Podziw bez entuzjazmu
"Kalkwerk" - reż. K.Lupa - Nowy JorkPodziw bez entuzjazmu - tak można określić ton pierwszych recenzji w nowojorskiej prasie z "Kalkwerku", przedstawienia Starego Teatru z Krakowa, którym Krystian Lupa zadebiutował w kulturalnej stolicy USA
Lupa w Nowym Jorku
Klasyczny już spektakl oparty na głośnej powieści enfant terrible austriackiej literatury Thomasa Bernardta pod tym samym tytułem pokazywany jest w tym tygodniu w ramach prestiżowego letniego festiwalu Lincoln Center. W programie tegorocznego festiwalu znalazły się m.in spektakle paryskiego Le Theatre du Soleil Ariane Mnouchkine ("Les Ephemeres"), Picollo Teatro di Milano, który pokaże satyrę na życie włoskiej klasy średniej oraz "Życie i przeznaczenie", spektakl o dylematach moralnych naukowca przywieziony przez petersburski Mały Teatr Dramatyczny z St. Petersburga.
Jak na niezwykle wymagający wobec widza czterogodzinny spektakl nieznanego jeszcze w USA reżysera publiczność dopisała. Po środowym pokazie niektórzy widzowie nagrodzili krakowski zespół owacją na stojąco. Najbardziej podobali się Andrzej Hudziak i Małgorzata Hajewska-Krzysztofik w rolach Konrada - porażonego niemocą twórczą naukowca amatora pragnącego napisać doskonały traktat o słuchu - oraz jego przykutej do wózka inwalidzkiego żony, która jest jednocześnie królikiem doświadczalnym w jego eksperymentach.
Pierwsze recenzje podkreślają różnice między amerykańską estetyką teatralną a językiem europejskiej awangardy. "Twórczość Lupy wzbudza podziw w Polsce i jest ceniona w Europie, ale (...) nawet dziecko potrafi rozwiązać zagadkę jego nieobecności w amerykańskich teatrach (z wyjątkiem "Trzech sióstr", które wyreżyserował cztery lata temu w prestiżowym American Repertory Theater w Cambridge w Massachusetts) - pisze Christopher Isherwood, recenzent teatralny "New York Timesa" w długiej recenzji zatytułowanej "Nienapisane rozdziały składają się na opowieść pełną nieszczęścia". "Język teatralny Lupy będzie najprawdopodobniej zbyt wymagający nawet dla nowojorskiej publiczności otwartej na to, co nowe i artystycznie ryzykowne" - zauważa Isherwood. Jego zdaniem Lupa pokazał typowy europejski teatr wymagający intelektualnego wysiłku i pozbawiony "słodzików", z minimalistycznie potraktowaną narracją.
Isherwood z podziwem pisze o reżyserskim warsztacie Lupy ("dziewięć miesięcy prób" - zachwyca się krytyk z kraju, gdzie większość reżyserów może pozwolić sobie na góra trzy miesiące pracy z aktorami), precyzji jego artystycznej wizji oraz rewelacyjnych aktorach, z którymi pracuje. Konkluduje jednak, że to teatromani zdolni do podjęcia wyzwań stawianych przez ten spektakl będą musieli zadecydować, czy stanowi on poruszający komentarz na temat niszczącej siły życiowej inercji, czy też sam jest "wielogodzinnym przykładem pogłębiającego się bezwładu".
Krystian Lupa zadebiutował w Nowym Jorku po tym, jak z tutejszą publicznością i krytykami zmierzyli się jego najbardziej znani uczniowie Krzysztof Warlikowski i Grzegorz Jarzyna. "Dybuk" przywieziony cztery lata temu przez tego pierwszego do Brooklyn Academy of Music na tyle się spodobał, że Warlikowskiego zaproszono dwa lata później z "Krumem" Hanocha Levina. Mniej szczęścia miał Jarzyna, którego uwspółcześniony "Makbet" (pokazany w czerwcu zeszłego roku starej fabryce cygar pod mostem Brooklińskim) określony został przez tego samego Ihserwood\'a jako "teatralny eurośmieć".