Potiomkinowskie rzeki
"Rosyjski kontrakt" - reż. Krzysztof Rekowski - Scena PrzodownikTo zaskakujące jak krótka jest ludzka pamięć. Nad Wisłą zaczytujemy się w Dostojewskim czy Tołstoju. Nawet Nikołajowi Ostrowskiemu przebaczono jego uwikłanie w system komunistyczny. Płatonow kojarzy się zaś powszechnie jedynie z tytułem czechowowskiego dramatu. Nie można jednak odmówić wartości literackiej "Czewengurowi". Sam twórca "Wykopu" był osobą równie zagadkową jak jego dzieła.
Dzisiaj trudno jest jednoznacznie ustalić, jakie naprawdę były poglądy polityczne Płatonowa. Z jednej strony potrafił napisać pean ku chwale Stalina. Co ciekawe, tekst o panegirykach na cześć generalissimusa powstał w momencie śmierci syna pisarza. Chłopak zmarł zresztą na gruźlicę wynikłą z pobytu w łagrze Z drugiej strony Płatonow był szykanowany przez sowieckich krytyków, których nie przekonywały jego serwilistyczne nieraz deklaracje. Znamy to - podobnie było przecież z Majakowskim czy Meyerholdem. Groteska utworów Płatonowa miała być sposobem obchodzenia cenzury. W tekstach pisarza nowomowa łączy się przecież z przewrotnym ujmowaniem radzieckiej rzeczywistości.
Krzysztof Rekowski zmierzył się ze słynnym opowiadaniem "Epifańskie śluzy". Przeniesienie języka prozy na scenę wiąże się z ryzykiem zmącenia kompozycji. Narracja "Rosyjskiego kontraktu" (mało zgrabny ten tytuł) jest jednak wartka i płynna. Reżyser znalazł równowagę między wątkiem osobistych rozterek Perry'ego, a opisem rosyjskiej rzeczywistości. Z listów Bertranda do ukochanej Mary wyłania się obraz Rosji za rządów Piotra Wielkiego. Przedstawienie na Olesińskiej staje się tym samym rodzajem zapisu ludzkiego zaślepienia.
Perry jest angielskim inżynierem, który otrzymał od cara zlecenie budowy kanału łączącego północ kraju nad Wołgą z Morzem Czarnym. Wizja sowitego wynagrodzenia i uznanie monarchy pchają Bertranda do działania. Wkrótce okazuje się, że tworzenie nowej linii wodnej jest przede wszystkim pozbawione sensu. Suchy klimat odsyła w niebyt marzenia o kanale, po którym mogłyby przepływać okręty wojenne. Do wykopów angażowani są chłopi, którzy pozostawiają swoje pola niezadbane. Wszystko z powodu igraszki cara - "ma być europejsko".
Oskar Hamerski gra zblazowanego dżentelmena z fajką. Za angielską dystynkcją kryje się jednak niepewność. Perry podejmuje decyzje obfite w złowieszcze konsekwencje. Składa swój podpis pod wyrokiem śmierci na chłopów odmawiających pracy przy budowie kanału. W imię realizacji zlecenia rujnuje swoje życie prywatne - Mary zostawia go, argumentując odejście brakiem miłości. Na rozwieszonej z tyłu sceny białej kurtynie wyświetlane są projekcje pokazujące Perry'ego samotnie przechadzającego się po opustoszałej Stoczni Gdańskiej. Oto, co zostało z waszej techniki - powiada Rekowski za Płatonowem. Ta sama biała zasłona opada na koniec spektaklu, niczym zlatująca "kurtyna kłamstw".
Zaskakująca jest ślepa wiara Bertranda w cara. Monarcha może grozić inżynierowi, ale ten i tak ma dla Piotra pełne uwielbienie. I to nawet wtedy, gdy ten mu grozi. Przypomina się przykład Woltera i carycy Katarzyny. Władczyni Rosji owinęła sobie wokół palca filozofa, który niczym "pożyteczny idiota" chwalił Kreml w całej Europie. Ten aspekt wywołuje także skojarzenia z "Herbatką u Stalina" Ronalda Harwooda. Tam rolę Perry'ego i Woltera przejmuje G.B. Shaw. Każdy z tych przykładów pokazuje, jak fascynacja Zachodu (zwłaszcza inteligencji) Rosją wynika ze zwykłej naiwności i głupoty. Car Piotr (Marcin Sztabiński) składa tradycyjny na Wschodzie braterski pocałunek na ustach Bertranda. Jakże prześmiewczo wygląda wobec tego ostatnia scena, w której Perry ma zostać zgwałcony przez władcę tuż przed egzekucją Finał wyraźnie podkreśla prawdziwy charakter całej tej afirmacji Wschodu.
Ale "Rosyjski kontrakt" to nie tylko Bertrand. Jego ukochana Mary zrywa z nim, ale sama przypomina znudzoną szlachciankę. Gdy tłumaczy powody swojego odejścia, robi to bez emocji. Wydaje się, że przyczyną rozstania była także próżność kobiety. Agnieszka Roszkowska bawi się swoją postacią, raz grając na wysokich emocjach, a raz stwarzając wrażenie dystansu. Car Piotr przypomina Heliogabala. Uwielbia orgie i pijaństwo, ponadto próbuje sił w różnych dziedzinach - bycie dentystą skutkuje śmiercią kilkunastu pacjentów. Sztabiński daje swojej postaci arogancję połączoną z pewnego rodzaju przenikliwością. Car nie jest głupi, po prostu wie, że może sobie pozwolić na wszystko. Świetna jest Magdalena Smalara jako Ksenia. Kobieta poświęca się ciągłym zabawom, ponieważ zdaje sobie sprawę z jednego faktu: w Rosji nie można robić nic więcej. No, chyba, że car rozkaże. Prócz konformizmu (realizmu?) Ksenię cechuje jeszcze skłonność do flirtu. Scena z wiśniami jest prawdziwą teatralną perełką.
Widowisko w Przodowniku jest realizacją przede wszystkim dopracowaną pod względem warsztatu. Rekowski przemyślał swój spektakl od początku do końca. Proste rozwiązania inscenizacyjne idą w parze z umiejętnością prowadzenia narracji. Po spektaklu pozostaje dreszcz niepewności. Dźwięki barokowej muzyki zaczynają bowiem brzmieć przerażająco, gdy padają słowa: "za sto lat jakiś autor o nas napisze". Tylko czy nie będzie tej historii pisał kolejny Wolter? "Kto rządzi przeszłością, w tego rękach jest przyszłość".