Polski teatr pokłada nadzieję w kosmitach
"Ufo Spotykacz" - reż: Paweł Passini - Teatr Współczesny w SzczecinieSpóźniona reakcja na przełom tysiącleci czy efekt kryzysu ekonomicznego? Co sprawia, że młodzi artyści zaczynają snuć apokaliptyczne wizje spotkań z kosmitami, nowych wspaniałych światów A.D. 3209?
To, co już na początku ubiegłego wieku Czechow kazał roztrząsać w "Trzech siostrach" podpułkownikowi Wierszyninowi ("...my teraz zupełnie nie możemy przewidzieć, co w przyszłości będzie uważane za wielkie i doniosłe, a co za śmieszny drobiazg"), po stu latach zaintrygowało młodych reżyserów.
Paweł Passini zajmował się dotąd relacjami międzykulturowymi (Polacy - Żydzi w "Nic, co ludzkie" według "Strachu" Jana Tomasza Grossa, zachód - wschód we "Wszystkich rodzajach śmierci" według "Siddharthy" Hermana Hessego), sprawami pamięci i dziedzictwa romantycznego ("Odpoczywanie" o dzieciach Wyspiańskiego, "Hamlet 44" o Powstaniu Warszawskim). Tym razem w ramach projektu "Nowy Wspaniały Świat" (szczeciński Teatr Współczesny i naTTheatre, Lublin) sprawdzał, jakie nadzieje ludzkość pokłada w kosmitach.
"U.F.O. Spotykacz" to nie tylko spektakl o castingu na człowieka godnego nawiązać pierwszy kontakt z istotami pozaziemskimi. To także opowieść o pragnieniu, by ktoś nas wreszcie dostrzegł i docenił. Trójka kandydatów na Spotykacza (samotna matka, gwiazdka lesbijka, fanatyczny antyliberał) tego przede wszystkim oczekuje od przybyszów z kosmosu. W sterylnym pomieszczeniu mogącym być zarówno kabiną statku kosmicznego, jak i celą domu wariatów ćwiczą pantomimiczną autoprezentację. Jestem człowiekiem. Oto moje oczy. Ludzie dzielą się na płcie. Mężczyzna zapładnia kobietę, buduje dom dla niej i dziecka. Sielankowe wizje pokojowo nastawionej ludzkości rozwiewają się, gdy kandydaci faktycznie zderzają się z UFO. Do głosu dochodzą wówczas najbardziej egoistyczne interesy i fobie.
Passini sięgnął po kosmiczny temat 30 lat od słynnego zdarzenia z 10 maja 1978 roku, kiedy pan Jan Wolski z Emilcina (Lubelszczyzna) został "uprowadzony i przebadany przez humanoidalne istoty". Fragmenty wywiadu z pierwszym polskim "Spotykaczem" mieszają się z urywkami słuchowiska "Wojna światów" Orsona Wellesa. Nadzieja "przyjechali nas poznać" zderza się z obawą "przyjechali nas zniszczyć".
Apokaliptyczne wizje i słowa pocieszenia pojawiają się też w "Supernovej. Rekonstrukcji" Marcina Wierzchowskiego (Łaźnia Nowa, Kraków). Zebrawszy opowieści o zmarłych mieszkańcach Nowej Huty, reżyser poszedł krok dalej. Sprawdził nie tylko, co zostało w pamięci bliskich po konkretnych osobach, ale też, co za 1,2 tys. lat zostanie po jego spektaklu. Po Nowej Hucie. Po ludzkości.
W tym celu w podziemiach Łaźni zbudował muzeum spektaklu "Supernowa", w którym neo-ludzie uczą zwiedzających, czym był dla przodków z XXI wieku "strach", chrześcijaństwo (przez badaczy z 3209 roku interpretowane jako religia "naczyń rodziców", w której oddawało się hołd podnoszonemu kielichowi) czy zwalczające się "kulty" Wisły (zapewne archaiczny kult natury) i Cracovii (kult miasta).
Napędzany mentalną energią tramwaj obwozi gości po głębinach Zatoki Nowohuckiej, na dnie której zachowały się oryginalne budynki sprzed tysiąca lat (pod wpływem ciśnienia straciły jedynie jeden wymiar). Skaner genetyczny pozwala sprawdzić, czy nasi przodkowie z 2009 roku należeli do Neandertali (bezdomni, artyści, naukowcy) czy Homo Sapiens (karnych użytkowników systemu). Wszystkie domysły "przyszłych współczesnych" okazują się więc groteskowe, nietrafione, zbyt pochlebne lub zbyt krzywdzące. Następujący po tej prezentacji zrekonstruowany spektakl "Supernova" jedynie potwierdza pesymistyczną ocenę - "pamięć nas zawiedzie".
Futurystyczne projekty coraz częściej trafiają na polskie sceny. W "ID" (poprzednim spektaklu cyklu "Nowy Wspaniały Świat") Marcin Liber pytał, jaki sens ma trzymanie się pojęcia "tożsamość": płciowa, narodowa, prawna. Michał Siegoczyński w "2084" (według "Roku 1984" George\'a Orwella, Teatr na Woli) ogłasza nieodwołalny koniec ery, w której możliwa była miłość. Gwałtowne zmiany społeczne, kryzysy (męskości, kobiecości, gospodarki, sztuki), rozwój technologii - prowokują artystów do pytań o przyszłość.
Po seriach spektaklach politycznych, historycznych, sentymentalnych opowieściach o własnych kryzysach uczuciowych nastąpił zwrot ku spektaklom apokaliptycznym. "Zbliża się czas, nadciąga coś wielkiego, zanosi się na ogromną, wspaniałą burzę, która już idzie, jest blisko i wkrótce wymiecie z naszego społeczeństwa lenistwo, obojętność, niechęć do pracy, zgniłą nudę" - mówił w "Trzech siostrach" baron Tuzenbach. Polskim reżyserom wyraźnie brak tego optymizmu. Nawet jeśli ktoś na nas patrzy, nic nie rozumie. Nawet jeśli coś po nas przetrwa, zostanie przeinaczone. Nie ma szans na spotkanie ani z "obcymi" z przyszłości, ani z innej galaktyki, ani z klatki obok.