Poszukuję sytuacji prekulturowych

rozmowa z Leszkiem Mądzikiem

Mnie od zawsze na przykład interesowało cierpienie, penetrowanie cierpienia. Dotykanie tego, co pierwsze. Życie można tłumaczyć brakiem sensu - jak robił to chociażby Nietzsche, lub sensu poszukiwać. Wybieram tę drugą możliwość - wobec bólu, śmierci, przemijania istnieje przecież nadzieja, chcę ją widzieć.

Z reżyserem spektaklu „Przejście” prezentownym na Gliwickich Spotkaniach Teatralnych rozmawia Anna Gębala.

Anna Gębala: Spotykamy się przy okazji Pana spektaklu „Przejście”, do którego muzykę skomponował Tomasz Stańko. Odnoszę wrażenie, że powracają w niej inspiracje liturgicznymi pieśniami błagalnymi.

Leszek Mądzik: Prawdę mówiąc, również mam takie odczucia. Jednak – nawet, jeśli są one prawdziwe – nie wynika to z żadnych moich wcześniejszych ustaleń ze Stańką. Gdzieś tam intuicyjnie wiedziałem, że trąbka swą barwą wywoła pewną nostalgię, stworzy nastrój żałobny – i to przecież jak najbardziej koresponduje z przekazem spektaklu.
Od wielu lat zauważam taką prawidłowość, która pojawia się we współpracy z dobrze mi znanymi artystami. Niepotrzebne są nam słowa. Trochę, jak pomiędzy dwojgiem zakochanych, gdy wspólne konstatacje przychodzą bez konieczności dyskusji. Nawiązuje się wyczuwalne, bezsłowne porozumienie.

Pana teatr w ogóle do bezsłowności się ucieka – język odnajdujemy w stanie przemilczenia.

Dokładnie tak. Mnie nie interesuje typowa dla literatury anegdota. Poszukuję sytuacji prekulturowych. Tych poruszeń i emocji, które potrafią znaczyć bez otoczki uwarunkowań różnego rodzaju. Rezygnuję zresztą nie tylko ze słów, ale także z przesytu w ogóle, interesuje mnie ubóstwo.

A jednak, w zetknięciu z owym ubóstwem widz doznaje wrażenia obfitości. Spotęgowany mrok, jakże istotny w „Przejściu”, zmusza do rozpoznawania od nowa tego, co było już oswojone.

O taką dramaturgię właśnie mi chodzi. O dramaturgię, którą buduje światło – właściwie cała sytuacja zbudowana jest ze światła. Ono nie tylko zresztą ma moc kreacji, ale także burzenia.

Irena Sławińska nazwała Pana teatr teatrem egzystencjalnym, teatrem w duchu egzystencjalizmu chrześcijańskiego.


Pogodziłem się już z tym, że pewne fakty niosą z sobą określone konotacje...

Scena Plastyczna KUL nasuwa je poprzez relacje z konkretnym środowiskiem.

Tak jest. Ja jednak uważam, że człowiek w ogóle jest sakralny. I nie ma to związku z żadną konkretną filozofią, czy religią. Podobnie, jak ze swojej natury człowiek jest niewerbalny, tak samo z natury jest sakralny – nawet w momentach, gdy głęboko zanurza się w tym, co zwyczajowo rozumiane jest jako profanum.

W tej samej książce ("Leszek Mądzik i jego teatr", Warszawa 1998), w której Sławińska podejmuje próbę scharakteryzowania Pana działalności artystycznej - Andrzej Wajda wyznaje, że gdyby Pana nie było, trzeba by było Pana wymyśleć. Jak wymyśleć Leszka Mądzika? Gdzie widzi Pan swoje inspiracje, fascynacje?

Sądzę, że wszystko jest związane personalnie, z konkretną osobą. Mnie od zawsze na przykład interesowało cierpienie, penetrowanie cierpienia. Dotykanie tego, co pierwsze. Życie można tłumaczyć brakiem sensu – jak robił to chociażby Nietzsche, lub sensu poszukiwać. Wybieram tę drugą możliwość – wobec bólu, śmierci, przemijania istnieje przecież nadzieja, chcę ją widzieć.

Parafrazując Marcina Świetlickiego, trzeba by wreszcie zapytać: który spektakl Leszka Mądzika Leszek Mądzik lubi najbardziej?

Zawsze, kiedy kończyłem kolejny spektakl wydawało mi się, że to ten ostatni jest właśnie najlepszy. Z perspektywy czasu przyznać muszę jednak, że dwa są mi szczególnie bliskie. Pierwszy z nich to „Wilgoć”. Tam po raz pierwszy odważyłem się na odejście od literackiej anegdoty. Co prawda już wcześniej rezygnowaliśmy z użytkowania słów, jednak przed „Wilgocią” sądziłem, że nie ma ucieczki przed mitem. Wielokrotnie odnosiłem się przecież do opowieści chociażby biblijnych. W „Wilgoci” natomiast po raz pierwszy wyzwoliłem się spod tego jarzma. Drugim, ważnym dla mnie spektaklem byłoby przedstawienie „Odchodzi”, nawiązujące oczywiście do książki Różewicza „Matka odchodzi”. Z tym, że ja zrezygnowałem z „matki”. Przecież każdy z nas odchodzi, „odchodzenie” dotyka każdego ludzkiego istnienia. Lubię ten spektakl. Przedstawiałem go wiele lat i zresztą ciągle to czynię.

Anna Gębala
Dziennik Teatralny
16 maja 2011
Portrety
Leszek Mądzik

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...