Poemat sado-maso
21. Międzynarodowy Festiwal Teatralny Malta w Poznaniu"Trudno być bogiem" - ma rację Kornél Mundruczó. Chociaż wielu ciągle próbuje nim być. Jedni mówią, że Mundruczo to węgierska odmiana brutalizmu, inni - że to "teatr hardcore reality". Po obejrzeniu "It is Hard to be a God" użyłbym określenia "poemat sado-maso"
Dwa TIR-y: to mieszkanie a zarazem warsztat krawiecki, przykrywka dla właściwej działalności międzynarodowej grupy zajmującej się handlem kobietami, drugi - to studio filmowe, w którym kręci się filmy sado-maso. Do tej grupy przenika człowiek z Kosmosu: historyk (?), obserwator (?)… Ma zakaz ingerowania w to, co się dookoła dzieje. Wciela się w lekarza, by zmylić środowisko, ale wkrótce wsiąka w nie po uszy.
Mundruczó pokazuje peryferie normalnego życia. Jeden z bohaterów powiązany jest jednak z węgierskim politykiem, który robi karierę w Europarlamencie w Brukseli. Tak więc świat normalny nie jest wcale taki czysty i wspaniały, bo powszechnie szanowany euro poseł, ma w swoim życiorysie ciemne strony, które próbuje zatrzeć, zaciemnić…Żyje w leku, ponieważ czuje oddech bliskich, którzy będą chcieli wykorzystać jego przeszłość, aby go skompromitować.
Teatr proponowany przez Mundruczó, to teatr okrucieństwa, w którym reżyser odwołuje się do ulubionych swoich chwytów znanych także z jego filmów: krew, sperma, pot, przemoc, wszystko na filmowych zbliżeniach. Ale w przedstawieniu "It is Hard to be a God" , w epicką brutalną opowieść wkrada się nuta liryzmu, to powtarzający się motyw piosenki "Mammy blue", to postać Anny (Annamária Lang) "właścicielki" dziewczyn, która ma chwile zwątpienia i słabości, kiedy marzy o ślubie z welonem, dziecku, domu… Gdyby nie te wtręty liryczne i - rzadko - odrobina czarnego humoru, pewnie wyszedłbym z tego spektaklu zdruzgotany.
Zawsze, kiedy oglądam węgierskie spektakle, zastanawiam się nad umiejętnością opowiadania historii, łączenia nastrojów, budowania napięcia… Czyżby to była cecha narodowa węgierskiego teatru? Zawsze też podziwiam znakomite aktorstwo.