Pokaz mistrzowski

Hanna Banaszak dała w sobotni wieczór na scenie Starego Teatru mistrzowski popis

Hanna Banaszak schodziła ze sceny żegnana owacją na stojąco

Hanna Banaszak dała w sobotni wieczór na scenie Starego Teatru mistrzowski popis talentu i warsztatu. Schodziła ze sceny żegnana owacją na stojąco.

Zaczęła od piosenki "Dzień dobry smutku", i ten smutek, jak i łzy, będzie powracał podczas recitalu jeszcze nie raz, bo też Banaszak potrafi rozsnuwać woal melancholii nie od dziś. W sobotę dodała do tego i nutę refleksji o sprawach ostatecznych - m.in. w poruszającym, własnym tekście do muzyki Andrzeja Olejniczaka "Nic odkrywczego". Oczywiście były i Jobimowskie samby z tekstami Jonasza Kofty, i wiele innych, nierzadko nowych, piosenek. 

Przełamywały nastrój, a to standard Ellingtona "Don\'t get around much anymore" (wszak od starego jazzu zaczynała kiedyś Banaszak karierę w zespole Sami Swoi), a to jedna z pierwszych piosenek Marka Grechuty - "Serce". 

Zabrzmiały także podczas wieczoru wokalizy do kompozycji Astora Piazzolli ("Oblivion") i Chucka Mangione ("Dzieci Sancheza"); zwłaszcza w tej drugiej, owacyjnie przyjętej, pokazała wokalistka całą rozpiętość swych możliwości, intonacyjną precyzję i muzykalność. W ramach bisów dorzuci jeszcze "Etiudę E-dur op. 10" Chopina. 

Dowiodła Hanna Banaszak bezsprzecznie jednego - jest nie tylko jedną z najbardziej rozpoznawalnych artystek polskiej estrady, ale i wokalistką niezmiernie stylową, mistrzynią nastroju i interpretacji, która z operowania wokalnymi ozdobnikami, jakże akuratnie, uczyniła wyróżnik swego warsztatu, a znaczą jego walory i wspaniały feeling, i wrażliwość na słowo. To już nie jest śpiew, a sztuka wokalna najwyższego formatu. Sztuka, w której skupienie artystki przekłada się na nas, słuchaczy, ogarniętych wzruszeniem wywołanym na przykład podczas, przecież świetnie znanej, "Modlitwy" Bułata Okudżawy. 

Niemały wpływ na artystyczny efekt mieli też towarzyszący Banaszak czterej muzycy - zwłaszcza pianista Piotr Kałużny, jakże idealnie stopiony z wokalistką, wielce oszczędny w dobywaniu dźwięków, a zarazem istotnie budujący klimat kolejnych utworów. 

Arcypiękna "Samba przed rozstaniem" Powella, i Kofty, na koniec recitalu w sposób oczywisty zrodziła jakże zasłużoną owację na stojąco. 

Hanna Banaszak zapowiada, że jeszcze w tym roku pojawi się w Krakowie, w Piwnicy pod Baranami. Recital polecam gorąco, acz bez wątpienia sala kabaretu będzie zbyt mała, skoro i w Starym Teatrze, podczas wieczoru przygotowanego przez Fundację Kultury im. Ignacego Jana Paderewskiego, brakło miejsc i publiczność zasiadła nawet na schodach.

Wacław Krupiński
Dziennik Polski
3 lutego 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...