Poezja rozpaczy

"Zbombardowani" - reż: Marek Kalita - Teatr Konsekwentny

Marek Kalita w warszawskim Teatrze Konsekwentnym opowiedział "Zbombardowanych" Sarah Kane szeptem, zdejmując z tekstu cały właściwy brutalistom naturalizm. Opłaciło się, bo powstał spektakl przejmujący .

Reżyser warszawskiego przedstawienia dokonał rzeczy, wydawałoby się, niemożliwej. Po jego "Zbombardowanych" mogę wreszcie spróbować uwierzyć w tezę, która wielu - i w Polsce, i w Anglii - tłukło nam do głów przez dobrych kilka sezonów. Mówiła ona mianowicie, że autorka "Oczyszczonych" staje w jednym szeregu z Samuelem Beckettem. Dziedziczy jego sposób widzenia świata i teatru. Me jest tak, żebym podzielił to zdanie bez zastrzeżeń, stawiając między pisarzami znak równości. Nie, Sarah Kane nie jest rzecz jasna nowym Beckettem ani Szekspirem. Co więcej, przy realizacji jej tekstów najwięcej zależy od ludzi sceny. Mogą, jak Paweł Łysak i Paweł Wodziński przy polskiej prapremierze "Zbombardowanych", bezkrytycznie zanurzyć się w morzu eskapistycznego okrucieństwa, ale mogą spróbować jak Marek Kalita. Wyrzucić z dramatu Kane to, co najłatwiejsze i najbardziej efektowne. Poszukać między wierszami samych emocji bohaterów, odrzeć ich z pustych gestów. 

Przed laty "Zbombardowani" wzbudzili szok - bo seks, bo przemoc, bo do granic posunięta wulgarność. W przedstawieniu Konsekwentnego nie ma po tym nawet śladu. Wulgarność traci rys powierzchowności. Staje się przypisanym postaciom językiem, jedynym, jaki mają do komunikowania się ze światem. Kalita narzuca swoim aktorom ostry rytm tego języka, a Aleksandra Popławska, Krzysztof Franieczek i Adam Sąjnuk bezbłędnie się go trzymają. W ten sposób mowę "Zbombardowanych" można odebrać jako rodzaj skaleczonej, wynaturzonej wręcz poezji. Robi to duże wrażenie. Po "Kalimorfie", opartej na "Kolekcjonerze" Fowlesa, przeczuwałem, że Marek Kalita chce robić teatr mały, skrajnie intymny, zamknięty na zewnętrzny świat. Inscenizacja tekstu Kane przeczucie zamieniła w pewność. I tym razem reżyser przygląda się pozostającym w izolacji postaciom, ale powstrzymuje się przed ich osądzaniem. Oglądamy ludzi w sytuacji ekstremalnej. 

Gdzieś za oknami szaleje wojna, ale znaczenie traci rozeznanie kto z kim i przeciw komu. Liczy się portret bohaterów pozostawionych samym sobie, bez szans na ratunek z zewnątrz. Dlatego jedyne, co im pozostaje, to kontemplowanie własnej rozpaczy i oczekiwanie na śmierć. I jeszcze próby kontaktu, bliskości - kalekie, wynaturzone, niedopraszające się współczucia, ale przez to chwilami szczerze wzruszające. Aktorzy tych "Zbombardowanych", współtwórcy sukcesu przedstawienia, skutecznie uciekają przed oczywistymi definicjami. Kate Aleksandry Popławskiej nie jest opóźnionym w rozwoju dzieckiem, ale niezgadzającą się na świat, obudowaną własnym pancerzem, świadomą wszystkiego, co się dzieje, dziewczyną. Rzadko oglądany na polskich scenach Krzysztof Franieczek jako łan daje intymną kronikę umierania, przyzwalania i przygotowywania się na odejście. Stąd bierze się jego brutalność. Ranienie innych staje się obroną samego siebie. Wreszcie Żołnierz Adama Sajnuka, któremu wojna odebrała serce. Na scenie Konsekwentnego pojawia się człowiek wydrążony, niezdolny do czucia. Świetny epizod. "Zbombardowani" zostają pod powiekami, długo nie dają się od siebie uwolnić. Marek Kalita, wzorem ostatnich inscenizacji Krzysztofa Warlikowskiego, szuka głębiej, unika czarno-białych obrazów. W odcieniach szarości tkwi bogactwo barw jego teatru.

Jacek Wakar
Dziennik
23 czerwca 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...