Poważne gry

"Ojciec matka tunel strachu" - reż. Wojciech Klemm - Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie

Wyreżyserowany przez Wojciecha Klemma balet dysfunkcji rodzinnych w „Ojciec matka tunel strachu" ma jeden duży minus: jest nienachalny. Nie szokuje, nie oburza, nie elektryzuje. Przez niemodną skromność środków i prostotę łatwo go zlekceważyć, podczas gdy spektakl ten tworzy krystaliczną wypowiedź, bez jednego fałszu. Działa trochę jak przekaz podprogowy – dyskretnie, wbrew naszej woli wkrada się do świadomości. A dodatkowo zostawia nas z pytaniami – dotyczącymi znaczenia nie spektaklu, lecz naszej życiowej szarpaniny.

Dramat Martina Heckmannsa rozpisany zostaje na trzy głosy: tytułowych matki i ojca oraz przewodzące ich lęki dziecko. Niespełnieni reżyser teatralny i studentka filozofii nie cieszą się długo swoją młodością, związkiem oraz niezłamanymi jeszcze nadziejami, ponieważ zostają zdiagnozowani z dzieckiem. Panika wczesnego rodzicielstwa sprawia, że ojciec i matka „zagrywają się" wokół małego Ottona, testują na nim różne schematy wychowawcze, preparują pozór szczęśliwości. Ich mieszkanie/scena z kolorowymi workami-pufami, z klockami itp. przypomina pokój zabaw, ewentualnie poradnię psychologii dziecięcej. Okazuje się bowiem że to mężczyzna – który pracuje w ksero – i kobieta – która raz na jakiś czas musi wziąć urlop od życia – przypominają dzieci potrzebujące wiodącej ich ręki. Znajdują ją w poradnikach, psycho-bełkocie i złotych środkach, automatycznych zachowaniach, wyćwiczonych ruchach i schematach, w których nie mieści się dziecko. Klemm obudowuje je choreografią ciągłych powtórzeń – szczególnie przykrych dla niedawno jeszcze ambitnych młodych – dla których ironiczną ścieżkę dźwiękową tworzą wprawiane w ruch przez Smoka (Dominik Strycharski) piszczałki, cymbałki i gumowe zabawki, akompaniament przykrego cudu, który im się przytrafił. Izolują się coraz bardziej od dziecka, tworząc w domu oceniającego szamotaninę dorosłych Innego.

Podkreśla to zaangażowanie do tej roli Jana Peszka, który z lekkością lawiruje między wyobcowaniem a ironicznym dystansem. Wiek aktora symbolizować może wyższość emocjonalną dziecka, które powoli zaczyna uginać się i przejmować dysfunkcje swoich rodziców, zdezorientowane toczonymi przez nich „poważnymi grami", ekwilibrystyką prawdy i iluzji, rozgrywkami płci, walką o ekonomiczny byt. Zamiast abstrakcyjnej przestrzeni, postaci uwikłane są we współczesność z jej problemami, tworzą nuklearną rodzinę, w której nieobecna postać babci pokazuje, że dzisiejsza dramaturgia do życia w rodzinie to proces metodycznego odrywania się od rodziców. A w roli ojca i matki również mamy nieprzypadkowo obsadzonych aktorów – Błażeja Peszka i jego żonę, Katarzynę Krzanowską. Zatem rodzina gra rodzinę czy raczej jej mroczną – i powszechną – stronę. Nie jest to pierwszy z metatekstualnych zabiegów. Rodzice odgrywają przed synem role przykładnych opiekunów, wcielają się we wzorową rodzinę. Akcentowanie teatralności ich życia jest przez nich samych rozumiane, co ujawniają zachowania i dialogi – w tym tkwi moc dramatu, w którym świadomość życia nie swoim życiem czy zdolność autorefleksji nie potrafi niczego zmienić. Bohaterowie żyją w pułapce, więżą się wzajemnie i unieszczęśliwiają. By to podkreślić, w spektaklu pojawia się motyw teatru w teatrze. Ojciec postanawia stworzyć teatr życia, zaczyna więc od narodzin, transponując historię o narodzinach Jezusa; następnie przychodzi narracja o miłości – matka niczym edypalny fantazmat próbuje uwieść swojego syna. Na koniec przychodzi śmierć, ponieważ rodzicielstwo kojarzone jest z równią pochyłą, z której nie ma ucieczki przed umieraniem. Nie kończy się też gonitwa za ideałem dojrzałości – wyzbytym egoizmu zachowaniem, pełnym wsparcia związkiem czy sukcesem materialnym. Wszystkie są ze sobą powiązane, krystalizując się w formie barwnej tragedii na deskach teatru.

Przerażona – zarówno swoim zachowaniem, jak i sytuacją – rodzina traktowana jest tutaj jako mniejszość, ponieważ nie należy do klas uprzywilejowanych, a zawiedzione ambicje stanowią jedną z przyczyn robienia z dziecka kozła ofiarnego, coraz bardziej przez to wydostającego się spod kontroli. Celem jest dostrzeżenie, że mniejszość jest większością, a losy tej rodziny można zestawić na zasadzie analogii nie tylko z rodziną Peszków, ale z typową rodziną. Zainteresowanie mechaniką dysfunkcji sprawia, że „Ojciec matka tunel strachu" może być traktowany jako lekcja wychowania do życia w rodzinie, historia z morałem – wyszydzanym za archaiczność, ale niezwykle szlachetnym. Zostającym z widzem dłużej niż echo rozkrzyczanych spektakli.

Marta Stańczyk
Dziennik Teatralny Kraków
27 czerwca 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia