Popremierowy bankiet przed spektaklem, czyli fiordy w Polskim
1. Festiwal Strefa: NorwegiaFestiwal "Strefa: Norwegia" w Teatrze Polskim rozpoczął się z dwugodzinnym opóźnieniem. Tuż przed spektaklem "Górski ptak" Grusomhetens Theater z Oslo spalił się stół operatorów zawiadujących światłami.
Organizatorzy sprytnie wybrnęli z kłopotu, proponując widzom popremierowy bankiet przed występem. A dalej było już tylko lepiej. "Górski ptak" był rzadką okazją, by na teatralnych deskach zobaczyć operę. Do tego po norwesku, z ludowymi instrumentami, muzyką, scenografią. Lars Oyno, reżyser spektaklu, kontynuuje w swoim teatrze tradycję Jerzego Grotowskiego, ale na panelu podsumowującym "Strefę" stwierdził, że teatralna ideologia musi być także zrozumiała dla publiczności. Dlatego balansuje między skomplikowaną formą a komercją. Z sukcesem. Po obejrzeniu (wysłuchaniu) historii miłości młodzieńca z wioski i dzikiej, samotnej dziewczyny, która jako jedyna przetrwała zarazę w dolinie Justedalen, wrocławska publiczność długo oklaskiwała spektakl.
Następnego dnia na scenie kameralnej Teatru Polskiego Halina Rasiakówna, Mariusz Kiljan, Michał Mrozek, Per Bogstat Gulliksen (gościnnie) czytali tekst Ariego Behna "Treningtime". Autor dramatu, prywatnie mąż Marii Luizy, księżniczki Królestwa Norwegii, mógł być zadowolony, Anna Ilczuk (reżyserka "Treningtime") zrobiła ze słodko-gorzkiego tekstu udaną kryminalną farsę. Na kolejnym czytaniu, piątkowym "Wernisażu" autorstwa Cecile Loveid w reżyserii Marii Spiss, zafascynowanej kulturą i teatrem norweskim (była stypendystką Centrum Ibsenowskiego), widzów było mniej niż wcześniej, ale ci, co nie przyszli, stracili niewiele.
Większość osób wybrała się za to na premierę spektaklu "Pani z morza" Henryka Ibsena w reżyserii Piotra Chłodzińskiego, twórcy polsko-norweskiego (żyje w Norwegii od 25 lat). Dramat z 1888 roku, będący krytyką mieszczańskiej hipokryzji, nie stracił wiele ze swej aktualności. Nadal tkwimy w patriarchalnym modelu społeczeństwa. Tytułowa pani z morza, Ellida (Marta Zięba), rozczarowana i samotna, męczy się w małżeństwie z podstarzałym wdowcem, doktorem Wangelem (Dariusz Maj), będąc w dodatku nieakceptowaną przez dwie pasierbice. W czterech ścianach toczy się życie, w którym mimo pozorów zadowolenia i sztucznych uśmiechów, każdy jest tak naprawdę głęboko nieszczęśliwy. Symbolem tej dusznej i fałszywej gry jest wyzwalający taniec aktorów w rytm hitu Lady Gagi "Poker face".
Ci, którzy spektaklu nie zdążyli zobaczyć podczas "Strefy: Norwegia" (a było warto), będą mieli na to szansę jesienią, bo "Pani z morza" wejdzie na stałe do repertuaru wrocławskiego Teatru Polskiego.
Festiwal zakończył się w sobotę. Podczas podsumowującego go panelu rozgorzała debata o sensie kontynuowania we współczesnym teatrze myśli Grotowskiego. Pełne pasji rozmowy przerwała dopiero Ewa Skibińska, która zaprosiła festiwalowych gości i widzów na kończący sezon 2009/2010 bankiet dwa piętra wyżej. Sztuka musiała ustąpić miejsca winu, a dyskusja została odłożona na jesień.