Pogodna, wyluzowana i bezpretensjonalna atmosfera

"W oparach absurdu"

Teatr w Blokowisku zaprezentował wyjątkowy spektakl z okazji jubileuszu 45-lecia Gdańskiego Archipelagu Kultury, a wystąpili w nim pracownicy różnych placówek - Toruńskiego Dworku Artura, brzeźnieńskiej Projektorni i wrzeszczańskiej Windy.

Wielkie blokowisko na Zaspie, sypialnia, teren uspokojonego ruchu, jak głosi znak drogowy ustawiony przy wjeździe na ulicę Pilotów, gdzie mieści się Teatr. Teatr w Blokowisku, niezwykłe zjawisko. Z jednej strony mrówkowce, anonimowe i szare komórki do wynajęcia. A z drugiej teatr, sztuka. Mimo rozgrywającego się w tym samym czasie półfinału Euro 2012 widownia (co prawda niewielka, ale zawsze) zapełniona, a do tego prezentująca pełen przekrój wiekowy - od dzieci po seniorów. To nie jest teatr jedynie dla studentów polonistyki czy kulturoznawstwa, dla krytyków i "ludzi teatru". Teatr w Blokowisku jest nie tylko "w", ale przede wszystkim "dla" blokowiska, dla wszystkich ludzi, którzy w nim mieszkają. Dla różnych ludzi, bo też ludzie w blokach są różni i na sztukę bywają też wrażliwi.

"W oparach absurdu" nie jest może dziełem wybitnym, ale z pewnością potrzebnym i oczekiwanym przez swoją widownię. Bo przecież to widz jest w teatrze najważniejszy, prawda? Mimo pewnych niedoskonałości w grze aktorskiej cały spektakl miał pogodną, wyluzowaną i bezpretensjonalną atmosferę. Aktorzy, z małymi wyjątkami, świetnie bawili się na scenie, a przy tym potrafili swój dobry humor przenieść na widza. Z pewnością było to w dużej mierze zasługą genialnych tekstów Wojciecha Młynarskiego ("W co się bawić", "W czasie deszczu dzieci się nudzą") czy Jeremiego Przybory. Wykonanie piosenki "Szuja" (świetna Katarzyna Burakowska!) wywołało gromki, niespodziewany aplauz w środku przedstawienia. Kontakt z widownią był podtrzymywany od początku do końca - brak czwartej ściany nie był jednak krepujący, jak to w takich sytuacjach bywa, ale raczej potęgował wrażenie wspólnoty, komunikacji między widzem a aktorem. Oczywiście wynikało to również ze specyfiki spektaklu, który miał wyraźny charakter kabaretu w starym stylu, z czasów Kabaretu Starszych Panów. Okazało się jednak, że teksty te są nadal niezwykle współczesne. Marek Brand, reżyser i autor scenariusza, sprawnie połączył piosenki w jedną historię z początkiem i końcem, historię dynamiczną, która ani na moment nie nudziła.

Podczas spektaklu, zgodnie z zapowiedzią zawartą w tytule, uraczono nas absurdami. Absurdalne były stroje z gazet, absurdalne były porady udzielane przez aktorów widzom. Dowiedziałam się m.in. jak odpowiadać dzieciom na pytanie skąd się biorą dzieci (wiadomo, że z nadmanganianu chlorku potasu), czy jak pić (w pozycji siedzącej, kieliszek w prawej dłoni, lewa dłoń na biodrze). Absurdalne w końcu są, choć jest to smutny absurd, te nasze polskie kłótnie, snucie teorii spiskowych, wyciąganie teczek, biurokracja i uchwały. Co najbardziej absurdalne, te absurdy z biegiem czasu wcale się nie zmieniają, wciąż możemy zadawać sobie te same pytania o świat i wciąż (a może dzisiaj nawet bardziej) aktualne są słowa Wojciecha Młynarskiego o rosnącym popycie na igrzyska.

Tekst upstrzony był nawiązaniami do Euro, przy scenie siedziała babcia klozetowa pobierająca 1 euro za wstęp do WC, o czym informował stosowny napis z oficjalnym logo mistrzostw, a jeden z bohaterów miał rzymski profil niczym Lewandowski. Jednak nie były to jedynie puste narzekania na konkurencję, upadek sztuki na rzecz sportu, a raczej czerpanie inspiracji z otaczającej nas rzeczywistości. Przedstawienie zakończyło się optymistycznym: "Polacy, nic się nie stało!" I ten okrzyk, zaczerpnięty ze sportowych emocji, pozwolił nam zdystansować się i do otaczających nas absurdów, i do samych siebie. W spektaklu nie zabrakło również żartów z naszego życia politycznego, które nie były jednak podawane nachalnie, jak to w zwyczaju mają współczesne, "nowe" kabarety.

Chyba mam "starą duszę", że nadal lubię Kabaret Starszych Panów, teksty Gałczyńskiego czy Młynarskiego, ale wolę taki teatr, wywołujący żywą reakcję na widowni, odwołujący się do może mniej ważnych, ale aktualnych spraw, niż nadęte, choćby najlepiej zagrane, ale pozbawione kontaktu z rzeczywistością i widzem szekspiry czy antyki.

Katarzyna Gajewska
Port Kultury
3 lipca 2012

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia