się podobam" z dużą dozą humoru i dystansu do samej siebie pokazała swoje taneczne możliwości, a Iwona Olszowska, ciekawie posługując się rekwizytem i teatralnym gestem, zaśpiewała i zatańczyła "Kilka piosenek o miłości". Ale to "look_4_faces" Anny Piotrowskiej okazał się jednym z najciekawszych solowych spektakli. Piotrowska, przebrana za pewnego siebie, muskularnego, sztywnego w ruchach Świętowita, z towarzyszeniem odważnej muzyki i wizualizacji stawiała pytanie o źródło i obecny stan wiary. 

Mam nadzieję, że w przyszłym roku organizatorom uda się uniknąć premierowych błędów, a festiwal stanie się platformą wymiany myśli i doświadczeń z wszystkich krajów Euroregionu Bałtyku i za rok zobaczymy też tancerzy z Danii, Rosji, Litwy czy Szwecji.

Magdalena Hajdysz
Gazeta Wyborcza Trójmiasto
5 września 2009

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia