Poniedziałek tłumaczy klasykę dramatu

Rozmowa z Jackiem Poniedziałkiem

- Grzebiąc przez ponad rok w czyichś tekstach, czyichś często osobistych wynurzeniach, opiniach, wyobrażeniach, przebywa się w czyjejś głowie, duszy, poznaje się czyjąś wrażliwość. Myślę, że tak - poznałem go trochę. Fascynujący, kruchy człowiek o wyrazistej osobowości i z wyrazistymi poglądami na świat - mówi Jacek Poniedziałek o Tennessee Williamsie, którego dramaty przetłumaczył.

Rozmowa z Jackiem Poniedziałkiem, który przetłumaczył dramaty Tennessee Williamsa, autora "Tramwaju zwanego pożądaniem"

Czy to prawda, że z miłości do dramaturga zdecydował się Pan przetłumaczyć jego wybrane dramaty?

- Już bez przesady z tą miłością... Napisałem to we wstępie w bardzo konkretnym kontekście i proszę tego nie przekręcać. Zakochałem się w jego stylu, jego języku, jego bohaterach. To ludzie z krwi i kości. Wprawdzie nikt nie jest tu doskonały, każdy jest poobijany przez los i nikt nie ma czystego sumienia, ale jacy oni są wszyscy wzruszający, zabawni, często błyskotliwi i namiętni. Jacy piękni w swoich kłamstwach i pozach, jacy wewnętrznie bogaci - mimo że często

wielce nieszczęśliwi.

Co sprawiło Panu największą trudność podczas tłumaczenia jego dramatów?

- Było sporo zwrotów pochodzenia francuskiego, sporo pojęć zupełnie lokalnych bądź mało znanych Europejczykom. Do tego niezwykle długie zdania, składające się z wielu fraz, skomplikowane figury językowe. Ale to też była frajda, przygoda poznawcza, nauka! No i wiersze. Tłumaczenie poezji to piekło...

Podejrzewam, że podczas tłumaczenia musiał się Pan wczuć w intencje pisarza...

- Grzebiąc przez ponad rok w czyichś tekstach, czyichś często osobistych wynurzeniach, opiniach, wyobrażeniach, przebywa się w czyjejś głowie, duszy, poznaje się czyjąś wrażliwość. Myślę, że tak - poznałem go trochę. Fascynujący,

kruchy człowiek o wyrazistej osobowości i z wyrazistymi poglądami na świat.

Pańskie odważne tłumaczenie może być niejako spełnieniem marzeń autora, którego teksty były w amerykańskich teatrach cenzurowane. Pana już nic nie ograniczało.

Wykorzystał Pan ten przywilej?

- Jest tam na pewno kilka mocnych słów w języku Bricka w "Kotce na gorącym blaszanym dachu", dotyczących homoseksualizmu. One tam w oryginale istnieją i są

bardzo wyraźne, musiały wówczas i tak szokować. Jednak, aby dziś miały tę samą siłę, musiałem je wzmocnić. I wiele innych, ale proszę nie sądzić, że napisałem te dramaty na nowo. To jest bez wątpienia Tennessee Williams.

Czy podczas pracy nad tłumaczeniem, Williams czymś Pana zaskakiwał?

- Tak, wielką odwagą i współczesnością, aktualnością poruszanej problematyki.

Zderzył się Pan z ikonicznymi dziś postaciami, takimi choćby jak Blanche czy Stanley z "Tramwaju zwanego pożądaniem". Czy ukształtował Pan tych bohaterów na nowo?

- Dałem im po prostu bardziej dzisiejszy język, żeby stali się bardziej nasi, bliżsi. Żeby nie było w ich słowach słychać, że pochodzą z innej planety.

Która z postaci, podczas pracy nad tłumaczeniem, stała się Panu najbliższa?

- Duży Tata z "Kotki na gorącym blaszanym dachu". Mocny, wściekły, do bólu szczery, oschły, brutalny, obcesowy, bezwzględny - a jednak sprawiedliwy, w sercu dobry i czuły ojciec. Figura niemal biblijna. Wspaniale napisana.

A która z postaci Williamsa mogłaby mówić głosem Jacka Po-niedziałka?

- Oj, tu mnie pani zagięła, nie wiem... Może Shannon, pastor i wykolejeniec z "Nocy iguany". Rozmawiała

Urszula Wolak
Polska Gazeta Krakowska
21 listopada 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia