Podsumowanie Malty: kryzysowa narzeczona

19. Międzynarodowy Festiwal Teatralny Malta

Zmienię tryb przypuszczający użyty przez Lady Pank w piosence "Kryzysowa narzeczona" na oznajmujący i powiem: tegoroczna Malta była jak kryzysowa narzeczona. Tak jak bohaterka piosenki - nie osiągnęła dna, ale też nie przyniosła olśnień, do jakich nas w przeszłości przyzwyczaiła. Malta na przebiedowanie, aby do przyszłego roku, do nowej formuły.

Najwięcej radości dostarczyła mi wiadomość, że konkurs Nowe Sytuacje wygrała Orkiestra Kameralna L\' Autunno z Poznania, która pokazała na Malcie to, to co lubię w teatrze alternatywnym najbardziej. Stworzyła nową jakość albo nową sytuację bez technik, bez bajerów, bez umizgów i przypochlebiania się publiczności. Ci młodzi ludzie pokazali, że orkiestra to nie fraki i muszki, a jeśli nawet, to kryją się za nimi pojedynczy ludzie, którzy potrafią zwrócić na siebie uwagę i narażeni są na przypadek, tak samo jak publiczność. W projekcie "Wędrująca orkiestra: Haydn - część całości" połączyli powagę, piękno i humor, co jest niezwykle trudne. 

Siłą Malty były zawsze premiery. W tym roku festiwal zaproponował aż pięć i chyba za dużo. Oglądając "Aleksandrię" poddałem się magii Teatru Usta Usta Republika. Ale w miarę upływu czasu, kiedy opadły emocje, nie zostało nic. Zapowiadana premiera opery Astora Piazzolli "Maria de Buenos Aires" okazała się koncertem w kostiumach lekko inscenizowanym. Po co było gonić na Śródkę ludzi, skoro reżyserka - Małgorzata Dziewulska - nie wykorzystała architektury tej peryferyjnej dzielnicy Poznania, dlaczego Maria (Joanna Rawik) na przykład nie wchodziła i nie śpiewała w tłumie (możliwości techniczne były), tancerzy widzieli tylko ci, którzy otoczyli scenkę... 

Zaiskrzyło na premierze Teatru Porywacze Ciał "More Heart Core". Zespół wrócił do tego, co było jego siłą na początku działalności. Ale od tamtej pory minęło sporo czasu, a ja się zmieniłem i już mnie to aż tak bardzo nie obchodzi. Wreszcie "La Menzogna" Pippo Delbono, przedstawienie, które uwiera, ale z pewnością dość szybko wywietrzeje mi z głowy. 

Spośród premier maltańskich największe wrażenie zrobił na mnie nowy spektakl Lecha Raczaka "Rabin Mahral i Golem". Raczak kolejny raz próbuje wstrząsnąć poznaniakami. Przypomina zapomnianych bohaterów - tytułowego rabina, (konia z rzędem, że ktoś pamiętał, iż twórca Golema był rabinem w Poznaniu) i konfrontuje go z legendą o zbezczeszczeniu hostii przez Żydów. Myślę, że ten spektakl powinien być grany w Poznaniu jak najczęściej, ponieważ jest swego rodzaju pamięcią, na którą zagonieni nie zwracamy uwagi, a ona mówi nam, jacy jesteśmy, również my współcześni. 

W zapowiedziach deklarowałem, że wydarzeniem będzie "Caligula" [na zdjęciu] Tomaza Pandura. Tymczasem okazało się, że jest to Caligula z sex shopu (powtórzę za Zdzisławem Pietrasikiem, marzy mi się, aby w teatrze zobaczyć rozebraną kobietę, ponieważ obecnie częściej rozbierają się mężczyźni). Spektakl Pandura kusi estetyką (świetny pomysł z rozegraniem akcji częściowo w wodzie), ale pokazuje zarazem porażkę egzystencjalistów, z czym trudno mi się pogodzić. Poglądy Camusa wydobyte przez Pandura rozmyły się w tej kuszącej estetyce i wydają się strasznie banalne. 

Po drodze obejrzałem jeszcze kilka innych teatrów. Żaden nie zrobił na mnie większego wrażenia. Ale mam świadomość, że dla części publiczności były to wydarzenia - myślę zwłaszcza o widowiskach plenerowych, ulicznych. Oblężenie przeżywał Teatr Polski, który pokazywał wszystkie premiery minionego sezonu i Polski Teatr Tańca podczas "Nocy premier". Zabrakło mi czasu, aby obejrzeć cały cykl "Stary Browar - Nowy Taniec. Ale "L\'apres midi", kameralny spektakl Raimunda Hoghe rozczarował mnie.

Stefan Drajewski
Polska Głos Wielkopolski
30 czerwca 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia