Powrót Hauptmanna

"Czarna maska" - reż. Bogdan Koca - Teatr im. C.K. Norwida w Jeleniej Górze

Bogdan Koca, dyrektor Teatru im. Norwida w Jeleniej Górze dba o zróżnicowany repertuar jeleniogórskiej sceny. Można w nim znaleźć sztuki lekkie, łatwe i przyjemne oraz wymagające, intelektualnie wysmakowane inscenizacje. Jedną z nich jest "Czarna maska"

„Czarna maska” to tytuł sztuki Gerharta Hauptmanna, niemieckiego pisarza okresu modernizmu, laureata Nagrody Nobla, zamieszkującego niegdyś teren obecnie należący do Polski - Jagniątków, który dziś jest dzielnicą Jeleniej Góry. Warto również zauważyć, że twórczość Hauptmanna nie jest w Polsce dość szczególnie znana, co jeszcze bardziej zacieśnia i sublimuje krąg odbiorców spektaklu. 

Akcja utworu toczy się podczas jednego wieczoru w pobliskim Bolkowie (Bolkenhain), na zamku, z którego obecnie pozostały malownicze ruiny. Spektakl przenosi widzów w XVII wiek, dokładnie w rok 1662, w czas po wielkiej wojnie trzydziestoletniej, która spowodowała wielkie straty w ówczesnych państwach niemieckich i pozostawiła w ludziach jak najgorsze wspomnienia. Stąd też w dramacie utrzymuje się stały poziom atmosfery grozy, tajemniczości, niepewnego jutra. 
 
W jeden z ponurych, zimowych wieczorów u wpływowego urzędnika państwowego burmistrza Bolkowa Schullera spotykają się rodzina, sąsiedzi, duchowni oraz kupiec Perl. Ten, wróciwszy z dalekiej podróży obdarowuje zgromadzonych podarkami i dobrymi wieściami. Tylko żona burmistrza, Benigna nie czuje się dobrze – wciąż trapią ją koszmarne sny i wizja upadku. W trakcie uczty widz dowiaduje się o bohaterach, coraz to nowych historii, zwłaszcza o pewnej haniebnej tajemnicy Benigny. Na zamku pojawia się tytułowa czarna maska – projekcja lęków bohaterów sztuki. Równolegle do odkrywanych tajemnic wkrada się zaraza. Ludzie zaczynają chorować i umierać. Atmosfera robi się coraz mroczniejsza, a śmiertelne zagrożenie wisi w powietrzu. Finał – nie może być inaczej – musi być tragiczny. 

Ta mroczna i zagmatwana akcja nie ułatwia odbioru nawet wyrobionemu widzowi, mimo od początku do końca konsekwentnie utrzymanej stylistyce ekspresjonistycznej. Oglądając poszczególne sceny na myśl przychodzą fragmenty filmów niemieckiego ekspresjonizmu autorstwa Friedricha Wilhelma Murnaua. Nastój ten można by określić jako gotycki – aktorzy występują w czarnych kostiumach na czarnym tle przy czarnym stole.
 
Pojawia się także wiele odniesień do sztuki malarskiej obrazów Rembrandta, Goi, Velazqueza. Malarskie inspiracje przejawiają się przede wszystkim w nieruchomych kadrach, którymi wręcz naładowany jest spektakl. Reżyser konsekwentnie stosuje tę zasadę, każąc każdemu z bohaterów zastygać w kulminacyjnym dlań momencie, a całość inscenizacji zamyka w panoramicznej  ramie.
 
Wspomniana już wszechwładna czerń, w którą obleczono zarówno scenę jak i aktorów rozjaśniania jest jedynie za pomocą sączących blade światło reflektorów lub też poprzez niewielkie białe elementy scenografii (zabrudzony obrus na stole, długie serwety-śliniaki użyte podczas podwieczorku, białawy dym unoszący się ze świec i kadzideł).
 
Atmosferę grozy, niepewności oraz pewnej mistyki wzmacnia muzyka skomponowana przez Zbigniewa Karneckiego. Efekt całości wzmocniony zostaje przez odśpiewanie z offu jednej z pieśni Horacego o nieprzewidywalnym losie.
 
Inscenizacja „Czarnej maski” w reżyserii Bogdana Kocy jest próbą ambitnego teatru. Próba ta jednak nie do końca się powiodła. Narzucony aktorom patetyczny styl gry zaczyna przeszkadzać już w pierwszych scenach spektaklu, stając się dla wykonawców coraz cięższym balastem. Przez ów gotycki, podniosły ton odtwarzane postaci stają się karykaturalne, nieprawdziwe, ich losy nie poruszają, a ich emocje nie oddziałują na nas dostatecznie. 

Być może - gdyby reżyser poprowadził aktorów nieco inaczej, gdyby zrezygnował z kilku pobocznych wątków i nużących tyrad, które są zbyt zawiłe i zdecydowanie trwają zbyt długo - spektakl mógłby być dziełem pełnowartościowym i bardzo udanym. Mimo to mamy jednak do czynienia z interesującą próbą pokazania jeleniogórskiej publiczności ważnej dla tego teatru interpretacji jednej z najwybitniejszych prac Gerharta Hauptmanna.

Bogdan Koca jest pierwszym polskim reżyserem, który miał odwagę zrealizować jego dzieło na deskach konwencjonalnego teatru. Co prawda dziesięć lat wcześniej Jan Warenycia podjął się również udanej próby wyreżyserowania „Czarnej maski” ale zrobił to w Teatrze Polskiego Radia, gdzie, jak wiadomo, obowiązuje zupełnie inna teatralna konwencja. Także w całkowicie innej konwencji Krzysztof Penderecki wystawił „Die schwarze Maske” w 1986 roku na Festiwalu operowym w Salzburgu.

Osiemdziesiąt lat po opublikowaniu w Berlinie „Czarnej maski” Hauptmann zaistniał na powrót w miejscu, w którym mieszkał przez ostatnie lata życia. Dzięki decyzji dyrektora Kocy Teatr Norwida w Jeleniej Górze wzbogacił swój repertuar o pozycję oryginalną, ambitną, trudną i potrzebną w polskim teatrze. I chociaż Gerhart Hauptmann jest stale obecny na naszych scenach, w ostatnich latach został nieco zapomniany i dobrze się stało, że wrócił do Jeleniej Góry wraz z najbardziej klasycznym dramatem w swojej twórczości.

Marta Odziomek
Dziennik Teatralny
23 lipca 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...