Powrót do szkolnych czasów
,,Stowarzyszenie umarłych poetów" – reż. Piotr Ratajczak – Och-Teatr w WarszawieW piątkowe popołudnie po raz 25 można było oglądać Stowarzyszenie Umarłych Poetów na deskach dużej sceny Och-Teatru.
Akcja toczy się jesienią w szanowanej szkole z ogromnymi tradycjami, a jednocześnie żelaznymi regułami i powtarzanymi jak mantra złotymi zasadami: Tradycja, Honor, Dyscyplina, Doskonałość.
Rzeczywistość uczniów zmienia się, gdy do szkoły przybywa nowy, ekscentryczny nauczyciel języka angielskiego - John Keating, która sam jest absolwentem owej placówki. Proponuje on niekonwencjonalne metody nauczania, na przykład sugerując wyrwanie kartek z nierzetelnego (według niego) podręcznika. Próbuje nauczyć młodych uczniów samodzielności w myśleniu, zaszczepić w nich ciekawość świata, miłość do życia i nie tylko - również do ważnej w jego mniemaniu, a bagatelizowanej przez uczniów zainteresowanych głównie przedmiotami ścisłymi i z nimi wiążący swoją przyszłość na studiach, poezji. Dotychczas niestosowany styl nauczania spotyka się z entuzjazmem uczniów i niestety dezaprobatą dyrektora szkoły - Nolana. Zainspirowani uczniowie odnawiają Stowarzyszenie Umarłych Poetów, czyli tytułowy sekretny związek, gdzie odkrywają, poza pięknem czytanych i pisanych przez siebie utworów, także prawo do buntu i wolności. Zrywają z łatką grzecznych chłopców na rzecz realizacji własnych marzeń. Jeden z nich, Neil, uświadamia sobie, że od dawna pragnie zostać aktorem, lecz nie rozwijał się w tym kierunku z uwagi na zakaz ojca. Mimo momentów zawahania ostatecznie występuje w sztuce Szekspira. Czuje się spełniony, jednak jego ojciec zaraz po tym zdarzeniu zamierza przenieść go do Akademii Wojskowej. Pogrążony w bólu i poczuciu niesprawiedliwości Neil, chcąc pozostać w zgodzie ze swoimi ideałami i tożsamością, nocą popełnia samobójstwo. Tym samym niezadowolony z pracy pana Keatinga dyrektor szkoły ma wreszcie powód, by usunąć go z placówki - oskarża nauczyciela o spowodowanie tragedii. Uczniowie zmuszeni są do pożegnania swojego mentora. Na zawsze odmienieni i wdzięczni robią to tytułowymi słowami wiersza Walta Whitmana ,,O Kapitanie! Mój kapitanie!".
Możemy przyjąć, że w przedstawieniu poznajemy dwa przeciwne obozy, którym przyświecają różne idee. Pierwszy z nich to autorytarny, surowy, rygorystycznie przestrzegający zasad dyrektor (w tę rolę idealnie wcielił się Mirosław Kropielnicki) oraz ojciec jednego z uczniów kierujący jego życiem i dyktujący mu niemalże każdy krok (co ostatecznie doprowadziło do sprzeciwu i samobójstwa chłopca). Natomiast drugi obóz to grupa uczniów (Adrian Brząkała, Maciej Musiał/Maciej Musiałowski, Radomir Rospondek, Jakub Sasak, Aleksander Sosiński, Jędrzej Wielecki) oraz nowy, nietuzinkowy nauczyciel, z rolą którego mierzył się fenomenalny Wojciech Malajkat. Wszyscy wykazali się niebanalną grą aktorską i dla wszystkich należą się gromkie brawa, bo to właśnie głównie za ich sprawą spektakl okazał się być znakomity i odniósł wielki sukces.
Reżyserii spektaklu, powstałego na podstawie amerykańskiego dramatu filmowego sprzed równych 30 lat, podjął się Piotr Ratajczak, odpowiedzialny również za opracowanie muzyczne. Zadanie to z pewnością nie należało do łatwych – przeniesienie filmu na inną płaszczyznę (tutaj: na deski teatru) skutkować może licznymi, także krytycznymi porównaniami do pierwowzoru. Twórcy jednak postanowili zmierzyć się z zagadnieniem i za to należą się podziękowania, gdyż świetnie sobie z nim poradzili.
Odpowiedzialny za przekład Bartosz Wierzbięta po raz kolejny udowodnił swoje znakomite umiejętności translatorskie, zachowując spójność i zgodność treści z oryginałem, a jednocześnie niekiedy dostosowując ją, by była zrozumiała dla polskiego odbiorcy.
Kostiumy (przygotowane przez Grupę Mixer) w stonowanych kolorach idealnie oddawały ducha epoki – uczniowie nieustannie występowali „pod krawatem" w identycznych mundurkach. Równie elegancki był dyrektor zawsze w ciemnym garniturze czy ojciec jednego z uczniów w długim trenczu. Jedynie nauczyciel Keating nieco się wyróżniał, nosząc sweter z golfem i lekko potargane włosy.
Scenografia w wykonaniu Marcina Chlandy, mimo że dość ascetyczna, spełniła swoją rolę uwypuklając to, co w zasadzie najważniejsze – grę aktorską. Na scenie ustawiona została jedynie trybuna, rampa oraz biurko, ławki i krzesła, które momentami posłużyły do przearanżowania przestrzeni. Scena funkcjonowała przez znaczną część spektaklu jako klasa, jednak były momenty, kiedy pełniła rolę gabinetu dyrektora, pokoju w internacie czy jaskini, czyli miejsca spotkań Stowarzyszenia. Przedstawiana była również sama droga do jaskini, usiana rozmaitymi przeszkodami. Cały spektakl jest stosunkowo statyczny jeśli chodzi o grę świateł. Natomiast między innymi wtedy, gdy chłopcy mieli do przebycia drogę na potajemne spotkanie, światła się zmieniały, migały, pojawiała się także elektryzująca, wzbudzająca niepokój muzyka. Możemy usłyszeć takie zespoły jak The Kinks, The Who, The Doors czy Alan Parsons Project. Aktorzy natomiast wykonywali energiczne ruchy i skoki połączone z elementami tańca (choreografia – Arkadiusz Buszko), które imitowały pokonywanie tych przeszkód – prawdopodobnie kamieni, drzew czy pagórków. Wszystko to razem podkreślało dynamiczny charakter akcji.
W najdrobniejszym szczególe został dopracowany także kolejny układ choreograficzny: w pewnym momencie, gdy uczniowie siedzieli w ławkach „z nosami w książkach", rozpoczął się synchroniczny taniec. Perfekcyjnie wykonany obrazował jedność i pozorną identyczność uczniów, jednak każdy z nich miał jednak inny charakter, co możemy wyczuć już po pierwszych kilkunastu minutach spektaklu. Jeden z nich był wyjątkowo nieśmiały i się jąkał, inny nad wyraz ambitny, a jeszcze inny najbardziej zbuntowany i nieustraszony. Niemniej jednak sceny zbiorowe z układami choreograficznymi są ujmujące w swej prostocie i absolutnie rewelacyjne.
Poza energiczną lub składającą się z pojedynczych, głębokich dźwięków muzyką, wybrzmiewały także nostalgiczne partie grane na saksofonie przez jednego z uczniów, co dopełniało intymną atmosferę sceny. Działo się to na przykład podczas spotkania Stowarzyszenia, gdy chłopcy uzmysłowili sobie, że poza szkołą i wizjami przyszłości na dobrych uczelniach mają także własne pasje. Docenić należy także zastosowany chwyt dramaturgiczny – teatr w teatrze – wprowadzający do spektaklu elementy innego spektaklu. Tutaj jest to "Sen nocy letniej" Szekspira, w którym bierze udział jeden z uczniów – Neil. Spowodował on chwilowe podwojenie rzeczywistości teatralnej, dostarczając nowych doznań.
Dla współczesnej młodzieży spektakl może wydać się nieco anachroniczny – obecnie nastolatkowie chętniej grają w gry komputerowe, niż czytają poezję, słuchają hip-hopu, techno czy muzyki elektronicznej, niż pojawiających się w przedstawieniu utworów, a w dobie Internetu częściej rozmawiają ze sobą przez różnego rodzaju aplikacje i komunikatory, niż na żywo, co jest smutną prawdą o panującej rzeczywistości.
Jednak w "Stowarzyszeniu Umarłych Poetów" na aktualności nie traci najważniejsze – temat i główny problem opowiadanej historii. A więc relacje między uczniem, nauczycielem, dyrektorem oraz rodzicem. W dobie pytań o sens edukacji, rolę nauczyciela, a także w natłoku różnych strajków podjęty temat zdaje się być wyjątkowo bieżący, a "Stowarzyszenie Umarłych Poetów" funduje nam dwugodzinną lekcję pełną refleksji.
Spektakl wyzwala wiele emocji, w tym także wzruszeń, jest absolutnie rewelacyjny i ogromna w tym zasługa wszystkich twórców. Bez wątpienia wart polecenia, a będzie można go oglądać w Och-Teatrze jeszcze przez kilka najbliższych miesięcy.