Polski teatr ma się dobrze

"'Bracia Karamazow" - XIV Festiwal Sztuki Reżyserskiej Interpretacje

O scenie rozmowy Iwana z Szatanem w "Braciach Karamazow" Krystiana Lupy Tadeusz Kornaś i Piotr Gruszczyński zgodnie pisali, że to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie kiedykolwiek widzieli w teatrze. Myślę, że w niczym nie ustępuje jej odczytanie tej sekwencji powieści Dostojewskiego przez Janusza Opryńskiego - Diabeł pojawia się pod postacią Fiodora Karamazowa, z szuflady biurka wyciąga koronę cierniową, zakłada ją sobie na głowę i opowiada o tym, jak kiedyś będzie wyglądał świat bez Boga. Na zakończenie tegorocznych "Intepretacji" Teatr Provisorium zaprezentował spektakl, w którym pytania, dotyczące metafizyki, brzmią aktualnie jak nigdy wcześniej

Kilka lat temu – przed premierą katowickiej „Zbrodni i kary” - Krzysztof Babicki w rozmowie ze mną mówił, że zależy mu na czytelnym zaprezentowaniu wątków powieści, ponieważ zapewne nie wszyscy widzowie znają historię Raskolnikowa. Przypomniałem sobie tę wypowiedź, gdy przed rozpoczęciem „Braci Karamazow” usłyszałem, jak jeden z widzów prosił kasjerkę, by streściła mu fabułę spektaklu. Uspokajam - Janusz Opryński stworzył przedstawienie klarowne również dla tych, którzy nie czytali powieści Dostojewskiego.

Taką muzyką mógłby rozpoczynać się któryś z wczesnych spektakli Krzysztofa Warlikowskiego. Przy dźwiękach akordeonu na scenie pojawia się ubrany w habit Alosza (Marek Żerański). Otwiera stojącą za plecami ogromną skrzynię – w jej wnętrzu widzimy aktorów i rekwizyty. Świat z powieści Dostojewskiego tworzy się na oczach widzów – po prawej pojawia się łóżko Gruszeńki, w głębi za stołem toasty wnoszą Fiodor Karamazow i jego syn Iwan, po lewej widać pokój Katarzyny Iwanowny. Przestrzenie oddzielają parawany. Za chwilę pojawi się Rakitka (Romuald Krężel) – przypominający raczej kusiciela niż mnicha – by wciągnąć Aloszę w rozmowę na temat duchowości i cielesności.

Opryński opowiada o rywalizacji Dymitra i Fiodora o względy Gruszeńki, ale ważniejsze od wątku kryminalnego jest dla niego pytanie o to, skąd w świecie zło. Przekład Cezarego Wodzińskiego nie unika drastyczności – Iwan z trudem opowiada o roztrzaskanej strzałem z pistoletu główce niemowlęcia i pięciolatce, bitej rózgami przez rodziców, zamykanej w komórce i wysmarowanej własnym kałem. Kaleka Liza natomiast mówi o Żydzie, który ukrzyżował kilkulatka, wcześniej pozbawiwszy go palców u dłoni. Równie mocno jak okrutne historie rodem z „Rublowa” w spektaklu wybrzmiewają pytania o to, czy istnieje Bóg, Diabeł i nieśmiertelność – Iwan zastanawia się, czy i w jaki sposób On mógł stworzyć takiego „złego i dzikiego zwierzaka”, jakim jest człowiek.

Gdybym miał w tym spektaklu kogoś zdecydowanie wyróżnić, byłby to Łukasz Lewandowski. W niedzielny wieczór udowodnił, że nie bez powodu jest aktorem Teatru Narodowego. Jego Iwan najpierw jest sączącym koniak i spoglądającym gdzieś przed siebie okularnikiem, który z uśmiechem oświadcza, że nie ma Boga, Diabła i nieśmiertelności. Później okazuje się, że powiedział tak tylko jedynie po to, by sprawić przyjemność ojcu – naprawdę uznaje Boga, ale nie jest w stanie zaakceptować stworzonego przez Niego świata. Kiedy oświadcza, że będzie bronił ojca przed Dymitrem, ale jednocześnie nie ma zamiaru hamować swoich odruchów, niczym nie różni się od swojego brata-gwałtownika. Gdy w scenie jedzenia zupy z krzykiem pyta, dlaczego cierpią niewinne dzieci, nie ma w tym ani grama histerii. Adam Woronowicz jako Fiodor jest zabawny, gdy pod wpływem koniaku w rozmowie z Aloszą używa zdrobnień, ale aktor akcentuje również lubieżność bohatera. Wyraźnie sprawia mu przyjemność obnażanie śmieszności dojrzałego mężczyzny, zakochanego w młodej dziewczynie. Scena, w której bohater pluje na ikonę, jest bardzo mocna. W zupełnie inny sposób mówi, grając Diabła, który przybrał postać Fiodora. Marek Żerański jako Alosza irytuje rodzajowym graniem jurodiwego – gdy zapewnia Lizę, że będzie ją kochał, przypomina Myszkina, rozmawiającego z Nastazją. Jedynym ciekawym momentem jest scena, w której bohater – buntując się wobec Boga, który pozwala na rozkład ciała starca Zosimy - zgadza się, by Rakitka poczęstował go kiełbasą i wódką. Mariusz Pogonowski niczym nie zaskakuje - gra Dymitra na jednej nucie. Rola Smierdiakowa w wykonaniu Jacka Brzezińskiego jest prawdziwym majstersztykiem. Początkowo niedźwiedziowaty służący, który zasłania Fiodora przed rozgniewanym Dymitrem własnym ciałem, wydaje się być bliźniakiem Edka z „Tanga”. Później okazuje się, że ten potężnie zbudowany mężczyzna cierpi na epilepsję i mówi falsetem. Nic więc dziwnego, że zaskakuje fakt, iż ktoś taki mógł z premedytacją zaplanować i dokonać morderstwa. Obdarzona ciekawą urodą i niesamowitym głosem Karolina Porcari jest idealna w roli zwodnicy Gruszeńki, a Liza w wykonaniu urodziwej Anastazji Bernad zaskakuje „mechaniczym” śmiechem i przeraża mówionym monotonnym głosem monologiem w scenie z Aloszą. W zestawieniu z nimi dość blado wypada Katarzyna Iwanowna Magdaleny Warzechy, ale zapada w pamięć w scenie rozmowy z Gruszeńką na temat całowania dłoni i dolnej wargi.

Okazuje się, że można stworzyć spektakl, w którym projekcje będą uzasadnione i wykorzystane w rozsądnej ilości, nagość ukazana w subtelny sposób, przekład – klarowny, a muzyka nie będzie nachalnie „wschodnia” (brak cerkiewnych chórów itd.). Jeśli takie przedstawienie prezentowane jest jako „spektakl mistrzowski”, oznacza to, że polski teatr ma się dobrze.

Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny Katowice
21 marca 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...