Postdramatyczna, poświęcona poprawność
"Charlie bokserem" - reż. Piotr Cieplak - Teatr Wybrzeże w GdańskuPostdramatyczna, poświęcona poprawność. "Charlie bokserem" na przystawkę w Teatrze Wybrzeże. Premierowa sztuka na otwarcie sezonu i sceny sopockiej
Teoretycy teatru uczą i przekonują, że teatr to forma niezwykle pojemna, nie poddająca się schematom, semiotyce i czasowi. Podejmując akademickie rozważania nad teatrem w ogóle lub nad jego poszczególnymi elementami, a nawet „drążąc” konkretne spektakle, odwołują się do prawd, podważając prawdy inne, będąc w zgodzie zarówno ze sobą, jak i koncepcją teatru oraz jego inscenizatorów. Ustanawianie poprzez wypieranie i eliminację, niekiedy metodą bezkompromisową. Jak zatem ocenić przedstawienie ryzykujące jednoznaczne sądy i style poprzez konstrukcję i dekonstrukcję, co tyleż skłania odbiorcę do aktywności intelektualnej, co wywołuje w nim zamieszanie?
Piotr Cieplak zrobił spektakl autotematyczny, łączący sztukę taneczną, burleskę, dramat i postdramat, stand up comedy, wizualizacje i slapstickową adaptację filmową. Zajął się artystycznymi i cywilizacyjnymi skłonnościami do mitologizowania, tworzenia i utrwalania sztuki, uwarunkowaniami miejsca i czasu, które determinują artystę i wpływają na odbiorcę. Ambitnym uczestnikom zdarzenia premierowego postawił niebanalne zadanie rozpoznania dzieł malarstwa całej galerii twórców ( w większości prezentowanych w paryskim Muzeum d\'Orsay ) – modnych, „chodliwych” i w dobrym tonie, czyli min.: Muncha, Hoppera, Picassa, Wróblewskiego, Renoira, Bacona, Caravaggia, Goyę, Degasa, Vermeera. Obrazy kulturowo utrwalone, jednak bez specjalnego porządku i uzasadnienia. Wybór zdawał się być jedynie wypadkową zamiłowań reżysera, podobnie jak wybrane zagadnienia z historii starożytnych cywilizacji, architektury i rzeźby. Skompletowane – nie wywołały poruszenia, nie obraziły, nie drasnęły pazurem, bardzo bezpieczne, bardzo poprawne. Rozmowa o sztuce, w tym o jej przeżywaniu w wydaniu minimum, trąci anachronizmami, biorąc pod uwagę historię teatru. Nie rozgrzewa, nie naprowadza, niczego nie zamyka ani otwiera, po prostu reżyser zarezerwował sobie trochę czasu na delikatny komentarz.
Kwadrans Chaplina, tak mogłoby nazywać się przedstawienie. Dopracowana do perfekcji sceniczna adaptacja filmowego pojedynku na ringu pomiędzy Charliem i Rzeźnikiem z Bostonu ze „Świateł wielkiego miasta” Chaplina z 1931 roku ( 16 lat po filmie „Charlie bokserem”). Ten niemy film był pewnego rodzaju rarytasem i fanaberią strukturalną Chaplina, który uparł się na taką formę, mimo że dźwięk wszedł już do kina. Piotr Cieplak także nie uległ pokusie dźwiękowej i zaprezentował niemą scenę walki ze świetną, dynamiczną muzyką zespołu Kormorany. Aktorzy doskonale opanowali ruch i slapstikową mimikę, umiejętnie kreując obraz. Zaczarowani widzowie uśmiechali się i wybuchali śmiechem, bawieni przerysowanymi ruchami Leszka Bzdyla, grającego uroczego, niezgrabnego boksera, który „odważnie ucieka” przed ciosami przeciwnika. Bzdylowi należą się szczególne słowa uznania. Stworzył przemyślaną, dojrzałą kreację, z ogromną swobodą pokazując świat swojego bohatera (na pewno wygrałby w konkursie na sobowtóra Charlie Chaplina, który to sam stając pewnego razu do takiej rywalizacji, zajął dopiero 3 miejsce!). Interesująco partnerował Bzdylowi na bokserskim ringu Piotr Łukawski. Mimo nieco atletycznej budowy ciała, sprawnie przesuwał się kroczkami po scenie, pamiętając o koordynacji ruchów, czujności, choć ta oczywiście sekwencyjnie była zaplanowana i nastawiona na reakcję publiczności (przyjemnie było patrzeć na tego aktora lepiej grającego ciałem niż głosowo przekonującego do swoich racji). Marek Tynda w roli sędziego pokazał, że dobrze czuje się w roli mima. Towarzyszący dwóm bokserom trenerzy byli umiejętnie choreograficznie ustawieni, wpisując się w konwencję teatru jarmarcznego. Piętnastominutowa scena walki przejdzie na pewno do anegdotycznych opowieści trójmiejskiego świata teatralnego jako przepyszna migawka tego, co w teatrze osiągnąć można, a nawet trzeba – zahipnotyzować widza.
Dekonstrukcją przedstawienia zajął się programowo Maciej Adamczyk, „Porywacz ciał” z Poznania. Początkowo zdawał się zjednywać przychylność widza, rozpoznając jego bieżące wątpliwości interpretacyjne, jednak po stosunkowo niedługim czasie, denerwował oczywistościami łączonymi dość wylewnie z zadawaniem pytań i mieszaniem w głowie uważnego słuchacza. Dobrze, że sam schodził ze sceny, bo być może doszłoby do happeningu polegającego na „technicznym” zdjęciu „tego pana” ze sceny. Tłumaczenie publiczności tego, co widzi, odwoływanie się do najprostszych skojarzeń irytowało, lecz nie wprowadzało potrzebnego i długoterminowego sporu o teatr, twórcę i jego dzieło.
Co na pewno zapamiętam, poza bokserskim pojedynkiem ? Muzykę zespołu Kormorany. W różnych historycznych odsłonach, raz lepiej, raz gorzej, na Scenie Kameralnej w Sopocie zaprezentowali interesujące aranżacje. „Psychodelia, jazz, rock, pop, ambient, muzyka dawna, klubowa, elektronika, dub - to wszystko i wiele więcej słychać w muzyce Kormoranów. W stronę etnicznych klimatów pchają zespół ludowe instrumenty takie jak lira korbowa, cymbały, afrykańska kalimba, brazylijski berimbaoo czy australijski didgeridoo. Jak nazwać tę ilustracyjną mieszankę pełną dziwnych dźwięków, momentami głośną i agresywną, kiedy indziej cichą, spokojną, melancholijną? Najprościej i chyba najbardziej trafnie określi to jeden termin: kormo-muzyka.”(za: La Musica Teatrale" zespołu Kormorany"Rafał Zieliński, Gazeta Wyborcza). Nic dodać, nic ująć. Trafnie i obrazowo.
Piotr Cieplak jest nietypowym reżyserem, który nie próbuje kreować się na wielkiego znawcę i inscenizatora. Pozostaje skromnym człowiekiem, który wykonuje dobrze swoją robotę, proponując proste i wymowne, dopracowane rozwiązania sceniczne. Dogaduje się z aktorami, dając im dużo swobody i intuicyjny kredyt zaufania. Chce lepiej, wyżej, ale bezpiecznie, wciąż poprawnie, zostając w zgodzie ze światem deklaratywnym , lecz nie alternatywnym. Cieplak przemawia, ale nie tworzy przypowieści, zajmuje stanowisko, lecz nie krzyczy, godząc się na spokojną sławę. Sopockie przedstawienie powinno zostać piękną odsłoną na otwarcie sezonu i tej sceny, nie ryzykując kolejnych wystawień. Kuluarowe dyskusje mieściły w sobie dużo poprawności (zapewne ze względu na osobę arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego, który budynek uroczyście i politycznie poprawnie poświęcił), jednak słusznie przebijały się głosy o niewykorzystaniu szansy na kontestację, na bunt i anarchię. Widowisko w nowoczesnej i apetycznej oprawie, bo bankiet spodobał się najwybredniejszym, było wykwintnie i wielkomiejsko.
Charlie bokserem. Scenariusz: Maciej Adamczyk, Leszek Bzdyl, Piotr Cieplak, reżyseria i autorstwo: Piotr Cieplak, scenografia: Andrzej Witkowski, muzyka: Paweł Czepułkowski (Kormorany), Michał Litwiniec (Kormorany), ruch sceniczny: Leszek Bzdyl.
Obsada: Emilia Komarnicka, Małgorzata Oracz, Karolina Piechota, Piotr Chys, Piotr Łukawski, Marek Tynda, Leszek Bzdyl – gościnnie, Maciej Adamczyk – gościnnie. Teatr Wybrzeże, Scena Kameralna w Sopocie, czas spektaklu: 1h 20 min.