Popkulturowy show nie oburza. Raczej nuży

"Dziady" - reż. Radosław Rychcik - Teatr Nowy im. Tadeusza Łomnickiego w Poznaniu

Radosław Rychcik udowodnił, że można przetransponować "Dziady" Mickiewicza na inną kulturę. Tylko wiele z tego nie wynika. Popkulturowy show mnie nie oburza, raczej nuży.

Radosław Rychcik postanowił wyjść naprzeciw tym, którzy twierdzą, że dramat Mickiewicza jest narodowy, zaściankowy, przesiąknięty do bólu polskością, przez co niezrozumiały dla innych.

I dlatego nie przebił się na powszechnej świadomości. Dopatrzył się w nim podobieństw między sytuacją Polski pod zaborami z sytuacją Murzynów walczących o wolność w Stanach Zjednoczonych w latach 60. ubiegłego stulecia.

Guślarz jest Jokerem, Gustaw Konrad - hipisem, członkowie Towarzystwa Filomatów i Filaretów - chłopcami z boiska do koszykówki, Duchy Józia i Rózi to bliźniaczki wyjęte żywcem z "Lśnienia" Kubricka, Ewa - Marylin Monroe (bo komponuje się z prezydentem Kennedym?), Pani Rollinson ucharakteryzowana na Aunt Jemima doskonale znana z etykietek produktów żywnościowych tamtych czasów w Ameryce, Senator - prostak farmer Reżyser nie poprzestał jednak na podobieństwach zewnętrznych. Doszukał się głębszych związków. Gustaw-Konrad wygłasza słynną przemowę Martina Luthera Kinga ("I Have a Dream") i jest to chyba jedyny koncept, który w tej inscenizacji mnie przekonuje, że nie wszystkie analogi są powierzchowne.

Niestety, poznańskie "Dziady" jako widowisko nie wyszły poza popową sieczkę adresowaną do odbiorców MTV. Ciekawe pomysły na pojedyncze sceny (przejmująco zaśpiewana pieśń filaretów na modłę gospel, tylko po co było wszystkich rozbierać, to już jest nudne w teatrze), mieszają się z bełkotem (scena Balu u Senatora z udziałem przedstawicieli Ku Klux Klan). Ciekawy pomysł na Guślarza Joker (świetny Tomasz Nosiński) sprawdza się znakomicie, ginie w akcie drugim, przestaje cokolwiek znaczyć. Nie rozumiem konceptu, że aktorzy grający role Sowy, Kruka są innego koloru skóry, a Pani Rollinson (Maria Rybarczyk) gra w czarnej masce. W pierwszym akcie spodobał mi się sposób mówienia Mickiewiczowskiego wiersza. Ale konsekwencji wystarczyło na ten akt.

Rozumiem, że "Dziady" to dramat do składania, ale zastosowana przez reżysera metoda od scenki do scenki szybko zaczyna nużyć i nie prowadzi do żadnych odkrywczych wniosków interpretacyjnych.

Obawiam się, że świat nie odkryje i nie zachwyci się dramatem Mickiewicza, ale wersja Rychcika może spodobać się młodzieży, tak jak spodobały się i zadomowiły w Polsce zwyczaje halloween.

Stefan Drajewski
Głos Wielkopolski Polska
1 kwietnia 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...