Potęga public relations we współczesnym świecie

"Exit 8" - reż. Jerzy Lach - Teatr Praga w Warszawie

Akcja teatralna sztuki "Exit 8" toczy się wartko przez dokładnie tyle czasu, ile trwa mecz piłkarski. Przypomina zresztą grę do jednej bramki. Z jednej strony mamy grupę starych, profesjonalnych wyjadaczy, a na drugiej połowie placu gry znajdują się kandydaci zabiegający o uznanie mistrza ceremonii castingu

Autorzy tej dziwnej komedii ludzkiej: Edi Pyrek i Jerzy Lach, dobrze znają środowisko twórców kampanii marketingowych. Słuchając padających na scenie dialogów i obserwując sportretowane charaktery postaci można także odnieść wrażenie, że znamy je z plotek w kolorowych magazynach, a także z audycji radiowych i programów telewizyjnych. Reżyser i współautor sztuki, Jerzy Lach, skupił całą akcję wokół terminalu na lotnisku. W odpowiedniej chwili urządzenia techniczne stanowiące wyposażenie tej przestrzeni pełnią taką funkcję, jakiej wymaga akcja teatralna. To inteligentne wykorzystanie kostiumu i rekwizytu prowadzi do bardzo czytelnego wywodu na temat współczesnego świata wartości, moralności, religii i ludzkich zachowań. Gdyby w porę nie pojawili się krytycy metody Pawłowa, to po obejrzeniu sesji castingowej widz byłby skłonny sądzić, że prowadzący nabór jest wszechmocnym demiurgiem, a ludzie są niczym króliki doświadczalne, tyle że nie w klatkach, a zamknięci z własnej woli na lotniskowym terminalu.

Oczywistym skojarzeniem jest postać protagonisty, który dyryguje masą ambitnych kandydatów w sposób do złudzenia przypominający prezentacje Tymochowicza. Podobnie jak on wykreował Andrzeja Leppera na politycznego przywódcę, tak też i jego sceniczny sobowtór czyni to samo z niskim, grubawym jegomościem, ostatecznie zdecydowanie wygrywającym wybory prezydenckie. Różnica polega na tym, że nic nie wiemy o moralnych rozterkach pierwowzoru, zaś bohater sztuki "EXIT 8" przeżywa stres (jak większość ludzi), miewa niekonsekwentne zachowania tęskniąc do uczciwego, prostego życia w prawdzie i harmonii. Nawiedzają go koszmary, słyszy głos małego chłopca, którym jest on sam sprzed lat. Dokładnie ten sam zabieg zastosował światowej sławy aktor, Antony Quinn, w bardzo osobistej autobiografii: "Grzech pierworodny". Zwierzył się później, że napisanie tej książki było dla niego swoistą formą autoterapii.

Dla scenicznego Jana Midasa, który miernotę zamienia w złoto, nie ma ratunku. Nie wkracza się dwa razy do tej samej rzeki i nie na każdego działa tak samo to samo lekarstwo. Ten finał z osamotnionym, zdradzonym, a niegdyś potężnym twórcą sukcesu, wydaje się najsłabszy, a nawet trochę zbyt tani i naiwny, żeby można było w to uwierzyć. Nie przekreśla to jednak walorów dramatu rozgrywającego się pomiędzy uczestnikami wielkiej gry o sławę, bogactwa i zaszczyty. Twórcy spektaklu wykazali się wielką fantazją, a jednocześnie dyscypliną, która zogniskowała wszystkie inscenizacyjne pomysły w koherentną całość. Wybija się z tego zdyscyplinowanego porządku zdarzeń scena z zakonnicami i śpiewającym "Ave Maria" bosym biskupem odzianym w ornat bez dessus. Rozumiem, że autor zapragnął błysnąć dowcipem, a wyszedł mu dowcipas w stylu prowadzonych w mediach dyskursów na wizji. Intelektualista, który nie przywali klerowi, jest widocznie uznawany za odstającego od mainstreamu prowincjalnego artystę. Ten sam artysta świetnie cytuje scenę zabawy Hinkela (w filmie "Dyktator") z ziemskim globusem. W oryginale ten prześmieszny balecik wykonuje Charles Chaplin, tu odpowiednikiem staje się przyszły prezydent. W Teatrze Praga pokaz premiowanego wyborem kandydata jest równie zabawny i perfekcyjnie wykonany.

Chociaż jest to przedstawienie z wyczuciem vis comica właściwym wszystkim występującym aktorom, to jednak śmiech uwiązł gdzieś w gardle i nie rozlega się, pomimo świetnej inscenizacji i dialogów. Od pierwszej do ostatniej sceny owej satyry społecznej staje się równocześnie "smieszno i straszno". Nie chcę w tej sztuce nikogo wyróżniać, bo cały zespół aktorski współgrał ze sobą niczym szwajcarski zegarek, jednak w tej ekwilibrystycznej grze olbrzymią rolę pełni choreografia Anki Jankowskiej i Izy Chlewińskiej. To one sprawiły, że akcja teatralna "EXIT 8" jest szeregiem świetnie skompilowanych cytatów i przypomina do złudzenia numery z musicalu "Kabaret". Podobnie scenografia Jerzego Lacha i kostiumy współpracującej z nim Małgorzaty Gałaś stapiają się niezauważalnie z akcją teatralną tworząc integralną całość, dopełniając reżyserską wizję przypowieści na temat potęgi public relations we współczesnym świecie.

To bardzo kosztowna gra, często okupiona życiem jej uczestników. Klęska Jana Midasa - pokonanego manipulatora, dawnego Demiurga, przypomina postać wynalazcy unicestwionego przez własną machinę, która jest zbyt skomplikowana dla ludzkiego rozumu. Zawsze pozostanie jakaś tajemnica, której nie będziemy w stanie do końca rozpoznać. I to ona potrafi doprowadzić człowieka do zagłady. Tego jednak w sztuce "EXIT 8" nie znajdziemy, choć spektakl Jerzego Lacha prowokuje refleksje takiej natury. Jest za to dużo więcej śmiechu i powagi, niż zdołałem przekazać w tej krótkiej recenzji. Aby się o tym przekonać, warto przyjść do Fabryki Trzciny na warszawskiej Pradze gdzie grają, tańczą i śpiewają aktorzy Teatru Praga... Ach, jak oni to grają!

Zbigniew Kowalewski
ksiazeizebrak.pl
10 lutego 2011

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...