Powrót do epoki atramentu

Nie z powodu "Co", a z powodu "Jak"!

Szarpanie flaków, ran. Skakanie stada koni. Szaleństwo. Babranie się we wszystkim, głównie w złu. Dół, śmierć. Brak światła. Krzyk i przemoc wobec widza. Efekciarstwo i pozór. Sztuka "na maksiora". Z tych i garści podobnych pseudonimów teatru Krzysztofa Warlikowskiego, którymi Stanisława Celińska żegna się z Warlikowskim, najcelniejsze jest "babranie się" - pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Przez lat 17 była wierna, z ufnością zagrała wszystko, czego od niej Warlikowski wymagał - a teraz wyznaje: "Ile można?". Ma dość. Odchodzi. Opuszcza poetykę "babrania się" w ciemnościach, "babrania się", które czym jest tak naprawdę? Odpowiem pytaniem. A widział ktoś kiedyś "babranie się" uporządkowane, spójne wewnętrznie, będące formą czystą i precyzyjną jak hierarchia w mrowisku?

Widział ktoś kiedyś "babranie się", które by nie było bałaganem, przypadkowością gestów, rupieciarnią sensów? Celińska ma dość "babrania się" na wiwat, "babrania się" podszytego pretensjonalnością, mrukliwego, lepkiego, maniakalnego. Odchodzi od efekciarskiego bałaganu. Odchodzi - do czego właściwie? W udzielonym "Newsweekowi Polska" (nr 29) wywiadzie pożegnalnym - właśnie to wydaje się najciekawsze.

Odejście Celińskiej od Warlikowskiego jest w istocie - powrotem. Powiada, i jest w tym znak tęsknoty za wartościami utraconymi: "Warlikowski kiedyś wystawiał wielkie teksty: Szekspira, Sofoklesa, Sarah Kane, Koltesa. A teraz jakieś mieszanki, dialogi z filmów, ktoś dopisuje coś Szekspirowi, Proustowi.

Mnie to już nie interesuje". I dodaje, że pragnie w teatrze rozmawiać z widzami o paru fundamentalnych rzeczach, ale rozmawiać na powrót - szeptem. To znaczy - spokojnie, bez niepoczytalnych wybuchów. I czysto, wyraźnie, od zdania do zdania, a nie od efektownego przypadku do efektownego przypadku. Tak, odchodząc od "babrania się" - wraca do formy, do mocnej konstrukcji, po prostu do opowieści porządnie opowiedzianej, czyli snutej tak, jak się ludzie bajać starają od początku świata. Na przykład Sofokles. Albo Szekspir.

Wiele o ich dziełach można rzec, lecz nie to, że są bałaganem o wszystkim, czyli o niczym. Inny przykład: Antoni Czechow. Co jest sednem jego "Nieciekawej historii"? Zabawne: z grubsza to samo, co u Warlikowskiego. Ludzkie ciemności. Tak. Lecz Celińska opuszcza Warlikowskiego nie z powodu treści głównie! Nie z powodu "Co", a z powodu "Jak"! Przeczytajcie "Nieciekawą historię", usłyszcie doskonałą formę Czechowa, usłyszcie precyzję zdań, dyskrecję akapitów, nie nachalną elegancję intonacji.

Usłyszcie i pojmijcie: nie chodzi o precyzję samą w sobie, o samą w sobie dyskrecję i elegancję. Chodzi o odwieczną, tylko pozornie paradoksalną regułę. W sztuce ciemność sprawia ból tym większy i tym mocniej przeraża - im czyściej, precyzyjniej się o niej opowiada. Im mniej niepoczytalnych wybuchów, ryków, bałaganu, "babrania się" i reszty tego babilońskiego cyrku "skaczących koni" - tym bardziej bezlitośnie i głębiej wchodzi ciemna igła w mózg czytelnika lub widza.

Beckett - inny astronom ciemności, których nie da się obejść - w ubiegłym stuleciu ułożył myśl zasadniczą. Wyznał, że dziś w sztuce, więc i w teatrze, o to tylko chodzi, by znaleźć, skonstruować formę czystą - taką, która pomieści dookolny ciemny bałagan świata. Jest prawdopodobne, nawet bardzo, że Celińska nie zna tych słów. Nie szkodzi. Żaden to problem, gdyż jest wręcz pewne, że od Warlikowskiego odeszła - niespiesznie idąc w rytmie tej myśli. Co dalej? Na razie wróciła do formy mikrej, do piosenki. Wydała płytę "Atramentowa". Nostalgiczny tytuł. Pozwala myśleć o normalnych czasach, kiedy dobra forma w sztuce była oczywistością, ludzie zaś używali do pisania atramentu.

Paweł Głowacki
Dziennik Polski
27 lipca 2015

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia