Pomiędzy prawdą a chorą fantazją

rozmowa z Maliną Prześlugą

- Teatrem dokumentalnym tego nazwać absolutnie nie można. Bo zainspirowało nas między innymi to, w jakim świecie żyła Julia Pastrana. A był to świat cyrku, popularnego w tamtych czasach objazdowego monstruarium. Gdy historia osadzona jest w takiej rzeczywistości, teatr, zwłaszcza teatr lalek, może oddać głos każdemu dziwactwu. My w związku z tym daliśmy go nawet psu, który jest jednym z głównych bohaterów sztuki. Teatr dokumentalny w lalkach chyba by się nie sprawdził - mówi Malina Prześluga, autorka sztuki "Pastrana", której prapremiera już 5 czerwca w Teatrze Animacji w Poznaniu.

 

Powiedziałaś mi kiedyś, że bohaterów swoich sztuk spotykasz w zasadzie wszędzie: w tramwaju, jadąc rowerem, a nawet w śmieciach. Gdzie w takim razie wpadłaś na Pastranę?

- Pastranę akurat przedstawiła mi reżyserka. Zapytała, czy chciałabym na ten temat napisać, bo dyrektor naszego teatru zaproponował jej realizację, a historia Julii Pastrany to jej wymarzony temat. No i umówiłyśmy się, że ja o niej poczytam i jeżeli mnie zainteresuje, to będziemy współpracować, napiszę dramat. I zainteresowało, nawet bardzo. Bardzo się cieszę, że Marysia podpowiedziała mi tę historię, ta postać, jej biografia jest świetnym materiałem literackim.

To chyba najprawdziwsza z postaci, jakie stworzyłaś. Bohaterka z krwi i kości.

- No tak, rzeczywiście po raz pierwszy pisałam o kimś, kto istniał naprawdę.

Czy w związku z tym spektakl, który niebawem zobaczymy w Teatrze Animacji, można nazwać w jakimś stopniu dokumentalnym? Ile w tej opowieści jest prawdziwej historii Julii Pastrany, a ile Twojej własnej?

- Prawdziwej historii jest sporo, ale teatrem dokumentalnym tego nazwać absolutnie nie można. Bo zainspirowało nas między innymi to, w jakim świecie żyła Pastrana. A był to świat cyrku, popularnego w tamtych czasach objazdowego monstruarium. Gdy historia osadzona jest w takiej rzeczywistości, teatr, zwłaszcza teatr lalek, może oddać głos każdemu dziwactwu. My w związku z tym daliśmy go nawet psu, który jest jednym z głównych bohaterów sztuki.

"Pastrana" od początku miała być sztuką aktorsko-lalkową i z tą wiedzą pisałam tekst. Teatr dokumentalny w lalkach chyba by się nie sprawdził. Oprócz tego w spektaklu jest sporo muzyki i piosenek, także dlatego, że sama Julia słynęła z pięknego głosu i ponoć śpiewała podczas występów.

Czego w takim razie posłuchamy?

- Utworów, do których słowa napisałam ja, a muzykę skomponował Michał Siwak. To muzyka wielowymiarowa, nie ilustracyjna. Będzie różnorodnie, rzewnie, zabawnie - jeden kawałek nawiązuje nawet do reggae - ale też bardzo mrocznie.

I rzeczywiście "Pastranę" można nazwać wodewilem, jak zaznaczono w zapowiedzi spektaklu?

- Można tak powiedzieć, choć myślę, że słowo to ma już dziś złe konotacje. To nie będzie komedia, ani farsa, choć występy w czasach objazdowych monstruariów można było nazywać wodewilowymi.... Ta historia nie jest zabawna, choć rzeczywiście, jak zwykle, przemycam w swoim pisaniu pewne żarty, czy gry słowne. I w niektórych relacjach bohaterów można się ich dopatrzeć, ale nie są na pierwszym planie. Losy Julii Pastrany to w gruncie rzeczy potwornie smutna opowieść. Zależało mi na tym, by było i strasznie i pięknie. Obracamy się gdzieś pomiędzy prawdą, a chorą fantazją.

Jaka część tej historii stała się dla Ciebie najważniejsza?

- Wyciągnęłam z biografii Pastrany podstawowe fakty. Julia pracowała, jak już wspomniałam, w cyrku, a potem w monstruarium i jej impresario był zarazem jej mężem. Pastrana zaszła z nim w ciążę, dziecko zmarło parę dni po porodzie, a sama Pastrana krótko potem. Mąż po jej śmierci wypchał ją i jej kilkudniowe dziecko... Podobno pod koniec życia sam oszalał. A Julię 150 lat po jej śmierci nadal można było oglądać jako eksponat w gablocie, bo dopiero w 2013 roku odbył się jej pogrzeb. Proszę sobie wyobrazić, w XXI wieku, w naszej cywilizowanej Europie, wciąż można ją było oglądać.

W którym momencie życia poznamy Pastranę i czy będziemy ją również podziwiać w wypchaną w gablocie?

- Historia na pewno zostanie opowiedziana teatralnie. Nie chciałam opisywać jej życia od początku do końca, po kolei, dlatego skaczemy z tu i teraz do wtedy. Punktem wyjścia jest dzień pogrzebu. Wyobraziłam sobie, że tego dnia Julia po raz pierwszy zabiera głos w swojej sprawie. Współczesność uwypukla uniwersalne wątki tej historii, jednak co rusz cofamy się w czasie, w świat jej wspomnień, by na koniec obie te rzeczywistości ze sobą pomieszać.

Jakich problemów spektakl dotyka? Kultu ciała? Może osób, które z jakiegoś powodu znalazły się na marginesie społecznym?

- To bardzo uniwersalny temat, jeżeli chodzi o np. samoakceptację, tolerancję dla inności, ciągłą estetyzację otoczenia i pewną kruchą fasadowość tego, co wydaje nam się dobre, tylko dlatego, że jest piękne. Mnie urzekła sama Pastrana jako tajemnica. Chciałabym wiedzieć, jakie te realna kobieta miała poczucie siebie. Ona przecież nosiła sukienki, biżuterię, gdy tylko mogła zakrywała twarz woalką. Na ile sama, w opozycji do innych, czuła się kobietą. Perspektywę pogłębiło także krótkie opowiadanie Olgi Tokarczuk "Najbrzydsza", które traktuje nie o Julii Pastranie, a o jej mężu. Bo jakie intencje kierowały mężczyzną, który wziął za żonę taką kobietę? Najprościej odpowiedzieć - dla biznesu. Tylko czy takie proste odpowiedzi nas zadowalają? Mieli przecież dziecko. Być może tak naprawdę jej mąż był bardziej chory niż sama Pastrana. Tylko że jego przypadłości nie wystawia się w gablotach. Dużo pytań. Szukamy odpowiedzi.

Monika Nawrocka-Leśnik
http://Kultura.poznan.pl
2 czerwca 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...