Poeta rocka (1940 - 1980)

John Lennon - Urodził się 9 października 1940, Liverpool. Zmarł 8 grudnia 1980, The Dakota, Nowy Jork

Był największą gwiazdą swoich czasów, muzyczną ikoną, symbolem pokolenia, a także drogowskazem dla milionów ludzi, a mimo to walczył z kompleksami. Razem z The Beatles bił wszelkie rekordy popularności, która nie zmalała także, kiedy rozpoczął karierę solową. Potrafił spędzić tydzień w łóżku, protestując przeciwko wojnie w Wietnamie. Z kolei dokładnie 55 lat temu powiedział, że jego zespół jest popularniejszy od Jezusa, czym wkurzył nie tylko prawicowych radykałów.

- 4 marca 1966 r. John Lennon powiedział w wywiadzie dla brytyjskiego dziennika "Evening Standard", że grupa The Beatles jest popularniejsza od Chrystusa. Doprowadził do publicznego palenia płyt Beatlesów
- Grupa wylansowała kilkadziesiąt przebojów, w tym wiele autorstwa Lennona, sprzedała też blisko 800 mln egzemplarzy swoich płyt. To niepobity do dziś rekord
- Lennon był bardzo zdolnym, ale sprawiającym problemy nastolatkiem. Wychował się bez ojca, a jego matka zginęła w wypadku, kiedy miał 18 lat
- Po rozpadzie The Beatles przez dziesięć lat prowadził karierę solową. Był wtedy związany z ekscentryczną Yoko Ono
Zginął 8 grudnia 1980 w Nowym Jorku, zastrzelony pod swoim domem przez szaleńca, który do dzisiaj siedzi w więzieniu

To był fatalny dzień w historii muzyki... Trudno ocenić go inaczej, skoro to 8 grudnia 1980 r. o godz. 22.49 Mark David Chapman, niezrównoważony, a właściwie szalony fan Beatlesów, pięciokrotnie strzelił do Johna Lennona przed wejściem do jego rezydencji The Dakota na Manhattanie w Nowym Jorku. O godz. 23:07 artysta już nie żył.

Zabójstwo najsłynniejszego z czterech Beatlesów zaszokowało cały, nie tylko muzyczny świat. Świat, który jak w piosence "Imagine", jednym z najwspanialszych muzycznych hymnów pokolenia lat 70. XX wieku, Lennon wyobrażał sobie bez chciwości, głodu, religii, granic i wszystkich innych rzeczy, w imię których człowiek tak bardzo lubi zabijać.

Człowiek fenomen
The Beatles to obok Elvisa Presleya największa muzyczna ikona XX wieku, czego wyznacznikiem są m.in. setki milionów sprzedanych płyt, ich artystyczna doskonałość i kilkadziesiąt wielkich przebojów. Muzyka zespołu się nie starzeje, a jeśli nadgryzł ją ząb czasu, dodaje jej to tylko wytrawności. Lennon wraz z Beatlesami są przedmiotem uwielbienia, a nawet kultu. Nazwa grupy, jak i nazwiska jej członków, na stałe weszły do popkultury, stając się jednym z jej najbarwniejszych fenomenów.

Sam Lennon był kimś więcej niż wielkim gitarzystą, wokalistą, kompozytorem i tekściarzem, kimś więcej też niż gwiazdą, ikoną czy symbolem swojego pokolenia - był drogowskazem dla mln ludzi, chociaż niekoniecznie uchodził za człowieka skromnego. - Nie ma niczego zabawnego w byciu geniuszem. To prawdziwa męka – zauważył kiedyś.

Z drugiej strony Yoko Ono twierdzi, że chociaż jej mąż był geniuszem, miał straszliwy kompleks niższości. - Był błyskotliwym artystą, ale uważał, że nic nie umie.

Ponadczasowy
W jego najczęściej bardzo osobistych piosenkach, nie tylko powstałych w The Beatles, ale także tych solowych, jak "Imagine", "Woman", "Instant Karma", "Jealous Guy", "(Just Like) Starting Over", "Give Peace a Chance" czy "Happy Xmas (War Is Over)" słuchacze odnajdywali siebie, swoje problemy, rozterki i obawy, jak i piękne emocje, zachwyty, namiętności. Było w nich coś ponadczasowego - czyli właściwie jest - chociaż odbijał się duch czasów, w których Lennon żył i tworzył. Czasów bardzo niespokojnych.

John Winston Lennon na świat także nie przyszedł w spokojnych czasach, bo przecież w trakcie II wojny światowej, 9 października 1940 r. - urodził się szpitalu położniczym przy Oxford Street w Liverpoolu jako syn Julii i Alfreda. Ciąża była typową wpadką. O ile pierwsze imię otrzymał na cześć swojego dziadka, to drugie było hołdem złożonym Winstonowi Churchillowi – nic dziwnego, skoro działo się to w samym środku bitwy o Anglię, w której ówczesny premier Wielkiej Brytanii odnosił spore sukcesy.

Niezłe z niego ziółko
Małżeństwo rodziców Johna rozpadło się, kiedy miał kilka lat – ojciec opuścił dom (z synem próbował odzyskać kontakt, kiedy ten był już sławny), więc chłopiec wychowywany był początkowo przez matkę – do czasu, aż jej siostra, Mary "Mimi" Smith, otrzymała sądowe prawo do opieki nad nim. Uznała, że jej spokojny dom będzie dla Johna lepszym miejscem niż mieszkanie Julii.

John uchodził za bardzo inteligentnego, ale i niespokojnego chłopaka, który chadza swoimi ścieżkami i często sprawia kłopoty. Nauczyciele ostrzegali, że wyrośnie z niego niezłe ziółko. - Robiłem, co mogłem, aby napsocić w domach moich kolegów. Może z zazdrości, że sam nie miałem normalnej rodziny - wspominał po latach.

Przed Elvisem nie było niczego
Szybko zrozumiał, że to muzyka jest tym, co interesuje go najbardziej. W uświadomieniu sobie tego pomogła mu mama, która co prawda założyła nową rodzinę, ale miał z nią stały i dobry kontakt - to ona kupiła 16-letniemu synowi płytę Elvisa i pokazała, jak się gra na banjo. - Przed Elvisem nie było niczego – powiedział po latach. Natomiast wujek sprezentował Johnowi harmonijkę – pierwszym utworem, którego chłopiec się nauczył, był "Ain't That A Shame" Fatsa Domino. Potrafił całymi godzinami słuchać należącego do ciotki radia. Zaczął chodzić na koncerty, fascynowało go także kino. Dużo czytał, uwielbiał też rysować i był w tym bardzo dobry.

Lennon uczył się renomowanym gimnazjum Quarry Bank Lennon. Oblał maturę, po rekomendacji dyrektora został jednak przyjęty do Liverpool Art College, gdzie doceniono jego plastyczne umiejętności. Ze szkoły jednak wyleciał, głównie z powodu złego zachowania. To tam poznał Cynthię Powell, swoją późniejszą żonę. W 1963 r. , kiedy Beatlesi byli już na ustach całego świata, na świat przyszedł Julian.

Skąd ci Beatlesi?
Początki The Beatles to marzec 1957 r., kiedy Lennon założył grupę The Quarrymen ("skalnicy", "pracownicy kamieniołomów"), wykonującą muzykę Skiffle, czyli odmianę zaimprowizowanego folku z wpływami jazzu i bluesa. W tym samym roku dołączył do składu Paul McCartney, a w następnym George Harrison. Grupa występowała także pod nazwami Johnny And The Moondogs, The Silver Beetles i The Beat Brothers, by w 1960 r. przyjąć nazwę The Beatles. Pierwszym perkusistą był Pete Best, ale w 1962 r. został zastąpiony przez Ringo Starra.

O pochodzeniu nazwy liverpoolskiej czwórki napisano już tysiące artykułów, esejów i prac naukowych, ale o dziwo do tej pory żadnej wersji nie można uznać za pewną. Najpopularniejsza i oficjalna mówi o inspiracji nakręconym w 1954 r. filmem z Marlonem Brando "Dziki" ("The Wild One"], opowiadającym o motocyklowym gangu The Beetles - grupa zamieniła po prostu drugie "e" na "a". Za to Lennon wspominał, że przyśnił mu się kiedyś facet, który powiedział: "Od dziś będziecie znani jako The Beetles z literą »a« w środku". Wcześniej utrzymywał, że nazwa powstała z połączenia słów "beetle" (żuk, chrząsz) i "beat" (uderzenie), ale potem się z tego wycofał.

W oparach obskurności
W pierwszych dwóch latach działalności Beatlesi grali głównie w małych obskurnych klubach. Szczególnie często występowali w zachodnioniemieckim Hamburgu, gdzie odbyli aż pięć koncertowych rezydencji. W tym czasie rozwijali swoje brzmienie, budowali popularność i poznawali świat używek i nocnego życia.

Niezwykle ważnym miejscem dla wczesnej działalności zespołu był istniejący do dziś The Cavern Club, czyli niewielki rockandrollowy klub w Liverpoolu, w którym zagrali aż 292 koncerty. To właśnie w nim Brian Epstein, późniejszy menadżer kwartetu, zobaczył go po raz pierwszy na żywo. Było to 9 listopada 1961 r.

Jeszcze jeden rekord
Jednym z jej pierwszych dowodów potwierdzających istnienie "beatlemanii" w USA był występ zespołu w programie "The Ed Sullivan Show", 9 lutego 1964 r. Obejrzało go 74 mln widzów, czyli prawie połowa ówczesnych Amerykanów. Co ciekawe, należąca do koncernu EMI amerykańska wytwórnia Capitol początkowo odmówiła wydania na singlu piosenek "Please Please Me" i "From Me to You". W końcu jednak się ugięła i przygotowała premierę "I Want to Hold Your Hand". Po zaledwie dwóch tygodniach płytka znalazła ponad dwa i pół mln nabywców!

Czwartego kwietnia 1964 roku grupa zajmowała na singlowej liście przebojów w USA pięć pierwszych miejsc! Numerem jeden była "Can't Buy Me Love", a za nią uplasowały się "Twist and Shout", "She Loves You", "I Want to Hold Your Hand" i "Please Please Me" (to były jeszcze czasy, kiedy Lennon I McCartney funkcjonowali jako spółka autorska, w późniejszych latach pisali osobno).

Rekord notowania Billboard Hot 100 został do dziś niepobity, ale tylko jeśli chodzi o pierwszą piątkę - w 2018 r. amerykański raper Drake umieścił w pierwszej dziesiątce zestawienia Billboardu aż siedem utworów ze swojego albumu "Scorpion".

Piski, wrzaski i omdlenia
O furorze, jaką wywoływali Beatlesi na koncertach, słyszał chyba każdy, a stałym elementem były piski, wrzaski i omdlenia zachwyconych fanek, skutecznie zagłuszających ówczesną aparaturę nagłośnieniową. Dotyczy to jednak tylko lat 1963-1966. Muzycy byli wyraźnie przytłoczeni i zmęczeni aż tak entuzjastycznym odbiorem swojej muzyki na żywo.

Od 1960 do 1966 r. grupa zagrała 1400 koncertów, co daje średnio cztery występy tygodniowo. Ostatni komercyjny występ dla publiczności odbył się 29 sierpnia 1966 r. w Candlestick Park, stadionie drużyny baseballowej San Francisco Giants. Bilety kupiło 25 tys. fanów, sporo zostało jednak niesprzedanych. Koncert trwał 40 minut i wypełniło go 11 piosenek, w tym "Yesterday", tym razem zaaranżowany na cały zespół.

Z pożytkiem dla muzyki
Później kwartet skoncentrował się na działalności studyjnej. Z pożytkiem dla muzyki - mając na nią więcej czasu, stworzyli płyty znacznie ambitniejsze i ciekawsze, z "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band", "The Beatles" i "Abbey Road" na czele. Otworzyli się na eksperymenty muzyczne, brzmieniowe i technologicznie.

Finalny występ zespołu miał miejsce 30 stycznia 1969 r. na dachu budynku Apple przy londyńskiej 3 Savile Row. Koncert, którego fragmenty możemy podziwiać w filmie "Let It Be", przerwała interwencja policji. - Chciałbym podziękować w imieniu swoim i całego zespołu – mówił z dachu Lennon. - Mam nadzieję, że dobrze wypadliśmy na przesłuchaniu.

Jesus Christ kontra Superstar
Lennon nie zawsze był przez wszystkich kochany. Najbardziej naraził się opinii publicznej, jej konserwatywnej i religijnej części, kiedy w 1966 r., w apogeum beatlemanii, w wywiadzie dla dziennika "Evening Standard" wymsknęło mu się, że Beatlesi są popularniejsi od Jezusa. - Chrześcijaństwo przeminie – przewidywał Lennon. - Wykruszy się i zniknie. Nie trzeba się o to spierać, mam rację i czas to potwierdzi. Jesteśmy teraz popularniejsi niż Jezus. Nie wiem, co się skończy pierwsze, rock and roll czy chrześcijaństwo.

O ile słowa Lennona przeszły w Wielkiej Brytanii bez większego echa, w Stanach Zjednoczonych, zwłaszcza w bardziej konserwatywnych rejonach południowych, doprowadziły do publicznego palenia płyt Beatlesów. Wkurzyły się także Hiszpania i RPA. Najbardziej protestowali prawicowi radykałowie i wierne im organizacje, w tym rasistowski Ku Klux Klan. Na ulicach niszczono i palono płyty zespołu. I nie miało znaczenia, że wypowiedź wyrwano z szerszego, choć również krytycznego w stosunku do chrześcijaństwa kontekstu.

Protest wystosował także Watykan, który wybaczył Lennonowi te słowa dopiero w 1988 r., osiem lat po jego śmierci. Sam artysta tłumaczył, że miał na myśli reakcje ludzi na sukces zespołu.

W poszukiwaniu straconego spokoju
To właśnie koło 1966 r. w zespole zaczęło źle się dziać. Muzycy zaprzestali wtedy koncertowania i zaczęli wieść osobne życia. Rok później otrzymali prawdziwy cios - po przedawkowaniu zmarł Brian Epstein, słynny manager zespołu, nazywany piątym Beatlesem. To przecież on załatwił The Beatles kontrakt z wytwórnią EMI i nakłonił producenta Georga Martina do zainteresowania się muzyką młodej grupy z Liverpoolu. Wpłynął znacząco na wizerunek kwartetu, chociaż też sprowadzał jego członków na niedobrą drogę, załatwiając im narkotyki. Po jego śmierci muzycy poczuli się osieroceni.

Beatlesi byli zmęczeni sławą i sobą, nie mieli możliwości cieszenia się anonimowością, coraz mniej rozmawiali. Szukali spokoju, oddechu i odmiany.

Orgie, żony i sekretarki
Jako pierwszy liverpoolską czwórkę opuścił we wrześniu 1969 r. właśnie John Lennon, nie było to jednak podane do publicznej wiadomości. To dlatego Lennona nie było podczas ostatniej sesji nagraniowej zespołu, 3 stycznia 1970 r. - przebywał wtedy w Danii. Kiedy 10 kwietnia 1970 r. Paul McCartney, za pośrednictwem głównej strony tabloidu "The Daily Mirror", ogłosił, że odchodzi z The Beatles, był to de facto koniec zespołu.

Na rozpad The Beatles po blisko dekadzie kariery, jakiej wcześniej – ani później – świat już nie widział, wpłynął wielki sukces, za którym poszły ogromne pieniądze, rosnące ego i coraz częstsze kłótnie i konflikty – już po wszystkim muzycy potrafili się spierać nawet o to, kto odszedł pierwszy.

W grudniu 1970 r. Lennon udzielił magazynowi "Rolling Stone" wywiadu, po którym łagodne wyobrażenie o The Beatles legło w gruzach. - Każdy chciał, by ten image był trwały - tłumaczył John. - Dlatego też się go trzymano, na zasadzie: "Nie zabierajcie nam naszego przenośnego Rzymu, w którym możemy mieć nasze domy, samochody, kochanki, żony, sekretarki, drinki, narkotyki". Każdy chciał wziąć w tym udział.

Powodów końca zespołu było wiele i nawet do dziś badacze nie są zgodni, który przeważył. Chociaż najczęściej mówi się o negatywnym wpływie na grupę Yoko Ono.

Pewna znana artystka nieznana
Trudno jest mówić o Johnie Lennonie bez wymienienia Yoko Ono, którą nazywał "najbardziej znaną nieznaną artystką, o której wszyscy słyszeli, ale nikt tak naprawdę nie wie, czym się zajmuje". Była reprezentantką awangardowego stylu Fluxus, międzynarodowego prądu artystycznego patronującego działaniom wielu różnych dziedzin, w tym sztuk wizualnych, poezji i muzyki. Artystyczne dusze kochała zawsze - zanim poznała Lennona była żoną kompozytora Toshi Ichiyangi i jazzmana Anthony'ego Coxa.

Pierwsze spotkanie przyszłej pary miało miejsce w trakcie jednej z jej wystaw w londyńskiej Indica Galery, w listopadzie 1966 r.. Dwa lata później rozpoczął się ich burzliwy romans, w trakcie którego najsłynniejszy z Beatlesów rozwiódł się z Cynthią Lennon. Yoko i John pobrali się 20 marca 1969 r. na Gibraltarze.

Szansa dla pokoju w hotelowym pokoju
Małżeństwo już na samym początku skupiło na sobie uwagę mediów całego świata. Podczas podróży poślubnej John i Yoko spędzili ze sobą tydzień w łóżku w Hotelu Hilton w Amsterdamie w ramach kampanii "Bed-In for Peace", oczywiście w towarzystwie fotografów i dziennikarzy. Oboje byli pacyfistami i chcieli w ten sposób zaprotestować przeciwko wojnie w Wietnamie.

Para planowała powtórzyć wyczyn w w USA, ale odmówiono jej wjazdu na teren tego kraju, tłumacząc to sprawą znalezienia w 1968 r. odrobiny konopi indyjskich w etui na okulary Johna. Małżeństwo skierowało się więc do Kanady. To tam, w Queen Elizabeth Hotel w Montrealu, spędzili kilka kolejnych dni łóżku, nagrywając przy okazji piosenkę "Give Peace a Chance".

Otoczony niesamowitością
To właśnie Ono zainteresowała Lennona eksperymentalnymi nurtami muzycznymi, które po rozpadzie Beatlesów zaowocowały takim płytami, jak "Unfinished Music No.1: Two Virgins" czy "John Lennon/Plastic Ono Band". Była i nadal jest obwiniana za rozpad The Beatles, sama zapewniała jednak w wywiadach, że nie miała w tym żadnego udziału, a jej wpływ na poczynania męża był minimalny.

- Wbrew temu, co wszyscy ciągle powtarzają, nie wydaje mi się, abym w dużym stopniu wpłynęła na Johna. To ja poznałam przez niego niezwykły świat. On zawsze otaczał się niesamowitymi ludźmi – mówiła po latach.

Weekend nie do końca stracony
W 1974 r. jego małżeństwo z Ono przeżywało taki kryzys, że potrzebna była separacja. Skołatane nerwy pozwoliła artyście ukoić młodsza od niego o dziesięć lat córka chińskich imigrantów May Pang, najpierw jego asystentka, a później, w trakcie separacji, także kochanka. Choć ich związek trwał osiemnaście miesięcy, został nazwany "straconym weekendem", w nawiązaniu do słynnego filmu Billy'ego Wildera.

Co ciekawe, do romansu zachęciła ich sama Ono, wierząc, że tylko wtedy Lennon zrozumie, kto jest prawdziwą miłością jego życia. Mimo to Pang przyznała po latach, że im John dłużej z nią przebywał, tym mniej myślał o powrocie do żony. Yoko również miała na to coraz mniejszą ochotę. - Właśnie wróciliśmy z Los Angeles do Nowego Jorku, kiedy poprosiła Johna o rozwód - wspominała Pang. - On się zgodził. Yoko chciała ogłosić to podczas przyjęcia, ale Johnowi było to obojętne. Powiedział, żeby robiła, co uzna za konieczne.

Mimo to w 1975 r., po wydaniu wypełnionego coverami albumu "Rock 'n' Roll", Lennon wrócił do Yoko. W październiku urodził się ich syn Sean. Potem przez kilka lat artysta nie brał czynnego udziału w życiu publicznym, zajmując się domem. Wrócił dopiero w roku 1980 rockowym krążkiem "Double Fantasy", promowanym singlem "(Just Like) Starting Over". Płyta ukazała się 17 listopada, trzy tygodnie przed śmiercią artysty.

Cztery kule u celu
Po latach można się zastanawiać, co siedziało w głowie Marka Chapmana, kiedy 8 grudnia przed godz. 23.00 strzelał do Johna Lennona przed wejściem do jego rezydencji domu na Manhattanie w Nowym Jorku. Rankiem tego samego dnia podszedł do niego z egzemplarzem płyty "Double Fantasy", wymienił uścisk dłoni i poprosił o autograf. Lennon prośbę spełnił, a następnie uprzejmie spytał: - Czy to wszystko?

- Tak, dzięki John – odpowiedział Chapman, przyglądając się odchodzącemu idolowi. Czekał na niego w tym miejscu przez cały dzień, dzierżąc w dłoni powieść Jerome'a Davida Sallingera "Buszujący w zbożu". Miał też ze sobą pistolet, z którego oddał w stronę Lennona pięć strzałów. Cztery kule dosięgły celu. Lekarze nie mogli nic zrobić, John Lennon stracił ok. 70 procent krwi.

Zły, zazdrosny i głupi
65-letni dziś Chapman, który skazany został na karę dożywotniego pozbawienia wolności, odsiaduje wyrok w Attica State Prison niedaleko Buffalo w stanie Nowy Jork. Odrzucono jego jedenasty już wniosek o zwolnienie warunkowe, uznając, że wypuszczenie go na wolność byłoby "niezgodne z dobrem społecznym".

Chapman tłumaczył, że zabił Lennona, ponieważ był "zły i zazdrosny" o warunki, w których żył muzyk, a także szukał dla siebie chwały. Dziś oczywiście twierdzi, że żałuje tego, co zrobił. - Chcę powtórzyć, że przepraszam za popełnione przeze mnie przestępstwo - powiedział przed komisją ds. zwolnień warunkowych. - Przepraszam za ból, który jej zadałem. Myślę o tym codziennie. Przepraszam, że byłem takim idiotą i wybrałem niewłaściwy sposób, by zdobyć sławę – zapewnił.

Na zawsze
Wdowa po Lennonie nigdy nie wybaczyła Chapmanowi zbrodni. Każdego roku w Central Parku, gdzie rozsypała skremowane prochy męża, odbywa się czuwanie fanów.

W 1994 r. Lennon wprowadzony został pośmiertnie do Rock And Roll Hall of Fame. Jego pomniki stoją w wielu miejscach na świecie, m.in. on w hallu lotniska im. John Lennona w Liverpoolu, w Hawanie, w Los Angeles czy w Wilnie, gdzie mieści się także jego skwer. Jeszcze więcej artysta ma swoich ulic – jedna z nich znajduje się w Warszawie, i przebiega od skweru Strehla do ul. Pięknej. Artysta do dziś jest jednym z najlepiej zarabiających muzyków po śmierci... W jego ślady próbowali pójść obaj synowie, Julian i Sean, ale bez większego powodzenia.

Twórczość Johna Lennona była, jest i chyba już zawsze będzie źródłem inspiracji dla przyszłych pokoleń.

Paweł Piotrowicz
Onet.Kultura
8 grudnia 2022
Portrety
John Lennon

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...