Poetyka przesytu

"Escort" - 8. Mandala Performance Festival

Spektakl "Escort" grupy Pink Mama Theatre to słowno-muzyczna wariacja na temat pożądania i obłędnego poszukiwania bliskości. Kontrowersyjnej opowieści o miłosnym trójkącie trzech mężczyzn brak jednak wyrazistego charakteru. Połączenie dialogu z piosenkami i epizodami akrobatyczno-tanecznymi daje efekt irytującej niejednorodności i - zamiast zaskakiwać - po prostu męczy

Każdy z bohaterów pilnie dba o to, by jego wejście na scenę było odpowiednio spektakularne. Mężczyzna w kobiecej sukni i kapeluszu (Dominik Krawiecki) ostentacyjnie przechadza się na szpilkach (których będzie później używał jako broni); „sportowiec” w kolarskim ubranku (Simon Reimold) sięga po gitarę elektryczną i śpiewa liryczne ballady, „tancerz” (Sławek Bendrat) w otoczeniu kolorowych balonów wykonuje dziwnie konwulsyjne ruchy do dźwięków piosenki „Motylem jestem”. Ostatnia z postaci pozostanie zresztą milcząca aż do ostatniej sceny, w której brawurowo wykona utwór Cole'a Portera „My heart belongs to daddy”. Budowane między mężczyznami napięcie opiera się na grze pragnień i odrzucenia – ich postępowaniem rządzi namiętność, która niekiedy opiera się na stosowaniu siły. 

Utwory śpiewane przez Simona Reimolda i Dominka Krawieckiego łączy motyw poszukiwania miłości, ludzkiego zagubienia, niebezpiecznego igrania z namiętnością, które prowadzą do zatracenia. Bohaterowie zabiegają o swoje względy przesadnie filozofując i nakładając maski, przysłaniające autentyczność przeżyć. W scenach dialogowych, pozbawionych przerysowanych efektów formalnych, aktorzy sprawdzają się najlepiej. Groteskowe chwyty (jak miłosne „zapasy” bohaterów z wykorzystaniem gumowych penisów czy obrzucanie się gotowanym makaronem) radykalnie spłycają przekaz spektaklu, a klimat tajemnicy opartej na niedopowiedzeniach zastępują irytującą „łopatologią”.

Przedstawienie ma swoje dobre (a nawet bardzo dobre) momenty. Na pochwałę zasługują przede wszystkim taneczne występy Sławka Bendrata – żywiołowość i oryginalność jego ruchu, w połączeniu z efektami dźwiękowo-świetlnymi. Każdy z epizodów, w których występuje artysta, mógłby zresztą funkcjonować niezależnie, jako swoisty mini-monodram. Świetnie na tle całości wypadają też popisy wokalne Simona Reimolda, utrzymane w tonie spokojnej melancholii.

Spektakl jest jednak kompozycyjnie nierówny – momenty spowolnienia akcji przeplatają się ze scenami opartymi na przesadzie i skłonności do szokowania. To, co wysokie, zderza się z niskim, wywołując estetyczne zgrzyty. Wydaje się, że twórcy przesadzili z ilością formalnych pomysłów, co powoduje, że widz, oswojony z przyjętą konwencją, przestaje żywo reagować na sceniczną akcję. Jak napisał Szekspir : „słodycz w nadmiarze to rzecz obojętna”. Oglądając „Escort” trudno się od tej obojętności uwolnić.

Karolina Augustyniak
Dziennik Teatralny Wrocław
21 kwietnia 2012

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia