Pomidorem można rzucić w aktora... albo zrobić z niego drink
"Powrót króla" - reż. Tomasz Hynek - Wrocławski Teatr Współczesny"Król Popu" to historia z czarnym humorem i cechami krytyki społeczeństwa. Pomimo refleksyjnego tonu, można na przedstawieniu odetchnąć.
12 sierpnia 2019 roku to ważny dzień we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Właśnie tego dnia miała miejsce premiera koprodukcji ze Stowarzyszeniem Teatru Nowy Świat. Jest to spektakl "Powrót Króla" w reżyserii Tomasza Hynka na podstawie tekstu Michała Walczaka nagrodzonego w III Konkursie Dramaturgicznym "Strefy kontaktu". Trzeba przyznać, że to wydarzenie istotne także dla całego wrocławskiego świata teatralnego, ponieważ to debiut Stowarzyszenia. Jak poradził sobie nowy (choć tworzą go artyści związani z WTW) skład teatralny na scenie przy Rzeźniczej?
"Powrót Króla" ma dość ciekawą formę - teatralnego komiksu - która zasługuje na uznanie. Już przy wejściu na Scenę na Strych ukazuje się hol ozdobiony balonami czy dymkami dialogowymi rodem z komiksu. Jest również talerz pomidorów z podpisem: "Pomidory do rzucania w aktorów..." oraz wódka wyborowa z podpisem: "... ale lepiej zrobić z nich Krwawą Marry".
Sztuka Walczaka to zabawna historia o grupie cyrkowców i ich napadzie na dom bogatego człowieka. Tytuł odsyła do drugiego wątku - ożywienia Michaela Jacksona. Okazuje się, że pochowano jego sobowtóra, a on sam ukrył się w Polsce. Tak... jesteśmy w odjechanej kreskówce! Jackson pokazany jest jako jedyna osoba, która może coś dać polskiemu narodowi, zbawić go od zła i smutku. Ma nam wiele do powiedzenia. Oglądając Polskę od lat komuny do współczesnych czasów "lewactwa i ekologów", mocno krytykuje naszą mentalność i smutną rzeczywistość. Jak przystało na ten rodzaj literatury, nie jest to skomplikowana opowieść, choć z wieloma zwrotami akcji. Zainscenizowano ją w dużej mierze jako rysunkowe stopklatki, wykorzystując klasyczne dla gatunku zabiegi. Kto z nas nie widział słynnego szpiczastego "Boom!", kiedy wybucha bomba?! Chwyty, jakich użyto przy kreowaniu komiksu na scenie są powalające.
Scenografia (za którą odpowiada Małgorzata Matera) to pusty skrawek sceny (nie licząc wielkiego łoża w drugiej połowie spektaklu), na którym ciekawie buduje się klimat za pomocą światła. Przynajmniej na początku, gdyż efekty uzyskiwane przez reflektory punktowe świecące na przemian po lewej i prawej stronie z czasem nudzą. Zamierzony minimalizm dekoracji współgra z rozbudowaną choreografią, która jest spójna z konwencją spektaklu. Od aktorów z pewnością wymagało to mnóstwa pracy i cierpliwości, za co należą się im oklaski. Widać, że dobrze się czują w formule spektaklu. Anna Błaut, Aleksandra Dytko, Marek Kocot i Maciej Kowalczyk grają rodzinę cyrkowców, tworzą postaci groteskowe i z charakterem. Natomiast Anna Kieca wyglądem może i przypomina Jacksona, jednakże jej gra ma się nijak do Króla Popu. (Dlaczego przedstawia się go jako paranoika?)
Temat Michaela Jacksona jest dość kontrowersyjny, zważywszy na szum medialny, jaki pojawił się ostatnio w związku z oskarżeniami piosenkarza o pedofilię. Przeraziło mnie po obejrzeniu spektaklu, jak wielkim i wpływowym był człowiekiem, a jednocześnie w swej istocie bezbronnym, tresowany jak w cyrku. "Król Popu" to historia z czarnym humorem i cechami krytyki społeczeństwa. Pomimo refleksyjnego tonu, można na przedstawieniu odetchnąć. Dbają o to cyrkowcy, którzy zastanawiają się, co dzisiejszy widz potrzebuje, co go śmieszy i starają się mu przypodobać w różnoraki sposób.
Michael Jackson to materiał z dużym potencjałem i ogromem kontekstów. A w przedstawieniu odniesień do jego twórczości i życia mamy niewiele. Spektakl w małym stopniu jest "jacksonowy", przykładem "niejacksonowa" kołysanka śpiewana przez Króla Popu (muzykę skomponował reżyser). Bardziej autentyczny w tej historii jest anonimowy bogacz. Na scenie nie było ducha Michaela. Dlaczego więc on został bohaterem? To pytanie do autora tekstu, spektakl tego nie uzasadnił.
Pomidory można użyć różnie. Zdecydowanie wolałem Krwawą Marry oraz toast za udaną komedię o Polsce, o sztuce, o artystach.