Pogodnie i z dowcipem o sensie życia

"Przyjazne dusze" - reż. Waldemar Dąbrowski - Teatr Dramatyczny, Białystok

Komedia dla niedowiarków. Świat żywych przenikający się ze światem umarłych, dwie piękne i kochające się pary, a wszystko okraszone dawką dość oczywistego humoru. Chwilami od nadmiaru słodkości może zemdlić. Tak można ocenić fabułę sztuki Pam Valentine. Jednak "Przyjazne dusze" wystawione na deskach białostockiego Teatru Dramatycznego to faktycznie rzecz lekka, łatwa, przyjemna i z happy endem, ale także pełna wdzięku i uniwersalnych prawd, o których na co dzień zapominamy

Oto pewna para - Jack Cameron, autor najlepszych kryminałów i gadatliwa, ale urocza Susie. W pięknym domu pod Londynem wiodą nieco nudne życie małżeńskie. Nudne jedynie z pozoru, codzienność urozmaicają sobie niewinnymi żarcikami, strasząc potencjalnych najemców ich posiadłości. Bowiem Jack i Susie to duchy, całkiem sympatyczne i zupełnie nieszkodliwe. Utonęli podczas rejsu na włoskim jeziorze. Co robią na ziemi? Nie wpuszczono ich do nieba. Konsekwentny ateista Jack nie spełnił wymogów św. Piotra, a Susie nie wyobrażała sobie dalszej egzystencji bez ukochanego.

Pewnego dnia jednak wszystko się zmienia. Dom Cameronów wynajmują ubodzy nowożeńcy, którzy spodziewają się dziecka. On - początkujący pisarz - jest zachwycony faktem, że niegdyś mieszkał tu jego mistrz. Jej imponuje niezwykła atmosfera tego miejsca. Mimo początkowej nieufności duchy z czasem akceptują młodą parę. W Simonie i Mary Willisach dostrzegają pewne podobieństwa do siebie, przeżywają podobne emocje. Zaczynają się nawet o nich po rodzicielsku troszczyć, a wszystko przy pomocy energicznego i nieustraszonego Anioła Stróża, któremu nieobce są takie nowinki technologiczne, jak telefon komórkowy.

"Przyjazne dusze" to pogodna komedia o wartości życia. Pokazuje, jak jest piękne, a zarazem bardzo ulotne. Historia ciepła, chwilami nostalgiczna, nierzadko wzruszająca. Niemal na tacy podsuwa widzowi momenty skłaniające do pewnych przemyśleń. Nawrócenie Jacka, który w obliczu śmierci dziecka Willisów prosi Boga i wszystkich świętych o miłosierdzie, skutkuje ponowną szansą na niebo. Diamentowa Brama świętego Piotra stoi przed nim otworem i tym razem Cameronowie nie mają żadnych wątpliwości ani oporów, żeby skorzystać z szansy na życie wieczne. Kulminacyjna scena - choć do bólu przewidywalna - na pewno żadnego z widzów nie pozostawi obojętnym.

Obecność zupełnie niekłopotliwych duchów w życiu młodych małżonków okazuje się pewnym wybawieniem chociażby od zgorzkniałej Marty Bradshaw - teściowej Simona, która zawsze będzie go uważała za życiowego nieudacznika.

Sztuka Wojciecha Dąbrowskiego z pewnością spodoba się publiczności spragnionej dawki optymizmu i nieco banalnej, wesołej rozrywki. Ale właśnie w prostocie tkwi sukces tego przedstawienia. Subtelnie moralizujący spektakl z niezwykłą dynamiką i w doborowej obsadzie to dobra propozycja na spędzenie karnawałowego wieczoru w Teatrze Dramatycznym.

Najnowszy spektakl w Teatrze Dramatycznym mówi o tym, jak nadrobić czas, śmiać się ze starych, niepotrzebnych kłótni. W rolach Cameronów zobaczymy Magdalenę Kiszko-Dojlidko i Krzysztofa Ławniczaka. W postać Anioła Stróża wciela się Emilia Krakowska.

Anna Kopeć
Kurier Poranny
29 grudnia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia