Podwieczorek dla tęskniących
"Podwieczorek przy mikrofonie" - Teatr Kameralny w Szczecinie- Niech będzie pochwalone poczucie humoru... - witają się goście szczecińskiego "Podwieczorku przy mikrofonie". A była ich na premierze pełna sala
Gdzie się śmiać, jak nie przy "Podwieczorku"? Z tego założenia wyszedł Michał Janicki, który w nowym programie Teatru Kameralnego z radością przypomniał kilka kabaretowych skeczy i piosenek, z (bądź w klimacie) wciąż pamiętanego przez wielu, niezwykle popularnego w latach 70., "Podwieczorku przy mikrofonie".
Mała sala z estradą, nowa siedziba Teatru Kameralnego na tyłach budynku przy pl. Żołnierza Polskiego, okazała się miejscem wręcz stworzonym, by zobaczyć, jak czwórka aktorów (Grażyna Nieciecka-Puchalik, Sylwia Różycka, Michał Janicki, Adam Dzieciniak), dwóch gości premiery (reżyser Jerzy Gruza, który wprowadzał w zawód Michała Janickiego i jest "ojcem chrzestnym" Kameralnego oraz satyryk Henryk Sawka, który będzie pojawiał się w tym programie incydentalnie) - powraca do tamtej estradowej formuły. Dla tych, co za nią tęsknią - udanie.
Z "Podwieczorku przy mikrofonie" można się było dowiedzieć, np. o "tańcu z glizdami", i że "śpiewać można charytatywnie, jak się wie za ile". A to ze skeczu na media, który napisał dla aktorów Henryk Sawka (będzie z tego perełka, ale dopiero jak się aktorzy tekstu nauczą). Można było wysłuchać anegdot z kuluarów pracy i dnia codziennego artystów. Jak tej o Jerzym Gruzie, który wieczór wcześniej odwiedził Teatr Polski. Pani "porządkowa" poinformowała go: - A tam stoi pan Andrzej Poniedzielski (na afiszu w TP "Śpiewnik domowy", w którym występuje). - Dziękuję za ostrzeżenie - odparł reżyser.
Przy całej swej nieskrępowanej i chaotycznej formie będzie miał "Podwieczorek..." swoją publiczność, która chce się śmiać (a nie rechotać), z tekstów podawanych z estrady i cieszyć bezpośrednim kontaktem z błyskotliwymi artystami. Bo Janicki czy też Dzieciniak są w Szczecinie kontynuatorami przywołanego tym wieczorem dowcipu Brusikiewicza i Gruzy.
Bardzo ładnym akcentem wieczoru było telefoniczne połączenie się z wdową po Kazimierzu Brusikiewiczu Lidią Korsakówną. Dama, której "noga poszła na emeryturę", nie była w stanie przyjechać na premierę. Publiczność wspólnie odśpiewała jej więc "Sto lat" do telefonu.
- Kochani, ale ja was zawiodę, jestem bardzo chora - zawołała przez słuchawkę piękna dama sceny i ekranu.