Pountneya "Straszny dwór"

"Straszny dwór" - reż. David Pountney - Teatr Wielki - Opera Narodowa w Warszawie

Mijający rok dla Opery Narodowej był czasem, w którym koniecznością stało się odnotowanie ważnych dla niej rocznic. 250-lecie istnienia polskiego teatru uczczono oryginalnym baletem "Casanovą w Warszawie", specjalnie na tę okazję stworzonym przez Krzysztofa Pastora (choreografia) i Pawła Chynowskiego (libretto). Natomiast przypadającą w listopadzie rocznicę otwarcia po odbudowie ze zgliszczy Teatru Wielkiego mogła uświetnić wyłącznie nowa inscenizacja "Strasznego dworu" Moniuszki.

Dlaczego? Powodów jest wiele. Jednym z najważniejszych jest przypomnienie, że "Straszny dwór" był pierwszą premierą odbudowanej sceny, uważany jest za naszą najbardziej narodową operę i że publiczność ją kocha.

W ciągu półwiecza mieliśmy w Warszawie kilka inscenizacji "Strasznego dworu", mniej lub bardziej udanych, wywołujących ożywione dyskusje, bo każdy ma własne wyobrażenie kształtu tego przedstawienia.

Marzy nam się światowa popularność tego dzieła, ale wprowadzenie Moniuszki na wielkie sceny idzie jak po grudzie. Ogrom zapału i energii poświęcała Maria Fołtyn na promowanie "Halki", niestety dziś nie słychać, aby któryś z teatrów włączył ją do repertuaru. Ze "Strasznym dworem" jest jeszcze gorzej. Kontuszowa komedia muzyczna z historyczno-patriotycznymi podtekstami wydaje się zbyt hermetyczna dla międzynarodowej publiczności. Można z tym polemizować, ale należy czynić próby pokazywania perełek naszej kultury szerzej i może inaczej niż dotychczas. Tym bardziej że świat zdaje się otwierać coraz bardziej na rzeczy nieznane i odmienne.

Dyrektor Dąbrowski postanowił zaprosić do realizacji "Strasznego dworu" twórcę spoza kręgu słowiańskiej kultury, o światowych dokonaniach, Polsce życzliwego i zainteresowanego naszą kulturą.

Wybór padł na Davida Pountneya, obecnego dyrektora Welsh National Opera w Cardiff, wybitnego reżysera o międzynarodowej renomie. W Polsce znanego z realizacji w Operze Narodowej: "Króla Rogera" Szymanowskiego, "Wilhelma Tella" Rossiniego i "Pasażerki" Weinberga, za wybitne zasługi w promowaniu kultury polskiej odznaczonego Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej.

Realizacje Pountneya zawsze są pełne rozmachu, budzą podziw wnikliwą analizą treści dzieła, jego literackich i historycznych kontekstów, logiką prowadzenia akcji i bohaterów, a także ciekawą metaforyką.

Warszawski "Straszny dwór", wyreżyserowany przez Davida Pountneya, zupełnie inny niż dotychczasowe inscenizacje, jest przedstawieniem lekkim, zabawnym, dowcipnym, dynamicznym, eleganckim, pełnym wdzięku i bardzo ładnym. Budzącym refleksje natury historycznej i patriotycznej nienatrętnie, bez nadmiernej egzaltacji.

Pountney zachwyca się muzyką Moniuszki, twierdząc nawet, że pewne arie np. Stefana, Miecznika czy Hanny są ciekawiej skonstruowane i bardziej błyskotliwe niż niektóre z arii Verdiego. Toteż jego wizja sceniczna jest spójna z muzyką i stara się z nią współgrać, a nie intensywnością reżyserskich poczynań dominować nad partyturą. Niestety, prowadzona przez Andriya Yurkevycha orkiestra zdecydowanie nie zachwycała, gubiąc tempa i nie współdziałając ze śpiewakami. Brakowało jej lekkości i bogatszej barwy dźwięku. Najistotniejszym pomysłem inscenizacyjnym Pountneya, z którego wynikały wszystkie sytuacje sceniczne, jest przeniesienie akcji opery z XVIII wieku w lata dwudzieste wieku XX. Reżyser niezwykle trafnie uzasadnia taką decyzję: "Nie chodzi tu o proste uwspółcześnianie, bo temu jestem z gruntu przeciwny. Chciałbym znaleźć ciekawą dla was niewydeptaną ścieżkę interpretacyjną. Mój "Straszny dwór" rozgrywa się w dwudziestoleciu międzywojennym. Sam Moniuszko usytuował akcję w okresie, gdy Polska była wolnym, szczęśliwym i dostatnim krajem. Dlatego ja również odwołałem się do szczęśliwego dla Polski okresu, gdy tętniła życiem, z pietyzmem pielęgnowała wartości, które stały się kluczowe dla jej przetrwania, rozmiłowanie we własnej kulturze i wartości rodzinne. Jednocześnie zależało mi, by całość nieco "odkolorowić", a przy tym zasygnalizować zbliżające się niebezpieczeństwo kolejnej wojny. Przesłanie jest dwojakie, bawmy się, cieszmy, póki czas i pielęgnujmy wartości, bo gdy okoliczności się zmienią, staną się naszą jedyną ostoją".

To przesłanie reżyser realizuje konsekwentnie i bardzo atrakcyjnie plastycznie. Ów czas zabawy to przecież noworoczne wróżby w zamku Miecznika, przygotowania do balu i inscenizowania modnych w tamtych czasach "żywych obrazów", które przydadzą się córkom Miecznika do realizacji dowcipnej psoty z duchami babek, mającymi przestraszyć przybyłych z sąsiedztwa młodzieńców.

To bardzo efektowny pomysł Pountneya, który zachwycił premierową publiczność. Podobnych ciekawych pomysłów na odnowienie "Strasznego dworu" jest więcej. Na szczęście wszystko logicznie się układa z "żywymi obrazami". Nawet kontusz Miecznika nie stanowi dysonansu, bo Miecznik pojawia się w nim w czasie noworocznej zabawy, gdzie prawie wszyscy przebierają się w maskaradowe stroje. Prawdziwy szał publiczności wywołał mazur, brawurowo wykonany przez tancerzy Polskiego Baletu Narodowego. Wspaniały, żywiołowy i bogaty w choreograficzne pomysły układ stworzył Emil Wesołowski. Trudno zliczyć, który to mazur w jego karierze, a każdy porywający. Tak zachwycił widownię, że choć to rzadko się zdarza (zwłaszcza na premierze), zmusiła tancerzy do bisowania. Szkoda tylko, że stroje w biało-czerwonych narodowych barwach nie są ładne.

Oprócz tancerzy także większości wykonawców należą się słowa uznania. Jak zawsze pojawienie się Adama Kruszewskiego gwarantuje doznanie artystyczne wysokiej rangi. Po Andrzeju Hiolskim jest on kolejnym wzorcowym Miecznikiem. Piękna barwa głosu, nieskazitelna dykcja, bezbłędna intonacja i aktorski talent Adama Kruszewskiego każdą postać czynią prawdziwą i wzruszającą. Taki jest i ten Miecznik. Rafał Siwek jako Zbigniew stworzył wyrazistą postać, wokalnie również nie sprawił zawodu, dykcją a także sceniczną swobodą. W partii Stefana wystąpił Tadeusz Szlenkier, jako Damazy z pełnym Minkiewicz, Aleksander Teliga zaśpiewał Skołubę zgodnie z oczekiwaniami. Kobiece partie wykonywały Elżbieta Wróblewska - Jadwiga, Edyta Piasecka - Hanna, Anna Borucka - Cześnikowa. Niestety, nie można było zrozumieć co śpiewają.

Tę inscenizację można od 19 listopada oglądać w domu. Opera Narodowa uruchomiła bowiem platformę streamingową vod.teatrwielki.pl, dzięki której można oglądać opery-w rozdzielczości 4K za darmo i to przez najbliższe pięć lat (z pieniędzy europejskich).

Wyposażenie studia wideo umożliwia np. podłączenie do wozu satelitarnego. To ułatwia przygotowanie bezpośredniej transmisji telewizyjnej dowolnego wydarzenia artystycznego, a także transmisji kinowej, na wzór transmisji z Metropolitan Opera w Nowym Jorku.

Renata Popkowicz-Tajchert
Twoja Muza
13 stycznia 2016

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia