Postawiłam na Poznań, bo daje mi szansę rozwoju

Rozmowa z Anną Mierzwą

- Mam świadomość, że zawód aktora jest zawodem tułaczym. Jestem tam, gdzie jest mi dobrze - teraz w Poznaniu tak właśnie jest - rozmowa z Anną Mierzwą, aktorką Teatru Nowego.

Stefan Drajewski: Przez sześć lat obecności w Teatrze Nowym zagrała kilkanaście ról. W każdej Anna Mierzwa pokazuje nową twarz, odkrywa nowe możliwości. Każda rola jest przepustką do następnej. Pojawiła się Pani w Poznaniu w 2008 roku z grupą kolegów z krakowskiej PWST, by wystąpić w "Śnie nocy Letniej" Możdżera i Kościelniaka. I została Pani.

Anna Mierzwa: Byłam na trzecim roku studiów, kiedy do Krakowa przyjechał ówczesny dyrektor, Janusz Wiśniewski, i zrobił nam przesłuchanie. Po tygodniu dostałam telefonz propozycją etatu. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że zagram w "Śnie nocy letniej". Natychmiast popytałam profesorów Wszyscy mówili: "bierz". Podobną propozycję otrzymała również Basia Kurdej. Poznań leży bardzo daleko od mojego rodzinnego Tarnowa. Wcześniej nigdy nie byłam w Poznaniu.

Na szczęście w "Śnie" występowali moi krakowscy koledzy, więc nie czułam się osamotniona.

Czyli, takie przedłużenie szkoły?

Anna Mierzwa: Trochę tak. Janusz Wiśniewski zaangażował wtedy dość dużą grupę młodych aktorów. Muszę przyznać, że szybko odnalazłam się w zespole Teatru Nowego. Wszyscy przyjęli nas bardzo miło. Siłą "Snu" była właśnie nasza młodzieńcza energia.

Potem przyszły zastępstwa.

Anna Mierzwa: Dla młodego aktora to bardzo dobra szkoła warsztatu: trzeba się szybko nauczyć roli, dostosować do grupy, przełamać swoje bariery. Pierwsze zastępstwo zrobiłam w spektaklu "Sześć postaci scenicznych szuka autora". Była to niewielka rola. Czułam, że starsi aktorzy przyglądają mi się, obserwują na scenie, testują mnie.

Szybko dołączyła Pani do grupy aktorów grających w autorskich spektaklach Wiśniewskiego: "Lobotomobil" i "Bestia". Jak się Pani odnajdywała w teatrze formy, stylistyce, której najprawdopodobniej nie uczy się w szkole teatralnej?

Anna Mierzwa: To specyficzna praca. Wiśniewski rzucał nas na głęboką wodę. Nie znałam takiego teatru. Początkowo nie wiedziałam, jak to ogarnąć, zwłaszcza że Wiśniewski nie budował postaci, dawał kawałki tekstu i powtarzał: "Nie ma ciągłości postaci", "odcinacie się od poprzedniej sceny". Myślę, że odnalazłam się w tym sposobie pracy, co Wiśniewski docenił, zapraszając mnie do pracy w kolejnych spektaklach.

Lubi Pani sytuacje, kiedy musi sobie radzić sama?

Anna Mierzwa: Chyba nie miałam takich sytuacji, że ktoś mnie prowadzi za rękę. Lubię wyzwania, przestrzeń do działania w pracy nad rolą, kiedy reżyser zaraża mnie swoją wizją spektaklu i inspiruje. Jednocześnie wierzę, że nie pozwoli mi zabrnąć w rejony, które nie zgadzają się z jego obrazem przedstawienia.

W trzecim sezonie bycia na scenie zagrała Pani Norę w "Domu lalki" Ibsena.

Anna Mierzwa: Ta propozycja pojawiła się wraz z objęciem dyrekcji Teatru Nowego przez Piotra Kruszczyńskiego, który zapowiedział, że każdy dostanie swoją szansę i zobaczymy jak ją wykorzysta. Nie wiedziałam od początku, że będę grała Norę. Próby zaczęliśmy od improwizacji i dopiero stopniowo kształtował się tekst przedstawienia i wyklarowały się role. Michał Siegoczyński wraz z dramaturgiem Szymonem Adamczakiem zdecydowali się przepisać tekst Ibsenowski na nowo, zachowując fabułę dramatu, ale umieszczając go w świecie show-businessu.

Pracowaliśmy nad spektaklem niemal 9 miesięcy. Mało kto wie, że jednym z elementów przygotowań do premiery był eksperyment, polegający na tym, że obsada "Domu Lalki" została zamknięta na trzy dni w apartamencie pod obserwacją kamer. Materiały z tego etapu prac posłużyły do tworzenia poszczególnych scen i są wykorzystywane do promocji spektaklu. Powiedzmy sobie szczerze, to jest Ibsen "wykręcony" we współczesny sposób. Zależało nam w pracy nad spektaklem, żeby ważne Ibsenowskie tematy znalazły swoje odzwierciedlenie i w naszej "wersji".

Zaraz po "Domu lalki" zagrała Pani w "Imperium" Cezarego Studniaka.

Anna Mierzwa: "Imperium" to propozycja na scenę muzyczną Teatru Nowego i pierwotnie miała w nim grać Oksana Hamerska. Okazało się jednak, że jest w ciąży. Cezary Studniak, który widział mnie w "Domu Lalki", zaproponował żebym to ja zagrała w tym spektaklu. W zaistniałej sytuacji na przygotowanie roli od podstaw zostało mi nieco mniej czasu niż było to przewidziane, stąd próby były bardzo intensywne. Było to dla mnie wyzwanie. Po pierwsze w spektaklu śpiewamy po rosyjsku, co prawda kiedyś uczyłam się tego języka, nie miałam jednak okazji do używania go; po drugie "Imperium" to spektakl oparty tylko na dwójce aktorów. Z Michałem Kocurkiem musieliśmy wypracować zatem ogromne zaufanie wobec siebie.

Podobna sytuacja była z przedstawieniem "Chodź na słówko" Maliny Prześlugi, spektaklem, którego premiera odbyła się pod szyldem Centrum Sztuki Dziecka.

Anna Mierzwa: To się działo niemal równolegle. Rano próbowałam "Imperium", gdzie poruszaliśmy się z moim scenicznym partnerem w mrokach rosyjskiej duszy, a wieczorem biegliśmy na próby "Chodź na słówko" do zamku. I tam dokonywało się w nas jakieś oczyszczenie. To była wielka radość. Na sukces tego spektaklu złożył się nieprzeciętny tekst, reżyser Jerzy Moszkowicz, który jest cudownym człowiekiem, i my - aktorzy. W momencie, kiedy złapaliśmy konwencje spektaklu, zaczęliśmy się sami przednio bawić na próbach i za każdym razem czerpiemy ogromną przyjemność z grania tego spektaklu.

Inaczej gra się dla dzieci niż dla dorosłych?

Anna Mierzwa: Tak samo. Choć dzieci to wyjątkowo wdzięczna publiczność. Czasami siedzą grzecznie i oglądają, a następnie jakby się zmówili, przychodzą same huncwoty i trzeba ich jakoś złapać, zapanować nad nimi. Dzieciaki za każdym razem reagują inaczej, w innych momentach się śmieją, ale zawsze ich reakcje są prawdziwe i niewymuszone. Z taką publicznością nie ma mowy o rutynie.

Nowy sezon i nowe wyzwania. Na początek Adela z "Domu Bernardy Alba".

Anna Mierzwa: Adela wydawała mi się "papierową" postacią, którą trzeba natchnąć "życiem". Łatwiej mi było wyobrazić sobie pozostałe role, zdecydowanie bardziej wyraziste. Adela ukrywa swoje emocje, ma swoje sekrety, podobnie jak Gombrowiczowska Iwona. To wyzwanie grać introwertyczkę w teatrze, w którym przecież wszystko się uzewnętrznia.

Jak Wam się pracowało w babskim gronie?

Anna Mierzwa: Specyficznie. Raz się kochałyśmy, innym razem się nienawidziłyśmy. Ale reżyserka Magda Miklasz wiedziała, co chce zrobić, jak podejść do każdej z nas i jak wykorzystać atmosferę panującą na próbach.

W końcu każda z nas ma swój charakterek i każda z nas szła po swoje.

Pani poszła po Piekarzową w "Testamencie psa", rolę, która jest przeciwieństwem Adeli

Anna Mierzwa: I na tym polega urok bycia aktorką. Gdyby następna rola była podobna, groziłoby mi zaszufladkowanie. A tak mogłam pokazać zupełnie inną twarz. Lubię różnorodność.

Cywińska Panią zaprosiła, czy sama Pani się "wepchnęła"?

Anna Mierzwa: Pani Izabella zobaczyła mnie w "Imperium" i zaprosiła mnie do "Wiśniowego sadu". To chyba jest tak, że każdą rolą pracuje się na kolejne. Taki jest ten zawód, jak mawia nasz dyrektor: nie ma demokracji w teatrze. Póki co mam szczęście, że tacy twórcy jak Cywińska, chcą ze mną pracować.

Dała Pani wolną rękę?

Anna Mierzwa: Stresowałam się przed tym spotkaniem. Wielka reżyserka, silna kobieta... Miałam świadomość, że część zespołu przez lata współtworzyła teatr Cywińskiej. Ale już po pierwszej próbie nawiązała się pomiędzy nami nić porozumienia. Ona doskonale wiedziała, czego chce i potrafiła to wyartykułować. Zaufała mi, była otwarta na moje propozycję. Bardzo dobrze wspominam ten czas.

Zakorzeniła się już Pani w Poznaniu?

Anna Mierzwa: Chyba coraz bardziej. Był czas, że krążyłam pomiędzy Poznaniem a Warszawą. Jednak takie życie w "rozkroku" nie pozwalało mi się w pełni skoncentrować na pracy, a przede wszystkim na życiu "tu i teraz". Postawiłam na Poznań, który daje mi szansę rozwoju. Staram się ten czas wykorzystać jak najlepiej. Pomimo to mam świadomość, że zawód aktora jest zawodem tułaczym. Jestem tam, gdzie jest mi dobrze - teraz w Poznaniu tak właśnie jest.

Stefan Drajewski
Polska Głos Wielkopolski
3 marca 2014
Portrety
Anna Mierzwa

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...