Powrót Konrada

"Wyzwolenie" - reż. Waldemar Modestowicz - Teatr Polski w Szczecinie

"Wyzwolenie" w reżyserii Waldemara Modestowicza stoi pod znakiem powrotu. Powrotu narodowych wątków i mitów, powrotu do walki z ich chorobliwą, niszczącą siłą, powrotu Konrada

MOTYW tego powrotu, obecny w dramacie Wyspiańskiego, wpisany w wiele jego scen, w nowej szczecińskiej inscenizacji sprawia wrażenie motywu przewodniego. Wyznaczającego kierunek i sens spektaklu. To "Wyzwolenie" - repetycja, staranne i nieco konwencjonalne, ale skupione, jak każda znana, na nowo czytana opowieść. No i stara lekcja, przerabiana wciąż na własnym przykładzie, choć bez doraźnych odniesień do współczesności.

Zgodnie z duchem tekstu (nomen omen: duchem) to "Wyzwolenie" czytane przez "Dziady" Mickiewicza, ale i - mam wrażenie - przez "Ślub" Gombrowicza. Nie bez kozery. Dramat ten - powrotu do domu, do starych lęków i pytań - był zresztą poprzednią inscenizacją Modestowicza w Polskim. Klimat tamtego spektaklu przenika wiele scen "Wyzwolenia", a też i jego forma - przestrzeń domu i sennego koszmaru - nadaje kształt teatralnej opowieści o powrocie Konrada.I nie tylko o umownie traktowany wiek tu chodzi, a i o bagaż doświadczeń, stosunek do życia. Pojawia się, jak zawsze, znikąd ("nie wiem - z raju, czyli z piekła"), niosąc w sobie Gustawa z "Dziadów", lecz i wszystkich tych młodych, zapalonych Konradów, którzy wpisali się w naszą tradycję. Jest w nim też Henryk ze "Ślubu" - w wypłowiałym żołnierskim szynelu; umarły, wieczny.

Modestowicz wyciął z dramatu niemal wszystkie sensy i znaki dotyczące miejsca akcji jako teatralnej sceny. Teatru w ogóle. Nie ma więc w jego spektaklu Reżysera i Aktorów, z udziałem których Konrad "stroi narodową scenę", inscenizuje swe przedstawienie. Kontekst teatralny jest ledwie zaznaczony - to widowisko ma raczej charakter misterium i psychodramy.

Jego ramy inscenizacyjne umownie, również w scenografii, odnoszą się do didaskaliów - w drugim planie widzimy zarys kolumn wawelskiej katedry, a przedzielająca scenę ruchoma, półprzezroczysta przesłona zmienia się niekiedy w ekran, na który rzutowane są witraże Wyspiańskiego. Ale to właśnie przestrzeń tła. Ta rzeczywista - rzeczywistości wewnętrznej, a i teatralnej - ma wymiar i kształt ascetycznej celi. Żelazne łóżko, stół i krzesło. Cela Konrada. Dom, z którego wyszedł i do którego wraca. Ale też, jak w scenie z Maskami, sala szpitalna, dom wariatów.

W tej przestrzeni - do której świat dostaje się w formie wizji, symbolicznych obrazów i snów (poetyka snu jest tu ważna, podkreślana inscenizacyjnie, akcentowana tekstem - gdy np. jedna z postaci mówi do Konrada: "tobie się ŚNI o samoistności") - toczy się zmaganie stanowiące istotę "Wyzwolenia".

Bitwa o wyzwolenie z Poezji - rozumianej jako fałszywy mit, upiorny ciężar tradycji, zaczadzenie słodyczą Śmierci. Jej scenicznym znakiem - dosłownym aż po kicz, ale i celowo wyolbrzymionym - jest wielki, biały posąg Pegaza ze złamanym skrzydłem, przesuwany po scenie w pochodach i korowodach. Ten pomnik to obiekt zbiorowego kultu tych, którzy są "w niewoli narodowości", lecz i symbol kłamstwa, złudnej potęgi, jaką daje Sztuka. Czyniąca z twórcy-przywódcy narodu - "niewolnika patriotyzmu". W jednej z ostatnich scen Konrad woła, rozbijając krzyk na zgłoski, by mocniej go zaakcentować: "Poezjo, precz! Jesteś Ty-ra-nem!!!".

Na postać Konrada - na scenie i w walce o Mickiewiczowski "rząd dusz" - składają się tu zresztą, by tak rzec, trzy role. W Przewodniku (Sławomir Kołakowski), mówiącym tekst didaskaliów - u Wyspiańskiego będący ważnym odautorskim, poetyckim komentarzem - ma Konrad refleksyjnego i gorzkiego partnera. W Samotniku-Geniuszu (Krzysztof Bauman) - postaci złożonej przez Modestowicza - ma przeciwnika, fałszywego Wieszcza; swe mroczne, drapieżne, ale i autoironiczne, szydercze Ja.

Przewodnik i Samotnik nie są wszakże aniołem i diabłem, skrajnościami walczącymi ze sobą i z Konradem - o niego samego i Polskę. To raczej dopełniające go i spełniające się w nim wciąż siły i postawy. Świadome siebie i skazane na siebie. Jak Konrad na los Prometeusza, niosącego pochodnię, i Orestesa, oślepionego przez Erynię... Konrad zwyciężający sam siebie, aby wyzwolić siebie i nas.

"Wyzwolenie" w Polskim stroni od nachalnych aktualizacji, łatwej publicystyki. Dystansuje się od publicznej debaty na tym poziomie, jaki narzucają nam polityka i media (jej echo to ironiczne, groteskowe "paplanie", z którym walczy Konrad). Traci na tym jednak, bo słabnie jego potencjał emocjonalny, a wiele żywych wciąż i mocno brzmiących kwestii gubi się w scenicznej mgle. Ton pełnego pasji sporu o Polskę zastąpiony głębokim dyskursem zdaje się często popadać w manierę, której sam się wszak przeciwstawia - spektakl jest wtedy senny, wyzbyty nerwu, poetycko przesadny, oderwany od tej rzeczywistości, na którą jest przecież odpowiedzią.

Ale ma swą urodę, konsekwencję i rytm. Punktowany też muzyką, pulsującą i bijącą w tle - głucho, lecz mocno - jak dzwon, jak serce. Jego wartością jest bogactwo i dojrzałość przesłania. Powrót Konrada, który w najpiękniejszej dla mnie scenie spektaklu myje ręce w misce wody. Wrócił do domu - czystego, zwykłego jak jego sprzęty i biel ścian, ale i splugawionego, utraconego. Wygłasza więc prosto i żarliwie swą modlitwę, "by zeszło światło w nocy i trysnął zdrój w ukryciu".

Artur D. Liskowacki
Kurier Szczecinski
11 grudnia 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia