Ponadczasowa mroczność zakamarków ludzkiej duszy
„Ciemności kryją ziemię" - reż. Tomasz Fryzel - Teatr Wybrzeże w GdańskuW dniu 03 lipca 2024 roku miałam okazję oglądać na scenie Teatru Wybrzeże spektakl teatralny w reżyserii Tomasza Fryzła pt. „Ciemności kryją ziemię". Była to reżyserska próba przeniesienia na deski teatru powieści Jerzego Andrzejewskiego pod tym samym tytułem. W rolach głównych mogłam oglądać Mirosława Bakę w roli Tomasa de Torquemady, Piotra Biedronia, wcielającego się w postać Diego de Manete.
Maciej Konopiński miał zaszczyt wcielić się w rolę Mateo. Lorenzo de Montesa to z kolei postać stworzona aktorsko przez Jakuba Nosiadka. W spektaklu uczestniczyli również Cezary Rybiński, wcielający się w postać Carlosa de Sigury, Jarosław Tyrański, który miał zaszczyt być powieściowym i scenicznym przeorem Blasco de la Cuesta, czy wreszcie Grzegorz Otrębski, wcielający się w Rodrigo de Castro. Za scenografię i kostiumy odpowiedzialna była Anna Oramus, a muzykę do spektaklu stworzył Nikodem Dybiński.
Ponieważ w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku była po raz pierwszy, niewątpliwie, to, co zwróciło moją uwagę to skryta w mroku Scena w Starej Aptece. Był to genialny wstęp do opromienionej mrokiem atmosfery spektaklu, zarówno w warstwie kostiumograficzno- scenograficznej jak i fabularnej utworu Andrzejewskiego. Z ogromnym zaciekawieniem podeszłam do kwestii tego, jak reżyser przeniesie na scenę dzieło prozatorskie.
Moim zdaniem zostało to świetnie zrobione, z zachowaniem charakteru powieści. Reżyser spektaklu udowodnił, ze napisana w połowie ubiegłego stulecia powieść i poruszana w niej tematyka są nadal aktualne, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z kształtem obecnej polityki rozpatrywanej w ujęciu lokalnym jak i globalnym. Spektakl zmierzył się z uniwersalnymi wartościami dobra i zła, gdzie głównym bohaterem staje się Święta Inkwizycja, a więc de facto Kościół.
W mojej opinii reżyser wspólnie z aktorami oddali ponadczasową mroczność zakamarków ludzkiej duszy. Pokazał również takie aspekty ludzkiej egzystencji jak odwieczną służalczość wobec ludzi silniejszych, przy władzy która niestety idzie w parze z podejmowanymi na ogół nikczemnymi praktykami. To, co technicznie mi się bardzo podobało w tym spektaklu to rola ciemności podkreślana na scenie potężnymi przebłyskami reflektorów, mających na celu rozświetlenie postaci aktualnie przebywających na scenie i wygłaszających swoje kwestie.
Reżyser, moim zdaniem, głównymi bohaterami opowieści scenicznej uczynił Diega de Mantete oraz Wielkiego Inkwizytora Tomasa de Torquemadę. Można powiedzieć, że relacje łączące obie postaci to wiodąca oś przedstawienia teatralnego. Oprócz tych dwóch postaci wydaje się, że kluczową rolę mają również wygłaszane przez aktorów słowa. Postaci spektaklu zostały tak zaprezentowane na scenie, ze wydają się wygłaszać ponadczasowe mądrości i maksymy, które znajdują swą wartość także pół wieku później od daty powstania utworu Jerzego Andrzejewskiego. Aktorzy są na scenie profetystami, czasami też stają się opowiadaczami rozgrywających się na oczach widza wydarzeń, tłumaczą podejmowane przez siebie działania, czasami usprawiedliwiają określone postawy.
To wszystko dopełnia elektryzująca muzyka, która staje się momentami osobnym bohaterem spektaklu. Muzyka ta również dopowiada niczym narrator fabułę opowiadanej historii poprzez dźwięki onomatopeiczne, dźwięki wypowiadane gdzieś „z osobna".
Głównym bohaterem spektaklu jest Główny Inkwizytor Thomas de Torquemada. Była to postać dominikanina, z pochodzenia Żyd, który zdobywając godność Wielkiego Inkwizytora, odpowiada za zwalczanie ludności narodowości swego pochodzenia. Niejako w opozycji do głównego bohatera staje Diego de Manette, stanowczo sprzeciwiający się polityce Wielkiego Inkwizytora. Pragnieniem młodego dominikanina było zabicie Tomasa de Torquemady. Pewnej nocy dochodzi do spotkania obu postaci, co sprawia jednoznaczną przemianę Diego. Relacja między Thomasem a Diego stanowi osnowę dla gry i ukazania na scenie kolejnych postaci.
Jednak dzięki osób postronnych, można powiedzieć bohaterów drugoplanowych sztuki, widz jest w stanie jeszcze pełniej zrozumieć relacje między Tomasem a młodszym stażem dominikaninem. Uważam że obsadzenie w roli Torquemady Mirosława Baki było świetnym posunięciem reżyserskim. Dla mnie to aktor bardzo doświadczony, który samą swą postacią, sposobem gry a przede wszystkim dykcją, wyniósł graną przez siebie postać na wyżyny. Poprzez modulację głosu, Baka oddaje zdolności krasomówcze swego bohatera, a przede wszystkim posłuch, co u odbiorcy sztuki niewątpliwie wzbudza dreszcz strachu.
To co zachwyca, to to, że aktor nie potrzebuje wielu napuszonych gestów czy słów, by siać postrach. Baka zręcznie operuje minimalizmem gry aktorskiej, jednocześnie osiągając perfekcję i oddając najważniejsze, a przez to najmroczniejsze sekrety duszy granego przez siebie bohatera. Bijący z Baki autorytet przyczynia się też do oddania klimatu zastraszenia i pokazuje specyfikę rządów jednostki. Dlatego też godnym przeciwnikiem Inkwizytora jest właśnie Diego. Z romantycznego bohatera, pragnącego podnieść rękę na Kościół i jego jedną z ważniejszych instytucji przeistacza się w zimnego cynika, który zdolny jest do najgorszych odruchów. Tutaj wielkie ukłony należą się fenomenalnemu Piotrowi Biedroniowi, który pomimo młodego wieku, pokazał na scenie ogromny talent aktorski i warsztatowy profesjonalizm.
W kontekście wspomnianych tu dwóch postaci, na uwagę zwracają uwagę inne postaci spektaklu, których reżyser nie starał się zmarginalizować, tylko wręcz przeciwnie ukazał ich charakter oraz role, jakie pełnią w konflikcie między Diego a Tomasem. Wszystko to spowodowało, że powieść Andrzejewskiego ciągle jest aktualna, ponieważ dopóki w życiu ludzkim dominuje zło, egoizm i cynizm (skryte pod kostiumem Inkwizycji). dotąd też istnieje nieograniczone pole do dokonywania oceny kondycji ludzkiego charakteru.
Z kolei odwieczne pytanie czy zło można zwyciężyć?, nadal staje się aktualne.