Powiew świeżości

"Słońce w kuchni" - reż: M. Brzozowski - Teatr Nowy w Łodzi

Eklektyzm odbierany jest zazwyczaj pejoratywnie. Nie istnieje jednak słowo, które byłoby w stanie trafniej opisać sztukę Marcina Brzozowskiego "Słońce w kuchni". W tym przypadku nabiera jednak pozytywnego zabarwienia, gdyż ciężko w spektaklu Teatru Nowego w Łodzi odnaleźć jakieś słabe punkty. To, co w codzienności mogłoby nie zagrać, na deskach teatru wybrzmiewa z ogromną siłą.

Młody reżyser bierze na warsztat krótkie opowiadanie Jarosława Iwaszkiewicza. Nie każdemu jednak udaje się wygrać pojedynek z tym wszechstronnym pisarzem. Jego twórczość to bowiem literacki majstersztyk. Marcin Brzozowski wychodzi z tej sytuacji obronną ręką, racząc widzów interpretacją, której nie powstydziłby się sam współtwórca grupy Skamander.  

Ukazana na deskach teatru historia, w perspektywie silnego w ostatnich latach ruchu emigracyjnego, nabiera współczesnego wymiaru. Oto młoda Polka imieniem Ivne (Ewa Łukaszewicz) pracuje jako służąca w jednym z duńskich domostw. Na swoje nieszczęście zakochuje się w Torbenie (Dobromir Dymecki), synu pani domu (Małgorzata Skoczylas). Łączące ich uczucia sprowadza na Ivne wiele nieszczęść. Na swej drodze spotyka się chociażby z niechęcią ze strony siostry Torbena - Dagmar (Izabela Chlewińska) oraz jego ciotki (Katarzyna Żuk). W tym świecie panuje tylko ból i rozpacz, genialne rozegrane przez zgrany zespół aktorski.  

Na scenie dochodzi do istnej syntezy. Zostaje połączone medium filmowe, muzyka na żywo, proza oraz taniec. Marcin Brzozowski bawi się materią filmową. Łódzki zespół Puch (genialny!) na żywo odgrywa motywy wprost z „Dziecka Rosemary”, w oryginale skomponowane przez Krzysztofa Komedę. Obraz Romana Polańskiego egzystuje na scenie w dwójnasób. Oto bowiem prócz muzyki, na ścianie zostają wyświetlone fragmenty filmowe w postaci slajdów. Codzienność, obrazowana poprzez domowe obowiązki Ivne, jawi się niemal jako odtwarzany cyklicznie film. Reżyser chętnie wykorzystuje również elipsy czasowe, które zostają rozegrane za pomocą światła, dźwięku i ruchu.  

Aktorzy biegają, robią fikołki, przewracają się. W całym tym zgiełku jednak widać czujne oko reżysera i ogromny talent Izabeli Chlewińskiej odpowiedzialnej za ruch sceniczny. Przeniesienie prozy na deski teatru rzadko się udaje. Zazwyczaj jest nudno i rozwlekle. Ruch jednak, wraz z muzyką na żywo, nadaje przedstawieniu niezbędnej pulsacji, bez której ciężko byłoby wyeliminować prozatorskie dłużyzny.  

„Słońce w kuchni” w reżyserii Marcina Brzozowskiego to istny powiew teatralnej świeżości. Jeżeli ktoś już dziś zakłada śmierć sztuki teatralnej, powinien odgonić od siebie złowieszcze myśli. Po takich przedstawieniach nadal można wierzyć w siłę młodego polskiego teatru.

Monika Macur
Dziennik Teatralny Łódź
1 kwietnia 2009

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia