Polskość podważana?

„I love Chopin" - reż. Jędrzej Piaskowski - Wrocławski Teatr Pantomimy im. Henryka Tomaszewskiego

"I love Chopin" to spektakl, którego zadaniem było promowanie poglądów dotyczących środowisk LGBT. Jednak warstwa artystyczna na tyle zajmuje uwagę, że można skupić się wyłącznie na niej i cieszyć się wysokiej jakości oprawą muzyczną i ruchową, nie angażując się w polityczny aspekt sztuki.

Gra Sary Celler-Jezierskiej jako szopenistki Danuty wypada bardzo naturalnie. Aktorka wiarygodnie kreuje postać niemalże fanatycznej wykładowczyni, która tak bardzo kocha twórczość tytułowego artysty, iż prowadzi z nim rozmowy, jak gdyby nadal żył. Bohaterka budzi mieszane uczucia - od rozbawienia poprzez irytację do głębokiego współczucia.

Jeśli chodzi o resztę zespołu - bardziej wykazuje ona potencjał taneczny niż aktorski, jednak na uwagę zasługuje Karolina Paczkowska w roli młodej Danuty. Postać ta została zagrana z takim zaangażowaniem i dynamiką, że ciężko oderwać od niej oczy. Łatwo uwierzyć, że to nastolatka o wielkiej pasji muzycznej, przygnieciona ciężarem nauczycielskiego despotycznego autorytetu.

Jak na spektakl o muzyku przystało, usłyszymy tu wiele ciekawych aranżacji i interpretacji autorstwa Jacka Sotomskiego. Oczywiście większość z nich twórcy oparli na utworach Chopina (ciekawym zabiegiem było wyświetlanie nut i tytułów dzieł). Stylistyka electro, techno momentami lekko psychodeliczna tworzy hipnotyzujący klimat dziwnej podróży w czasie. Pojawią się również współczesne utwory popowe i rapowe. Zabrakło za to muzyki naszego rodaka wykonanej na żywo. Na scenie znajduje się fortepian, jednak gra na nim jest jedynie markowana.

Największe wrażenie robi choreografia. Wrocławski Teatr Pantomimy i tym razem nie zawodzi. Ujrzymy wiele pomysłowych układów. Jeden z nich stanowi etiuda uwięzionej muchy w wykonaniu Agnieszki Dziewy. Spazmatyczne ruchy mają w sobie tyle osobistego dramatyzmu, iż wywołują prawdziwe współczucie dla losu na co dzień mało znaczącej istoty. Artystka udźwignęła trudną do zrealizowania w tańcu rytmikę wykorzystanego w tej scenie utworu Chopina. Zapadającym w pamięć jest liryczny układ dwóch Mazowszanek. Jednak najbardziej imponuje scena lekcji muzyki młodej Danuty, kiedy to próbuje ona zadowolić swoją przesadnie wymagającą nauczycielkę i niemalże dosłownie staje na rzęsach, by udowodnić, że jest godna twórczości Chopina. Zaś układ samej nauczycielki, "spowiadającej się" byłym uczniom, nie oddaje w pełni charakteru postaci, zdaje się być zbyt ospały i bez pomysłu.

Starannie przemyślane światła w realizacji Bogumiła Palewicza dopełniają to, co nie zawsze jest powiedziane. Czerwone świetnie tworzy intymny klimat w scenie ogłaszania wycieczki do Paryża, zielone zwiększa oniryczność tańca much, pomarańczowe, miękkie światło, kojarzące się z błogim zachodem słońca, podkreśla wymowę tańca Mazowszanek. Wykorzystanie gry zwiększających i zmniejszających się cieni Danuty i jej nauczycielki dodaje cennego w teatrze symbolizmu.

Scenografia Anny Karczmarskiej i Mikołaja Małka jest z jednej strony pomysłowa, wykorzystująca teatralną metaforyczność, dająca pole dla wyobraźni, z drugiej zaś nieco chaotyczna. Część rekwizytów znajduje się w polu widzenia, pod jedną ze ścian, gdy nie są one używane. Wygląda to, jak gdyby ktoś zapomniał je zabrać po próbie generalnej. Z powodzeniem można by je umieścić za zielony parawan w tle sceny, zwiększając w ten sposób przejrzystość przestrzeni ruchowej. Ciekawym zabiegiem było wykorzystanie sztucznej ziemi i styropianowego "szopenowskiego" nosa jako nagrobka, aczkolwiek zastanawiało jego bardzo niedbałe wykonanie. Jeśli twórcy zrobili tak celowo, ich intencja nie jest czytelna.

Odczytywana w trakcie spektaklu, zmodyfikowana treść listu Chopina do Tytusa Woyciechowskiego, będąca chyba główną podporą scenariusza, ma na celu zmianę dzisiejszego wizerunku kompozytora, który powszechnie kojarzy się z patriotycznymi mazurkami i polonezami, wzruszającymi, sentymentalnymi walcami i nocturnami. I choć używanie postaci muzyka w celach politycznych jest dość niesmaczne, warto zwrócić uwagę, iż rzeczywiście słynne i zasłużone dla kultury osobistości niejednokrotnie obrastają mitycznością i sztucznym patosem. Łatwo zapomnieć, że byli to też po prostu zwykli ludzie z problemami, wewnętrznymi rozdarciami, popełniający błędy zupełnie jak my obecnie. Jednak czy to, co symbolizuje polskość i patriotyzm, koniecznie trzeba zmieniać, odzierać z wzniosłości?

Niech każdy widzi w Chopinie, co chce, pamiętając, że nie ma nic wstydliwego w przypięciu biało-czerwonego kotylionu na piersi i uronieniu łzy wzruszenia w trakcie podniosłego, nostalgicznego koncertu w warszawskich Łazienkach.

Urszula Laszczyńska
Dziennik Teatralny Dolny Śląsk
13 czerwca 2024

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia