Polska w pigułce

„Odlot" – reż. Anna Augustynowicz – Teatr Współczesny w Szczecinie – 19.12.2021

Lot przedstawiony w sztuce „Odlot" w reżyserii Anny Augustynowicz jest odzwierciedleniem współczesnej Polski, Polski podzielonej chyba jeszcze bardziej niż wcześniej, w której zamiast dialogu częściej sięga się po oceny i oskarżenia.

Sztuka, która miała premierę trzynastego grudnia bieżącego roku, w trzydziestolecie debiutu reżyserki na scenie Teatru Współczesnego w Szczecinie, jest adaptacją poematu dramatycznego Zenona Fajfera z 2019 roku. Pierwszym zresztą przełożeniem tego dzieła na deski teatru.

Sztuka rozpoczyna się iście poetycko - wita widzów trzynastozgłoskowcem. Nawet formułka dotycząca bezpieczeństwa w samolocie podczas lotu i w razie wypadku przełożona jest właśnie na wiersz trzynastozgłoskowy:
„Jeżeli nie zaradzą litanie maryjne,

Wrzućmy w pamięć podręczną wyjścia awaryjne.

Od tyłu w przód zerkając i na wszystkie boki

Gdyby przyszło nam skakać na dalsze obłoki (...)"

Akcja „Odlotu" rozgrywa się podczas lotu linii „Dawne Bohatery". Na scenie widzimy kilkoro pasażerów, którzy przez większość sztuki pozostają na swoich miejscach. Kilkoro jest też usadzonych wśród publiczności. Oprócz tego na monitorze obsługiwanym przez jednego z bohaterów (Adam Kuzycz-Berezowki) zza kulis, w czasie rzeczywistym występuje jeszcze jeden aktor (Wojciech Brzeziński), a raz po raz w tle wyświetlane są filmy z innymi postaciami, zamiennie z zapętlonym nagraniem z aktorami stojącymi na schodach ruchomych. Wykorzystanie mediów, szczególnie jak na raczej statyczny spektakl jest dość spore. Stanowi to ciekawe urozmaicenie.

W „Odlocie" brak konkretnej fabuły, brak tradycyjnych zarysowanych bohaterów. Postacie pozostają bezimienne. Są rozsadzone w różnych częściach samolotu, ale prowadzą ze sobą dialogi. Słyszymy strzępki rozmów, czasem też monologów. Niekiedy przybierają one intonację modlitw wygłaszanych w kościele, pojawia się też dzwon liturgiczny, więc nawiązania do religii są wyraźne. Początkowo rozmowy są niewinne, ot zwykła wymiana zdań ze współpasażerami: ktoś wyrazi strach, ktoś inny irytację, albo są to po prostu najzwyklejsze dyskusje z dopiero co poznaną osobą. Niekiedy pytania kierowane są bezpośrednio w stronę publiczności. Z czasem jednak rozmowy są coraz bardziej zażarte, zmieniają się w kłótnie przyjmują coraz bardziej absurdalną treść; świat rzeczywisty wydaje się mieszać z omamami lub koszmarami. Nie wiadomo właściwie czy oglądamy postacie przed katastrofą, czy może są to już zaświaty lub zabłąkane dusze ofiar, które nie wiedzą o swojej śmierci. Szczególnie, że powraca motyw „sprawdzania obecności", podczas którego okazuje się, że wiele osób z tej listy już nie żyje. Innym powracającym fragmentem, który przerywa najbardziej zaciekłe kłótnie, jest zdanie „całują się" dotyczące bohaterów siedzących w pierwszych rzędach między publicznością. „Całowali się, nim jeszcze tu przyszliśmy i całować się będą, kiedy już stąd odejdziemy" – dodaje postać.

Polski rys dramatu jest zaznaczony bardzo wyraźnie. Mnóstwo tu odniesień do innych dzieł kultury z historii Polski, ale nie brakuje też rymowanek. Ze sceny możemy usłyszeć choćby wierszyk „Siała baba mak", któremu towarzyszy osobliwa „choreografia". Co jakiś czas wyśpiewywane są piosenki, czasem nieco przekręcone – możemy usłyszeć np. utwory Kultu, czy Anny Jantar – oraz wygłaszane są fragmenty innych utworów literackich, np. Cypriana Kamila Norwida czy Stanisława Wyspiańskiego. Już samo rozpoczęcie trzynastozgłoskowcem jest ukłonem w stronę tradycji dzieł polskich od Jana Kochanowskiego po Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego.

Spektakl jest przez większość czasu bardzo statyczny: oglądamy pasażerów samolotu siedzących na swoich miejscach, toczących rozmowy. Natomiast są fragmenty wybudzające z tego marazmu. Na przykład podczas śpiewania piosenek, śpiewający dany utwór aktorzy wstają i tańczą lub raczej skaczą do niego. Oprócz tego dwa razy podczas sztuki aktorzy jednocześnie opuszczają swoje miejsca, by przejść dookoła miejsc poruszając się w nietypowy sposób w rytm muzyki i wrócić na swoje miejsca. Aktorzy zresztą bardzo dobrze ukazują narastanie emocji i ich zmianę. Początkowo bardziej znudzeni i spokojni, niektórzy tylko przestraszeni samym lotem, stają się z czasem coraz bardziej podrażnieni, coraz mniej się kontrolują, stają się skorzy do kłótni, oskarżeń i ocen. Nie stronią też od krzyków, przekleństw i wyzwisk. Oklaski należą się całemu zespołowi. Największą gradację emocji widać w postaciach granych przez Magdalenę Myszkiewicz oraz Adama Kuzycza-Berezowksiego. Bohaterka Anny Januszewskiej żyje w swoim świecie, oderwana od tego, co dzieje się na pokładzie; zajmuje ją przede wszystkim dzierganie i wspominanie starych piosenek. Przemysław Walich również gra postać bardziej statyczną. Bohater Nikodema Księżaka z kolei jest raczej roztrzęsiony i wróży coś złego – jest zresztą pisarzem, może kolejnym wieszczem narodowym. Oprócz aktorów Teatru Współczesnego w Szczecinie, może zobaczyć także występy gościnne kilku aktorów. Są to m.in.: Irena Jun, Bogusław Kierc, Wojciech Brzeziński, Grzegorz Falkowski, czy Bartosz Włodarczyk - aktorzy, którzy już współpracowali ze Szczecińskim Teatrem, z Anną Augustynowicz, która tym spektaklem żegna się ze stanowiskiem dyrektorki tej instytucji.

Zenon Fajfer wprowadził termin „liberatura", który ma być rodzajem literatury totalnej, w której tekst, ale też fizyczna forma książki są integralną, nierozerwaną i równie ważną częścią dzieła literackiego. Z jednej strony przeniesienie takiego dzieła na deski teatru jest nie lada wyzwaniem. Z drugiej zaś strony, współczesny teatr lubi wyzwania, lubi zrywać z tradycjami. „Odlot" Anny Augustynowicz to spektakl szalenie interesujący, niepokojący i skłaniający do refleksji. Nie ma tu ocen, jest obserwacja, w której widz jest niby z boku, a jednak bywa angażowany nawet ze sceny, choćby bezpośrednią próbą nawiązania kontaktu.

Jest to jeden z tych spektakli, o których myśli się po wyjściu z teatru i który nie daje gotowych odpowiedzi. Jednocześnie bardzo prawdziwie przedstawia kondycję współczesnej Polski, w której rysy między różnymi grupami stają się coraz głębsze, w której ciągle żywe są romantyczne mity, a za mało próby dialogu i wzajemnego zrozumienia zamiast oskarżeń.

Weronika Leśniewicz
Dziennik Teatralny Szczecin
27 grudnia 2021

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...