Poper w gabinecie luster

"Poper" - reż: Ana Nowicka - Teatr Nowy w Poznaniu

Ludzkość dzieli się na trójki - dwójka kopuluje, a trzeci jest drużbą. Te słowa, które wyśpiewują aktorzy interpretujący jedną z piosenek spektaklu "Poper", w reżyserii Any Nowickiej, mogłyby stanowić motto tego przedstawienia. Oto na niewielkiej Trzeciej Scenie widzowie znajdują się na uliczce, oddzielającej dwa maleńkie mieszkania; portret małżeński wiszący na ścianie zapowiada, że rzecz dotyczyć będzie perypetii małżeńskich. I nagle, jak w dobrym filmie, zapada zupełna ciemność, początkowe wielkie ściemnienie. Stopniowo budzi się dzień, a widzowie stają się gośćmi sypialni Szwarców.

Pierwszą wielką prawdą płynącą ze sceny jest to, że czasami drobiazg ma w naszym życiu kolosalne znaczenie. Przekonała się o tym Szwarciska (Daniela Popławska), która z powodu błahostki kłóci się z apodyktycznym mężem Szwarcem (Paweł Binkowski) i wystraszona szuka interwencji u swojego przyjaciela i sąsiada, Popera (w tej roli Mirosław Kropielnicki). Poper w tej historii to swoisty trzeci do pary – podkochuje się w Szwarciszce i wcale tego nie ukrywa, natomiast kobieta – niekoniecznie  świadomie i cynicznie – wciąga go w swoje rozgrywki z mężem. Dalszy ciąg to tylko nakręcanie spirali złości, podejrzeń, a przede wszystkim – zazdrości. Szwarc, wściekły na Popera, prosi Boga o śmierć dla konkurenta, Szwarciska, widząc, że jej cichy adorator zamierza żenić się z prostytutką Kulpą, próbuje powstrzymać go szantażem emocjonalnym i obelgami wobec przyszłej panny młodej. Wraz z rozwojem akcji napięcie pomiędzy parami Szwarciska-Szwarc i Kulpa-Poper rozbija się na nie mniej skomplikowane relacje poszczególnych bohaterów, aż do smutnego finału.

Osią spektaklu jest jednak miłość. Szwarcowie kochają się, ale między nimi istnieje także silne pożądanie fizyczne; Poper zaś przejawia skłonności idealistyczne. Małżeństwo doświadczyło miłości we wszystkich jej aspektach, a ich sąsiad rozpaczliwie pragnie uczucia, czy raczej jego formalnej strony – ślubu i dzieci.  Nowickiej udało się pokazać ten dysonans pomiędzy różnymi wizjami miłości bez zbytniego patosu. Kłótnie, jak i sceny miłosne, przywodzą na myśl farsę. Przerysowane kreacje bohaterów uzupełniają zabawne gesty, jak choćby wycieranie nóg przed wyimaginowanymi drzwiami, hiperbolizowana mimika, udawanie stosunku seksualnego. Pogmatwane perypetie bohaterów nawarstwiają efekt komizmu, spotęgowany dodatkowo piosenkami wykonywanymi przez aktorów. Utwory te zresztą nie są barwnym dodatkiem i krokiem w stronę rewii, ale uzewnętrznieniem wszystkiego tego, czego bohaterowie nie potrafili powiedzieć i ubrać w słowa.  Przybliżają więc wyższy poziom metafory Levina, bo to nie tylko opowieść o problemach okołomałżeńskich, ale gorzka historia komplikowania sobie życia na własne życzenie, nieporozumień wynikających z niezrozumienia, źle podjętych decyzji, od których nie ma już odwrotu.  W farsowości bohaterów, ich przerysowaniu, kryje się więc rozpacz, która jest motorem działań, zmierzających ku tragicznemu finałowi.

Od początku poczynaniom aktorów towarzyszy śmiech, ale stopniowo ustępuje miejsca milczącej zadumie, a nawet grozie. Zmiana nastroju nie jest jednak nagła, przebiega stopniowo, niepostrzeżenie. Zupełnie jak w życiu – kiedy o tym, że przesadziliśmy i jest naprawdę źle, dowiadujemy się stanowczo za późno. Taki gorzki śmiech ma właściwości zdecydowanie terapeutyczne. Widz współczuje każdemu z bohaterów w inny sposób i jednocześnie przegląda się w lustrze przez nich skonstruowanym; lustrze, które jak w gabinecie osobliwości, podkreśla  i wyolbrzymia wszystkie wady po to, by w rezultacie wzbudzić szczery śmiech tego, który się w nim przegląda.

Ewelina Szczepanik
Teatr dla Was
6 lutego 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...